[16] To mój syn.

3.2K 256 54
                                    

Louis spojrzał na bawiące się wspólnie dzieci, które coś do siebie mówiły w nieznanym języku. Właśnie kończył kolejne tłumaczenie, kiedy Harry poszedł do sklepu po rzeczy na obiad. Mieli swój spokojny, rodzinny dzień, który ostatnio u nich królował.

- Czyżby tatuś zapomniał kluczy? - Louis powiedział do dzieci, nim ruszył do drzwi, gdy ktoś do nich zapukał.

- Tata! - pisnął Kai.

Szatyn uśmiechnął się na to czule, nim otworzył drzwi. Jego oczy się śmiesznie rozszerzyły, kiedy spotkał wzrokiem obcego mężczyznę.

- Przepraszam, kim pan jest? - chrząknął przez chrypkę i spojrzał w duże oczy. Naprawdę próbował sobie przypomnieć, czy gdziekolwiek widział taką twarz, ale te rysy były kompletnie obce.

- Jest Harry? - spytał chłopak wyglądający na mniej więcej wiek bruneta. Coś błysnęło w jego oczach, co nie spodobało się Louisowi.

- Nie, emn, mój narzeczony wyszedł. - odparł spokojnie.

- Narzeczony? - prychnął i bez pytania wszedł do mieszkania, przepychając się między Louisem.

- Co ty wyrabiasz? - złapał go za ramię - Nie znam cię i nie życzę sobie takiego zachowania, to mój dom i masz stąd wyjść. - nie rozumiał zachowania obcego, robił się powoli przestraszony przez zaistniałą sytuację.

- Bardzo chętnie poczekam na Harry'ego. - syknął, wygrywając się z uchwytu.

- Wyjdź z mojego domu. - powtórzył, kątem oka spoglądając w stronę salonu, bał się o swoje dzieci.

One były takie małe i kruche. Musiał porozmawiać sobie z Harrym na temat jego znajomych. Nienawidził takich zachowań.

- Kiedy Harry wróci? - nie zwracał uwagi na szatyna.

- Zadzwonię na policję, jeśli nie wyjdziesz z mojego domu. Nie znam cię do cholery. - stanął na przejściu do salonu.

- Ja ciebie też i nie drę się, że wychowujesz do cholery moje dziecko. - spojrzał na niego. Był naprawdę zadowolony ze swojej odpowiedzi.

Louisa zmroziło ma chwilę, jednak szybko się poprawił.

- Jak wiem, to ja jestem rodzicem dzieci, jak i Harry. Jeśli chciałbyś poznać nasze dziecko, to musiałbyś najpierw uzgodnić to z nim, teraz wyjdź. - wskazał na drzwi wejściowe. Teraz wiedział, że jest to ten facet od zakładu.

- Nigdzie się nie ruszę, to mój syn. - odparł, stając pewniej.

- Nie na papierach. - zadrżał, kiedy usłyszał głośniejsze gaworzenie dzieci.

- Chcę go zobaczyć.  - zarządzał.

- Nie bez obecności Harry'ego. - odparł prosto.

- Kurwa, nie po to jechałem tyle kilometrów. - był niezadowolony ze słów partnera jego byłego kochanka. Chciał tylko zobaczyć tego dzieciaka, nic więcej.

- Nie obchodzi mnie to. - nie mógł okazać słabości - Harry pojawi się do trzydziestu minut.

Chłopak usiadł na niskiej szafce, na buty i założył ręce na piersi. Louis zmarszczył na to brwi i poszedł do dzieci, sprawdzić jak się mają. To był błąd. Kai stał chwiejnie przy kanapie i uśmiechnął się na widok Louisa.

- Kai, maluszku. - automatycznie oddał uśmiech, jakby zapominając o nieproszonym gościu i pochylił się, by wziąć go na ręce.

- Mama. - złapał za kołnierzyk koszulki niebieskookiego.

Change thinking || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz