Louis zdecydowanie powinien przestać tyle myśleć, szczególnie, że zegar coraz bardziej zbliżał się do północy, ale nie mógł. Zbyt wiele krążyło mu po głowie, żeby po prostu mógł to wyrzucić i skupić się na odliczaniu. Owszem potrafił robić wiele rzeczy naraz, ale akurat w tym przypadku odgonienie wspomnień kotłujących się przed oczami była zbyt trudna, szczególnie, jeśli w tym samym czasie kontrolował godzinę i robił kilka innych rzeczy. Bardzo ważnych rzeczy, głównie związanych właśnie z myślami niedającymi mu spokoju. Cóż, nie pozostawało mu nic innego jak poddać się im i na nowo zanurzyć w minionych wydarzeniach. A było ich sporo, naprawdę.
Zaczynając od otwarcia swojego własnego biura, które ku jego uciesze nie okazało się kompletną klapą i pozwoliło mu bardzo szybko odzyskać włożone w nie pieniądze. Dalej pamiętał minę jego już byłego szefa, kiedy przyszedł po odprawę i stanowczo odmówił zostania w firmie, jako powód podając nieliczenie się z prawem do urlopu i odpoczynku. Co z tego, że nie pojawił się w pracy od niedzieli przed świętami, był chory, miał zwolnienie lekarskie - dzięki uprzejmości Liama, kto by pomyślał, że ten facet był lekarzem - którym sprawnie rzucił w mężczyznę, gdy ten wyciągnął ten argument. To było piękne. Rybka wyciągnięta z wody. A później, kiedy w końcu był wolny a spora kwota zasiliła jego konto, zabrał się za dokańczanie formalności w sprawie wynajmu i urządzania swojego nowego miejsca. I wszystko poszło jak z płatka, Tomlinson Styles ruszyło z kopyta w lutym i od tamtej pory musiał zatrudnić do pomocy jeszcze dwie osoby, bo projektów było za dużo. Bynajmniej nie był szefem, który jeździ sobie na wakacje zostawiając pracowników ze wszystkim, nie, sam zajmował się najcięższymi zleceniami bardzo często zostając po godzinach, ale kochał to. Naprawdę. Szczególnie, że nigdy tak naprawdę nie siedział sam.
Mały uśmiech wykrzywił zaciśnięte w skupieniu wargi. Od dawna nie był sam i czuł się z tym naprawdę dobrze. To nie tak, że wcześniej był jakoś specjalnie samotny, bo nie był. Miał swoje rodzeństwo, ojczyma i Malika i to w zupełności mu wystarczało, a przynajmniej tak sądził, dopóki nowe dodatki nie przyniosły powiewu świeżego powietrza do jego zatęchłego życia. Zaczynając od Liama, który na stałe wrósł w krajobraz ich mieszkania, zbyt często jak na gust Louisa okupując kanapę, swoją obecnością wypełniając pustkę, o której istnieniu nie zdawał sobie sprawy. Ale ona była, dopóki ten spokojny człowiek nie przyplątał się ze swoimi dobrymi radami, logiką i spokojem. I zdrowym jedzeniem oraz zapałem do ćwiczeń, z czego na dłuższą metę - i po długim narzekaniu - skorzystali wszyscy. Jak, dosłownie wszyscy, bo nawet Niall, mała Irlandzka cholera, ruszyła swój tyłek i zamiast wkurzać Louisa zabrała się za ćwiczenia. Nie żeby szatyn miał coś przeciwko spaczonemu poczuciu humoru chłopaka, ale zbyt duża dawka nikomu nie wyszłaby na dobre. Przeciążenie obwodów czy coś. Te dwa dodatki do jego życia, powodujące częściej niż rzadziej wybuchy irytacji i rzucanie kurwami na prawo i lewo, w ogólnym rozrachunku były tym, czego potrzebował od życia. Niefrasobliwość i lekkie podejście do życia Irlandzkiego skrzata oraz logika i opiekuńczość Liama były tym, co dopełniało jego życie i cholera, naprawdę cieszył się, że ich poznał.
Rzucił okiem na zegar stwierdzając, że ma jeszcze trochę czasu. Dobrze, bardzo dobrze, bo jego myśli nieubłaganie biegły do tej jednej wyjątkowej osoby, którą poznał przez zupełny przypadek, w miejscu, do którego nigdy by nie poszedł z własnej woli i wobec której miał plan, który spalił na panewce tak szybko jak zaczął go poznawać. Cholerny Harry Styles będący uosobieniem wszystkiego, czego Louis kiedykolwiek szukał, a raczej pragnął znaleźć bez szukania. I udało mu się, był cholernym szczęściarzem, przez co codziennie dziękował bóstwom świata za możliwość przebywania z brunetem. Nawet, jeśli ten był najbardziej upartą osobą na świecie. I pamiętliwą. I słodką. I sarkastyczną. I... długo mógłby wymieniać, ale nie mógł zaprzeczyć, że większość jego wspomnień z ostatniego czasu wiązała się właśnie z tym młodym mężczyzną, który nie miał łatwego startu, ale poradził sobie doskonale. Cóż, z odrobiną pomocy Louisa, chociaż wcale o nią nie prosił, ba, obraził się na kilka dni po tym jak szatyn odbył bardzo interesującą rozmowę z jednym z jego wykładowców. A przecież to nie było nic takiego, zwykłe odwiedziny u starego profesora i prośba o opinię na temat kilku szkiców. Staruszek się nad nimi rozpływał wychwalając kreskę i koncepcję i w ogóle wszystko wróżąc świetlaną przyszłość autorowi, a Louis wtedy po prostu zapytał, dlaczego w takim razie oblewa autora za każdym razem. Tak, rysunki należały do Harry'ego i być może szatyn wykradł je ukradkiem by utrzeć nosa temu prykowi, ale osiągnął zamierzony efekt. Za który później musiał przepraszać, do cholery jasnej. Przepraszać! Za! Pomoc! Nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu, ale wtedy zrobił to z ochotą. Wszystko by zobaczyć radość w zielonych oczach.
CZYTASZ
Christmas tastes like Wasabi | Larry Short Story ✔️
FanfictionTo nie było miejsce, do którego Louis poszedłby z własnej nieprzymuszonej woli. Nie, zdecydowanie nie. Omijał podobne lokale przez całe swoje życie. Jednak kiedy jego plany na Świętą zostają zniweczone przez szefa, a przyjaciel idiota postanawia pop...