Jaki jest najgorszy dźwięk na świecie? Budzik. Definitywnie budzik o poranku. Dlatego Louis go zignorował mając całkowicie gdzieś to, że powinien iść do pracy. Nie ma mowy, nie w Boże Narodzenie, nie po wczorajszym dniu ze wszystkim atrakcjami. I już na pewno nie z dala od tych pachnących, miękkich włosów, które co prawda łaskotały go w nos, ale było to tylko odrobinę niekomfortowe. Poza tym przyjemne ciepło promieniujące od ciała w jego ramionach pchało go z powrotem w odchłań sennych marzeń. Bardzo przyjemnych marzeń sennych. Takich, które mogłyby stać się rzeczywistością a Louis nie miałby z tym najmniejszego problemu. Niestety, budzik wciąż dzwonił i jeśli nie chciał już na dzień dobry się irytować musiał wyplątać się z miękkiej pościeli i wyłączyć to cholerstwo.
- Wracaj. Zimno. - Cichy, zachrypnięty pomruk przyśpieszył jego ruchy, kiedy na wpółprzytomny grzebał po kieszeniach spodni, dopiero po minucie orientując się, że te nie należą do niego. W końcu dorwał dzwoniące urządzenie i najzwyczajniej w świecie je wyłączył. Całkowicie. Po czym wrócił do łóżka, po raz kolejny wtulając się w ciepłe plecy. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Chyba po prostu było mu dobrze.
Kolejna pobudka była o wiele przyjemniejsza, bo nie spowodował jej żaden drażniący dźwięk. Była przyjemna cisza i ciało próbujące się wyrwać z jego objęć. Ciało? Z objęć? Otworzył oczy szybciej niż kiedykolwiek i z pewną dozą zdziwienia wpatrywał się w brązowe loki przed swoją twarzą. Wspomnienia wracały powoli i z każdym z nich uśmiech na twarzy Louisa powiększał się odrobinę. Harry wciąż tu był. Co prawda nieudolnie próbował się wymknąć, ale nie z szatynem takie numery. Zacisnął ramiona odrobinę mocniej i wsadził nos w te miękkie włosy, mając na to po prostu ochotę. Później wytłumaczy się porannym zaćmieniem umysłu. Albo nie będzie się tłumaczył.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego wiercisz się jakbyś miał owsiki? - Spytał, dmuchając ciepłym powietrzem w kark chłopaka, wywołując tym mały dreszcz. Ciekawe. Czyżby przypadkiem odkrył czuły punkt?
- Muszę do toalety. - Tak, zachrypnięty głos Harry'ego z samego rana to była zdecydowanie muzyka dla jego uszu. I nie tylko uszu, jeśli miał być szczery.
- W takim razie wstajemy. - Nie bardzo miał na to ochotę, łóżko było ciepłe, Harry z resztą też, ale z każdą sekundą świadomość wracała do niego a wraz z nią wspomnienia z poprzedniego wieczoru. I szlag trafił przyjemny poranek w ciągu sekundy kiedy wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
- Nie będę przy tobie sikał.
- I chwała ci za to - parsknął w końcu decydując się wstać. - Idę zaparzyć kawę i skombinować coś na śniadanie. - Naprawdę starał się brzmieć normalnie, ale do cholery to było trudne. Bardzo trudne, biorąc pod uwagę to, że teraz, stojąc w nogach łóżka, miał idealny widok na zaspanego Stylesa. I niech piekło go pochłonie, chciał budzić się do tego codziennie. Jak bardzo był popieprzony mając takie myśli o chłopaku, którego ledwo co znał, i który tańczył w nocnym klubie? Najpewniej oszalał na starość. Nie było innego wytłumaczenia. Nie przyjmował do wiadomości żadnego innego.
- A ty nie powinieneś być w pracy?
Pytanie wyrwało go z dywagacji nad swoim własnym szaleństwem, co wcale nie było takie złe. Rozstrząsanie takich spraw bez kofeiny w krwioobiegu nie było wskazane, bo zazwyczaj w takich wypadkach dochodził do dziwnych wniosków. Ale jednocześnie samo myślenie o pójściu do biura wydawało się zbyt absurdalne, nawet jak na standardy życia Louisa. Kto do cholery myślałby o pracy mając na głowie, a raczej w niej, bardzo prawdopodobne zauroczenie nieznajomym młokosem, który, do kurwy nędzy, wczoraj był mięchem na sprzedaż. No właśnie. Nikt.
- Walić pracę, mam ważniejsze sprawy do załatwienia.
- Niby jakie sprawy mogą być ważniejsze niż praca?
CZYTASZ
Christmas tastes like Wasabi | Larry Short Story ✔️
FanfictionTo nie było miejsce, do którego Louis poszedłby z własnej nieprzymuszonej woli. Nie, zdecydowanie nie. Omijał podobne lokale przez całe swoje życie. Jednak kiedy jego plany na Świętą zostają zniweczone przez szefa, a przyjaciel idiota postanawia pop...