Kilka pięter w głąb ziemi. Pomieszczenie z jedną parą drzwi. Bez okien, kratek wentylacyjnych czy chociażby kratek podłogowych. Kilka lamp przy suficie. Wyłącznie jedna cela z jedną pryczą i jednym więźniem. Zielonooki brunet leżał na swoim łóżku i uśmiechał się chytrze, patrząc w sufit.
Ciągle przysyłali do niego psychiatrów. Jednego doprowadził już do samobójstwa. Na początku poświęcał im nieco uwagi, jednak z czasem zaczęli go oni nudzić, więc przestał zwracać na nich uwagę.
Został zmuszony do przebywania na Midgardzie, bo zdaniem Nicka Fury'ego oraz jego bandy superbohaterów nie może wrócić do Asgardu. Stamtąd mógłby przedostać się dokąd tylko chciał, a na Ziemi nie odnalazłby się. Mimo, że był już jakiś czas w Nowym Jorku, ciągle nie znał za dobrze okolicy.
Loki Laufeyson miał już w planach udać się na spoczynek, lecz jego spokój zakłócił odgłos otwieranych drzwi. Brunet uchylił powieki i przewrócił oczami, spodziewając się kolejnego lekarza. Nie usłyszał jednak tego, co zwykle. Trzasku metalu i kroków zmierzających w jego kierunku.
Do jego uszu doszedł huk, a chwilę potem następny, świadczący o zamknięciu wejścia.
Mężczyzna dyskretnie zerknął w tamtą stronę kątem oka. Zobaczył postać w szarych ubraniach i, choć nie przyjrzał się uważnie, wiedział, że była to kobieta.Wstała z podłogi i rozejrzała się wkoło. Wzrok zatrzymał się na celi, umieszczonej przy przeciwległej ścianie. Osoba w środku przykuła jej uwagę, więc podeszła bliżej. Niestety, izolatka znajdowała się na wysokim podwyższeniu, sięgającym jej do połowy uda.
- To naprawdę ty - jej głos odbił się od ścian pomieszczenia. - Wielki Loki Laufeyson - przyłożyła dłoń do szyby.
Zielonooki zdawał sobie sprawę, że tajemnicza postać go zna. On słyszał jej głos po raz pierwszy w życiu i musiał przyznać, był on bardzo przyjemny. Zwłaszcza, gdy kobieta wypowiedziała jego imię i nazwisko ze szczerą i nieukrywaną fascynacją. Postanowił, że mimo tego pozostanie obojętny.
A ona mówiła dalej.
- Nie wierzę w to. Po tak długim czasie mam zaszczyt cię poznać. On mi nie uwierzy - na wspomnienie kogoś, mężczyzna nieco się poruszył, więc postanowiła mu to wyjaśnić. - Chodzi mi o mojego przyjaciela. Jesteś dla nas wzorem. On i ja pracujemy razem. W zasadzie pracowaliśmy. Kiedy zamknęli nas w psychiatryku, on owinął sobie wokół palca jedną lekarkę. Szanowna pani doktor Harleen Quinzel - zabrała rękę ze szkła. - Mała jest w nim ślepo zakochała i myśli, że z wzajemnością, choć on do niej nic nie czuje. Ale co z tego, skoro i tak zajmuje się tylko nią. Harleen to, Harleen tamto. Już nawet wymyślił jej pseudonim. A ja poszłam w odstawkę.
Wyczuł w jej głosie ból i ogromny żal, który był mu strasznie znajomy. Resztkami sił powstrzymał się od spojrzenia w jej stronę.
- Przepraszam. Dużo mówię, a ty pewnie nie chcesz mnie wcale słuchać. Życzę dobrej nocy - rzuciła, idąc na drugi koniec pomieszczenia.
Położyła się pod ścianą, na przeciwko celi i zamknęła oczy. Zasnęła w ciągu kilku minut, nawet nie patrząc na bruneta. On odwrócił się twarzą do ściany. Coś kazało mu na nią spojrzeć, ale chciał być silny. Z trudem zasnął, mając w głowie jej głos.
CZYTASZ
Manipulacja gorsza od kłamstw
Fanfiction"Najpierw weszła trójka ochroniarzy, celująca w nią karabinami, później blondwłosa lekarka i czarnoskóry mężczyzna w czarnym płaszczu. - Jest pan pewny, panie Fury? - zapytała kobieta. - Władze Gotham City wyraziły zgodę. A ja jestem przekonany, że...