Louis spojrzał na bawiące się wspólnie dzieci, które coś do siebie mówiły w nieznanym języku. Właśnie kończył kolejne tłumaczenie, kiedy Harry poszedł do sklepu po rzeczy na obiad. Mieli swój spokojny, rodzinny dzień, który ostatnio u nich królował.
- Czyżby tatuś zapomniał kluczy? - Louis powiedział do dzieci, nim ruszył do drzwi, gdy ktoś do nich zapukał.
- Tata! - pisnął Kai.
Szatyn uśmiechnął się na to czule, nim otworzył drzwi. Jego oczy się śmiesznie rozszerzyły, kiedy spotkał wzrokiem obcego mężczyznę.
- Przepraszam, kim pan jest? - chrząknął przez chrypkę i spojrzał w duże oczy. Naprawdę próbował sobie przypomnieć, czy gdziekolwiek widział taką twarz, ale te rysy były kompletnie obce.
- Jest Harry? - spytał chłopak wyglądający na mniej więcej wiek bruneta. Coś błysnęło w jego oczach, co nie spodobało się Louisowi.
- Nie, emn, mój narzeczony wyszedł. - odparł spokojnie.
- Narzeczony? - prychnął i bez pytania wszedł do mieszkania, przepychając się między Louisem.
- Co ty wyrabiasz? - złapał go za ramię - Nie znam cię i nie życzę sobie takiego zachowania, to mój dom i masz stąd wyjść. - nie rozumiał zachowania obcego, robił się powoli przestraszony przez zaistniałą sytuację.
- Bardzo chętnie poczekam na Harry'ego. - syknął, wygrywając się z uchwytu.
- Wyjdź z mojego domu. - powtórzył, kątem oka spoglądając w stronę salonu, bał się o swoje dzieci.
One były takie małe i kruche. Musiał porozmawiać sobie z Harrym na temat jego znajomych. Nienawidził takich zachowań.
- Kiedy Harry wróci? - nie zwracał uwagi na szatyna.
- Zadzwonię na policję, jeśli nie wyjdziesz z mojego domu. Nie znam cię do cholery. - stanął na przejściu do salonu.
- Ja ciebie też i nie drę się, że wychowujesz do cholery moje dziecko. - spojrzał na niego. Był naprawdę zadowolony ze swojej odpowiedzi.
Louisa zmroziło ma chwilę, jednak szybko się poprawił.
- Jak wiem, to ja jestem rodzicem dzieci, jak i Harry. Jeśli chciałbyś poznać nasze dziecko, to musiałbyś najpierw uzgodnić to z nim, teraz wyjdź. - wskazał na drzwi wejściowe. Teraz wiedział, że jest to ten facet od zakładu.
- Nigdzie się nie ruszę, to mój syn. - odparł, stając pewniej.
- Nie na papierach. - zadrżał, kiedy usłyszał głośniejsze gaworzenie dzieci.
- Chcę go zobaczyć. - zarządzał.
- Nie bez obecności Harry'ego. - odparł prosto.
- Kurwa, nie po to jechałem tyle kilometrów. - był niezadowolony ze słów partnera jego byłego kochanka. Chciał tylko zobaczyć tego dzieciaka, nic więcej.
- Nie obchodzi mnie to. - nie mógł okazać słabości - Harry pojawi się do trzydziestu minut.
Chłopak usiadł na niskiej szafce, na buty i założył ręce na piersi. Louis zmarszczył na to brwi i poszedł do dzieci, sprawdzić jak się mają. To był błąd. Kai stał chwiejnie przy kanapie i uśmiechnął się na widok Louisa.
- Kai, maluszku. - automatycznie oddał uśmiech, jakby zapominając o nieproszonym gościu i pochylił się, by wziąć go na ręce.
- Mama. - złapał za kołnierzyk koszulki niebieskookiego.
CZYTASZ
Change thinking || Larry
FanficKto by pomyślał, że prawdziwą miłość można poznać na lekcjach przygotowujących do porodu... Louis na pewno nie...