Uderzył w nich zapach alkoholu i spoconych ciał. Mimo, że w klubie parę osób paliło, nie poczuli tego. Na podświetlanym parkiecie tańczyła masa ludzi, którzy od czasu do czasu podchodzili do, znajdującego się zaraz obok, barku. W ogromnej sali stało parę stolików. Prawie wszystkie były zajęte.
Lisa i Loki znajdowali się na podeście, z którego szybko zeszli. Dopiero wtedy zielonooki dostrzegł, stojące gdzieniegdzie podwyższenia z rurami, na których tańczyły kobiety w skąpych strojach, a inne już się rozbierały. Loki odwrócił wzrok i zatrzymał go na twarzy Highlight. Ruda była nie do poznania.
Zobaczył, że pomadka i farby, które miała na sobie były fluorescencyjne. W pomieszczeniu panował półmrok, lampy świeciły różnymi kolorami tylko w niektórych miejscach, a głównym źródłem światła były właśnie parkiet i ściana przy barku, którą i tak zasłaniały butelki z alkoholem.
Tańczący również mieli na sobie fluorescencyjne ubrania, biżuterię, peruki i farby, dzięki czemu Chaotic nie wyróżniała się aż tak. Głośna muzyka, zagłuszała skutecznie wszystkie myśli Laufeysona. Nie mógł się skupić. Całe szczęście Chaotic ciągle trzymała jego rękę. Zaprowadziła go do stolika, przy którym siedziała jakaś blondynka. Muzyka akurat nieco ucichła.
- Wolne? - zapytała uprzejmie Lisa.
- Nie, rudzielcu - syknęła, przeczesując swoje włosy sztucznymi paznokciami.
- OK - uśmiechnęła się siadając.
- Głucha jesteś?! - zirytowała się tamta.
- Nie, ale ty jesteś głupia - mruknęła.
- Ty durna dziewucho!
- Coś się stało? - znikąd pojawił się jakiś szatyn, który zajął miejsce obok nich.
- Tak, kotku. Ta tępa małpa siada, gdzie chce i jeszcze mnie obraża.
- Ja tylko zniżam się do twojego poziomu - podkreśliła przedostatni wyraz.
- Słuchaj - mężczyzna podszedł do niej, na co wstała. - Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, ale masz w tej chwili się stąd...
- Chyba nie wyraziłam się zbyt jasno - ruda weszła mu w słowo, po czym szybko chwyciła za swoją broń i przystawiła mu ją do czoła. - Won.
Szatyn złapał swoją dziewczynę i szybko zniknął z nią w tłumie.
Chaotic i Loki usiedli na ich miejscach, a ona schowała broń.- Nie wydaje ci się, że byłaś zbyt... Zbyt ostra?
- Nie mów, że wolisz spokojną wersję mnie - posłała mu flirciarskie spojrzenie z uśmiechem w gratisie. - Przecież taka ja, prawdziwa ja, podoba ci się bardziej. Zresztą, jak każdemu mężczyźnie. Wszyscy jesteście tacy sami.
- Nie jestem "wszyscy" i nie mam na imię "każdy" - postanowił zagrać w jej gierkę. - Ale masz rację, podobasz mi się w tej mroczniejszej wersji.
Przysunął się bliżej niej z nadzieją, że się przestraszy i straci tę pewność siebie. Zamiast tego znalazła się bliżej niego. Oparła swoją dłoń na jego ramieniu i zawiesiła twarz na tej samej wysokości. Dzieliły ich centymetry. Jej świecące w mroku usta były uformowane w delikatny uśmiech. Loki odczuł nagłą potrzebę bliskości drugiej osoby. Pochylił się w celu pokonania owych centymetrów, lecz zatrzymały go dwa palce kobiety, które spoczęły na jego wargach.
Twarz rudej oddaliła się, a śmiech poszerzył. Wstała i pociągnęła go za rękaw do baru. Zamówiła dla nich jakieś drinki i usiadła na stołku. Brunet zajął miejsce obok. Zaczął sączyć kolorowy napój. Pił znacznie mocniejsze w Asgardzie i ten nie zrobił na nim żadnego wrażenia, choć musiał przyznać, że mu zasmakował.
Kobieta również skończyła swojego drinka, więc zamówiła kilka nowych. Barman był jej znajomym, któremu wyświadczyła bardzo wiele przysług, a jeszcze więcej pieniędzy dała, więc nigdy nie płaciła za alkohol, którego i tak prawie nie piła.
- O jakiej propozycji mówiły te dziewczyny? - zapytał Lisę zielonooki.
- Chodziło o ofertę pracy. Miałam tu zarabiać.
- Doprawdy? - roześmiał się. - I co byś tu robiła?
