7. Christmas tastes like Wasabi

1.7K 175 75
                                    

Louis poważnie zastanawiał się czy wszystko z nim było w porządku i miał, co do tego wątpliwości, naprawdę duże wątpliwości, szczególnie, gdy zapuszczał się coraz bardziej w ciemne uliczki miasta podążając za milczącym Harrym. Chłopak nie odezwał się ani słowem, od kiedy opuścili kawiarnię, ba, nie zaszczycił szatyna nawet krótkim spojrzeniem, po prostu szedł przed siebie, a jego postura zdradzała zdenerwowanie, które było niezrozumiałe dla Louisa, ale mimo tego czuł się winny. Gdyby nie naciskał Harry byłby spokojniejszy, bardziej rozmowny i nie ignorowałby go tak jak robił to teraz. Już dawno stracił orientację w terenie, co wcale nie było takie trudne jak się wydawało i tylko wysoka sylwetka dwa kroki przed nim pozwalała mu zachować spokój. Te szerokie, spięte plecy były jego kotwicą ciągnącą go na dno. Metaforycznie, oczywiście. I Louis pluł sobie w brodę, że postawił siebie i Harry'ego w takiej sytuacji. Cisza między nimi nigdy nie była tak ciężka, Brunet nigdy nie wyglądał na tak spiętego w jego towarzystwie i cholera, z Louisem na bank nie było w porządku. Był po prostu ciekawskim idiotą, który nie potrafił poczekać ani chwili dłużej. Jeśli przez swoje naciskanie straci tego chłopaka, osobiście powiesi się za jaja. Z Tower Bridge. W sylwestra żeby cały świat mógł zobaczyć, jakim był kretynem.

Budynek, przed którym się zatrzymali zdecydowanie nie był tym, czego Louis się spodziewał. Wnioskując po dziwnym zachowaniu Harry'ego powinni wchodzić do jakiejś rozpadającej się rudery a nie całkiem porządnie wyglądającej kamienicy z dużymi oknami i furtką z kodem. I pieprzonym portierem, który przywitał ich uśmiechem i przywołał windę. Co? Jak, co do cholery powodowało, że Harry był taki spięty? Nie miał się czego wstydzić ani czym przejmować, przynajmniej, jeśli o lokalizację mieszkania chodziło. I Louis podejrzewał, że samo mieszkanie również będzie porządne i w niczym nieprzypominające zapuszczonej nory, która samoczynnie wykreowała się w jego wyobraźnia. Stereotypy. Pieprzone stereotypy, których mimo wielkich chęci nie udało mu się całkowicie w sobie zwalczyć. Nie jego wina, Harry wciąż pozostawał tancerzem z klubu nocnego, kto spodziewałby się, że mieszkał w takim miejscu? Na pewno nie Louis. Cóż, powinien przywalić sobie w łeb, bo chyba właśnie zrozumiał, dlaczego brunet był taki spięty. Zapewne spodziewał się jakiegoś komentarza, czegoś w stylu rozpuszczonych dzieciaków, które tańczą w klubach z nudów i cóż, zapewne taki by padł, gdyby nie chodziło właśnie o Harry'ego. Tak, Louis wpadł za głęboko by cokolwiek komentować.

Mieszkanie było ciche i ciemne, nie żeby Tomlinson spodziewał się czegoś innego - wcale nie wyobraził sobie zaspanej dziewczyny z płaczącym niemowlęciem w ramionach, wcale - ale dziwnym było, że brunet poprowadził go od razu do przestronnej kuchni. Jakby inne części nie były do oglądania, jakby naprawdę ukrywał w jednym z pokojów swoją rodzinkę czy coś w tym stylu. Może laboratorium produkujące meta amfetaminę? Plantację marihuany? Louis zdecydowanie powinien się nad sobą zastanowić i pieprznąć w ten głupi łeb. Mocno. Bardzo mocno. Zaczynało mu odbijać.

- Napijesz się czegoś? - Ciche pytanie wyrwało go z rozmyślań nad swoim nieistniejącym zdrowiem psychicznym i sprowadziło z powrotem do oświetlonego pomieszczenia i wpatrującego się w niego Harry'ego. Dalej spiętego Harry'ego. Cholera jasna, czyżby naprawdę to spieprzył?

- Woda wystarczy - mruknął cicho, ignorując uniesioną brew młodszego mężczyzny. Wciąż czuł w ustach posmak czekolady, nie było możliwości, żeby przełknął jakikolwiek alkohol w tym momencie. Nawet jeśli cholernie go potrzebował. Może wtedy przestałby robić z siebie kretyna. Mało prawdopodobne. Przyjął szklankę z wdzięcznym uśmiechem i pociągnął sporego łyka, którym się zakrztusił, gdy dotarł do niego ostry smak. To na bank nie była woda. - Co do cholery Harry?!

- Oh, wybacz, myślałem, że chodziło ci o wódkę.

- Słuchaj, jeśli chcesz się mnie pozbyć wystarczy poprosić żebym wyszedł, nie ma potrzeby robić zamachu na moje życie. - Odkaszlnął kilka razy, bo to naprawdę paliło, jeśli nie było się przygotowanym na alkohol.

Christmas tastes like Wasabi | Larry Short Story ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz