1.
Chłodny grudniowy wieczór rozświetlony świątecznymi iluminacjami był idealną zapowiedzią świąt. Spokojnych, radosnych...
- Wypierdalajcie wszyscy - warknął przedzierając się przez tłumy na Oxford Street, chcąc jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i zapomnieć o swoim podłym życiu. Niestety, gawiedź postanowiła dziś ruszać się wyjątkowo niemrawo, podążając w szale zakupów od sklepu do sklepu, żeby wydać pieniądze na prezenty dla ludzi, których i tak nie lubili. Głupota. Wyrzucanie pieniędzy w błoto. Kto do cholery potrzebował kolejnego krawata, koszuli czy okropnego świątecznego swetra? Nikt. Nikt tego nie potrzebował, a już szczególnie nie na święta bo takie rzeczy można było kupić kiedykolwiek. No poza tymi okropnymi swetrami. I całe szczęście, psia jego mać.
- Przepraszam! - Krzyknęła do niego kobieta z naręczem torebek z różnych sklepów tuż po tym jak go staranowała obijając Louisowi plecy. Co ona do cholery tam dźwiga.
- Ależ nic się nie stało, to tylko kolejny siniak do kolekcji, dziękuję bardzo - sarknął wystarczająco głośno by się odwróciła, zatrzymując swój szaleńczy bieg za kolejną okazją.
- Chłopcze, przeprosiłam. Zbliżają się, Święta, powinniśmy się radować. To taki piękny czas, rodzinny...
- W dupę wsadźcie sobie te Święta - warknął, rzucając jej nieprzyjemne spojrzenie i skręcając w jedną z bocznych uliczek, która, oczykurwawiście, była równie zatłoczona, ale znajdował się na niej Starbucks. A Louis potrzebował kawy. Natychmiast. Co z tego, że dochodziła ósma, chciał jej i tyle. - Dużą Eggnog Latte. Bez gałki muszkatołowej. I w nie świątecznym kubku jeśli łaska.
- Przykro mi, nie mamy innych. - Kasjerka uśmiechnęła się przepraszająco, ale Louis i tak dobrze wiedział, że nie było jej przykro. - Pana imię?
- Louis - westchnął zrezygnowany, bo czego on oczekiwał. Był grudzień do cholery, wszystkim odbijało.
- Ma pan może ochotę na świąteczne pierni... To będzie cztery dwadzieścia, kawa zostanie podana na drugim końcu lady.
Powinien czuć się źle z powodu potraktowania biednej dziewczyny swoim firmowym spojrzeniem, którego nie powstydziłby się płatny zabójca, przez co przerwała proponowanie mu ciastek. Właśnie, powinien, ale jakoś nie bardzo go to obchodziło. A już szczególnie nie dzisiaj. Cóż, może odrobinę, bo zostawił resztę z pięciu funtów jako napiwek. Niech straci, byleby dostał kawę już, teraz, natychmiast.
Złapał kartonowy ochraniacz, który działał tak naprawdę tylko przez moment, ale nie miał ochoty poparzyć sobie palców i wybiegł z lokalu tak szybko jak jego kawa była gotowa. Pierwszy łyk był cudowny. Kolejny też. Ale przy trzecim zauważył napis na kubku i miał ochotę wrócić tam i wylać gorący napój na głowę tej wrednej baby. Wesołych Świąt Lewis. Serio? Serio kurwa?!
Dotarcie do mieszkania zajęło mu zdecydowanie zbyt dużo czasu. A wszystko przez zatłoczone ulice, wypchane po brzegi autobusy i metro, które mogło rywalizować z puszką sardynek jeśli chodzi o ilość ludzi wewnątrz. Grudzień, psia jego mać. Zostawił pusty kubek po kawie na szafce na buty i nie ściągając płaszcza wszedł do salonu, od razu lokalizując parę obściskującą się na kanapie.
- Co ja kurwa mówiłem o czułościach w pomieszczeniach wspólnych? Wypierdalać do sypialni, pókim miły. I Malik, płacisz za czyszczenie tapicerki - warknął opadając na fotel i chowając twarz w dłoniach. Dlaczego świat dzisiaj obrał sobie za zadanie wkurwianie go?
- Dlaczego ja?
- Bo twój towarzysz tutaj nie mieszka, więc nie ma powodu żeby płacił. A teraz zamknij się, najlepiej zniknij. Głowa mi pęka.
CZYTASZ
Christmas tastes like Wasabi | Larry Short Story ✔️
FanficTo nie było miejsce, do którego Louis poszedłby z własnej nieprzymuszonej woli. Nie, zdecydowanie nie. Omijał podobne lokale przez całe swoje życie. Jednak kiedy jego plany na Świętą zostają zniweczone przez szefa, a przyjaciel idiota postanawia pop...