- To samo co te dziewczyny - wskazała na tancerki. - Czasem tylko taniec, czasem striptiz. Jeśli chciałabym więcej gotówki, mogłabym szukać jakichś nadzianych facetów i sypiać z nimi za forsę.
- Czyli twoje koleżanki są zwykłymi...
- Nie waż się ich obrażać - zmieniła ton głosu. - Fakt, są prostytutkami, ale żadna z własnej woli. Ich życie było takie, a nie inne i wylądowały tutaj. To dobre dziewczyny, wbrew opinii innych.
- Kiedykolwiek próbowałaś takiej pracy?
- Nigdy. Nawet mi to przez myśl nie przeszło - Loki od razu rozpoznał, że nie kłamała. - Zdarza mi się im pomóc, a one po prostu nie wydają mnie policji. Uczciwy układ. Naprawdę je lubię. Wydają się pustymi pannami do towarzystwa. W środku są cudowne. Mają więcej klasy od niektórych osobistości w tym mieście.
Pierwszy raz spotkał się z tak szczerym wyznaniem z jej strony. Wprawdzie w dniu, kiedy się poznali powiedziała mu coś o sobie, co też było szczere. Ale... wtedy mówiła o sobie. Jej słowa były w tej chwili tarczą chroniącą te tancerki. Traktowała je jak rodzinę. Już wiedział, że do bliskich dziewczyny należał Joker i Harleen, której wcale nie lubiła i one.
- Są jak siostry, co?
- To nie tak - pokręciła głową na boki. - Rodzina to nieco bliższa więź. Lepsza relacja. Traktują mnie jak jakąś patronkę, zbawczynię, bohaterkę. Policja złapała Jokera szybciej, bo ja ukryłam się tutaj. Wyszłam, gdy sprawa nieco ucichła, a po paru minutach miałam spotkanie z Mrocznym Rycerzem. W razie czego, one mnie przechowają. Te przysługi, które wyświadczyłam większości personelu były dość ważne. Dla nich. Wszystko to robiłam przed wcieleniem planu klauna w życie. Byłam sprytna i przygotowałam sobie coś na wszelki wypadek. Jakiś punkt zaczepienia.
- Czemu, mimo tego wszystkiego, nie uznajesz ich za rodzinę?
- Rodzina to coś innego. Przysługę mogłam wtedy wyświadczyć każdemu. Poza tym, wiązało się to z jakimiś korzyściami. A rodzina, to ktoś naprawdę bliski. Moja biologiczna rodzina, na przykład. Joker. Nawet Quinzel. Ty.
Spojrzał na nią z szokiem.
- Jesteśmy partnerami, pamiętasz? Partner też się liczy, Loki. Idę trochę potańczyć. Jeśli chcesz możesz do mnie dołączyć albo wypić drinki. Tylko się nie zgub - zaśmiała się, znikając z jego pola widzenia.
Sytuacja, jaka miała miejsce przed chwilą ciągle dawała mu do myślenia. Zwykle to on bawił się innymi. Trafiła kosa na kamień. Prawie się pocałowali. On ją prawie pocałował. Lisa Highlight nie należała do tych dziewczyn, z którymi miał do czynienia. Nie była prosta i nie zależało jej na tym, czego chciały inne. Praktycznie wszystkie kobiety w dziewięciu światach oddałyby własne dusze, za choćby jeden pocałunek asgardzkiego księcia.
Chaotic jednak nie była taka. Wręcz przeciwnie. Śmiała nawet go sprowokować, żeby z wrednym uśmieszkiem wycofać się i zostawić go w niemałym szoku. Zachowywała się, jakby nic się nie stało. Ich rozmowa o pracownicach lokalu zmieniła spojrzenie bruneta zarówno na nie, jak i na samą rudowłosą. Zależało jej na tych z pozoru nic niewartych dziewczynach. Były dla niej ważne, choć daleko im było do rodziny.
Dodatkowo powiedziała, że on był jej częścią. Nie rozumiał jakim cudem. Książę Zbrodni mógł być dla niej jak brat. Doktor Quinzel - jego żoną (choć póki co tylko dziewczyną). Więc kim był dla niej Loki?
Właśnie skończył opróżniać ostatni kieliszek. Wstał gwałtownie i odwrócił się w stronę parkietu. Zaczął szukać dziewczyny. Gdy już ją dostrzegł otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
CZYTASZ
Manipulacja gorsza od kłamstw
Fiksi Penggemar"Najpierw weszła trójka ochroniarzy, celująca w nią karabinami, później blondwłosa lekarka i czarnoskóry mężczyzna w czarnym płaszczu. - Jest pan pewny, panie Fury? - zapytała kobieta. - Władze Gotham City wyraziły zgodę. A ja jestem przekonany, że...