Zdecydowanie przychodzenie do pracy w stanie wskazującym może być zabawne. Gdyby chociaż świat przestał się kręcić. Albo niech chociaż wciąż pijany Styles przestanie się kręcić na fotelu jego, już niedługo, byłego szefa. Serio, Louis mógł znieść dużo, ale teoretycznie był poważnym pracownikiem i mógł tylko modlić się, żeby nikomu nie zachciało się zamawiać projektu domu w Wigilię. Jemu by się nie chciało, ale ten świat był wystarczająco popierdolony, więc prawdopodobieństwo było naprawdę duże. A Tomlinson był przyjemnie zalany. To chyba nieco psuło jego obraz jako porządnego pracownika, ale hej, przecież tak naprawdę był na wypowiedzeniu, więc dlaczego by nie? I tak nie mogą go zwolnić.
- Styles, możesz przestać się kręcić? - Warknął, kiedy świat zawirował odrobinę mocniej, albo to po prostu brunet przyśpieszył. Cokolwiek, Louisowi zrobiło się niedobrze. Nie, niedobrze będę rzygał, raczej niedobrze, niedobrze, po prostu źle, bez jakiegoś konkretnego objawu. Bredził. Ale co się dziwić, skoro spędził całą noc sukcesywnie opróżniając kolejne butelki z Harrym, dopóki wkurzony barman nie wyrzucił ich z lokalu, a potem stwierdzili, że pójdą na spacer. Bardzo zygzakowaty spacer, który skończył się tłustym śniadaniem w McDonald's i pójściem prosto do biura Tomlinsona. - Harry na litość boską, przestań, świat już wystarczająco wiruje bez ciebie robiącego z siebie ludzki bączek.
- Zawsze lubiłem takie krzesła. - Wzruszył ramionami chłopak, zatrzymując się jednak i patrząc z uśmiechem na Louisa. Cholerny uśmiech z cholernymi dołeczkami. Niech go szlag. Nie dało się na niego gniewać. - Więc jesteś architektem?
- Jak widać - mruknął odczytując kolejną wiadomość z życzeniami, byleby tylko nie patrzeć na chłopaka. Alkohol wciąż krążył w jego żyłach, a to oznaczało, że musiał włożyć naprawdę sporo starań w to, żeby się na Harry'ego nie rzucić. Już wystarczająco się pogrążył, kiedy whisky zaczęła mówić za niego. Teoretycznie, bo nic z tego co powiedział nie było kłamstwem. Naprawdę za bardzo lubił tego chłopaka. - Architektem, który złożył wypowiedzenie. Czy to już może zaliczać mnie jako bezrobotnego?
- Nie, nie sądzę. - Potrząsnął głową brunet, a kilka kosmyków uciekło z jego niechlujnego koczka. Serio, to był jedyny facet jakiego widział Louis w całym swoim życiu, który wyglądał dobrze w męskim koczku. A może po prostu chodziło o to, że jego rysy były dzięki temu lepiej widocznie? W każdym razie, znów odwrócił wzrok na telefon, który tym razem dzwonił. To było dla niego lepsze. - Nie odbierzesz?
- Jakoś nie bardzo mam ochotę na rozmowę z moim szefem akurat w tym momencie - prychnął, odrzucając połączenie. - Pewnie właśnie przeczytał moje wypowiedzenie pijąc swojego drinka z parasolką czy coś w tym rodzaju.
- Drinki z parasolką to przeżytek.
- Nie mogę się nie zgodzić. - Przemilczał fakt, że gdyby jego szef nie był takim kutasem też pewnie teraz wlewałby w siebie takie drinki. Harry nie musiał o tym wiedzieć. Zdecydowanie nie. To mogłoby go wystraszyć, a Louis w żadnym wypadku tego nie chciał. Ale nie chciał również zmuszać chłopaka do siedzenia z nim i nudzenia się jak mops. Impas. Cholerny impas. - Więc jakie masz plany na dzisiaj? Nie żebym miał coś przeciwko twojej obecności tutaj, bardzo mi się to podoba, ale nie wiem, nie powinieneś pakować prezentów czy coś w tym stylu? - Taktownie, nie ma co, brawo Louis.
- Nie, w sumie nie. Mam wolne, dopiero wieczorem idę do klubu, więc dlaczego nie
mógłbym spędzić czasu z jubilatem. W końcu urodziny ma się raz w roku.
- Cóż, ciężko by było mieć je więcej niż raz - prychnął szatyn, tylko po to, żeby powstrzymać uśmiech. To naprawdę było miłe, szczególnie biorąc pod uwagę, że ledwo się znali. - Niestety nie mogę zaproponować ci niczego ciekawego poza siedzeniem tutaj przez najbliższe pięć godzin.
CZYTASZ
Christmas tastes like Wasabi | Larry Short Story ✔️
Hayran KurguTo nie było miejsce, do którego Louis poszedłby z własnej nieprzymuszonej woli. Nie, zdecydowanie nie. Omijał podobne lokale przez całe swoje życie. Jednak kiedy jego plany na Świętą zostają zniweczone przez szefa, a przyjaciel idiota postanawia pop...