Po sytuacji z Ashton'em zmieniliśmy lokal na pobliski pub, w którym często obżeraliśmy się po imprezach. Chłopcy cały czas zerkali w moją stronę licząc na jakiekolwiek emocje przebijające się przez mój wyraz twarzy, natomiast ja miałam ochotę upić się i może jeszcze zjeść największy zestaw z hamburgerem i frytkami. Nie czułam za wiele. Może nie ma czego przeżywać. Pokłóciliśmy się, a on odreagował w taki właśnie sposób. Jutro wytłumaczy co się wydarzyło tak naprawdę, a ja gdy już ochłonę i przetrawię szok, wybaczę mu.
- Lea skarbie, nie przejmuj się tym gnojkiem - wymamrotał Cal, ściskając moją dłoń. Na jego kostkach widniała zdarta skóra i resztki zaschniętej krwi. Nie musiałam pytać żeby domyślić się, że przyłożył Ash'owi. Od zawsze mnie bronił. Był dla mnie jak brat, a Mali niczym starsza siostra. Wychowywaliśmy się razem, ponieważ moi rodzice nie zawsze mieli czas się mną zająć. Sporo pracowali, a Hood'owie nie tylko byli sąsiadami lecz również przyjaciółmi rodziny. Przyjęli mnie pod swoje skrzydła, dzięki czemu w ich domu miałam pokój dla siebie, w którym nocowałam podczas wyjazdów rodziców. Mama Caluma była też tą kobietą, która na moich występach tanecznych siedziała w pierwszym rzędzie i kibicowała podczas turniejów koszykówki. Moja mama od czasu do czasu bywała na wywiadówkach, jednak nigdy nie mogłam na nią narzekać. Zawsze była pod telefonem i nigdy nie czułam się przez nią nie kochana. Po prostu czasem było mi za mało rodziców.
Wyrwałam się z natłoku myśli, po czym delikatnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam ich martwić. Zamierzałam dziś się dobrze bawić, płakanie nie było dla mnie.
- Oj nie przejmujcie się tak! - westchnęłam - Jutro z nim porozmawiam i może wszystko wróci do normy. Dzisiaj mieliśmy się bawić, a ja szczerze mówiąc jestem głodna jak wilk i mam cholerną ochotę na wódkę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz przełożyć tego spotkania? - spytał Luke, a ja tylko pstryknęłam go w nos i pokiwałam przecząco głową. Lubiłam to gdy się o mnie martwił. Gdy byliśmy młodsi był gorszy niż mój ojciec. Odpychał wszystkich chłopaków, którzy się do mnie zbliżali. Jedynym, którego do mnie dopuścił właśnie w tym momencie pewnie obściskiwał się teraz z panienką w tamtym klubie. Często wydawało mi się, że nie był zadowolony z mojego związku, lecz teraz wyglądał inaczej. Patrzył się na mnie z żalem, ale nie do mojej osoby tylko do samego siebie. Byłam pewna, że czuł się winny tego co się stało, bo nie dał rady mnie przed tym uchronić. Traktowali mnie jak złote jajko, jednak zapominali o tym, że nie jestem taka jak inne dziewczyny z jakimi się spotykali. Ciężko mnie zranić, to wręcz niemożliwe.
- Spokojnie, naprawdę czuję się dobrze. Nie jestem smutna.
- Co w takiej sytuacji jest cholernie niepokojące - mruknął Brad, na co reszta przytaknęła.
- Lea od liceum nie płakała - wtrącił Cal - dokładnie od swoich szesnastych urodzin.
Spojrzałam na niego karcącym wzrokiem. Dokładnie wiedział, że nie ma poruszać tego tematu przy Lu. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym dlaczego zniknęłam po naszej rozmowie i nie znał dokładnego powodu szybkiego zakończenia imprezy. Mike żebym nie wyszła na ofiarę losu powiedział, że któryś z sąsiadów zadzwonił na policję. Tłum uciekł w podskokach z mojego domu, ja zostałam w pokoju i opłakiwałam w spokoju swoje złamane serce. Później gdy nie szło już ukrywać mojego stanu psychicznego Calum wymyślił wersje z złamaniem serca przez jakiegoś dupka, a Luke jako dobry przyjaciel nie pytał o imię, tylko był wsparciem.
- Jakiś dupek ją wtedy wystawił - wytłumaczył szybko Luke - Frajer nie wie co stracił, nie znam drugiej tak wspaniałej dziewczyny. Oddałbym wszystko żeby ktoś taki się we mnie zakochał.
Prychnęłam. Tym właśnie zdaniem rana w moim sercu na nowo pękła. Zrosty nie były przygotowane na jego słowa. Pierwszy raz od siedmiu lat, samotna łza spłynęła po moim poliku. Starłam ją i przepraszając krótko ruszyłam w stronę wyjścia. Uciekałam drugi raz tego wieczoru, lecz tym razem nie chciałam się zatrzymywać. Pod barem stała taksówka. Wsiadłam do niej i kazałam kierowcy jechać do mojego mieszkania. Oczywiście pamiętałam co zastałam dziś w klubie więc grzecznie poprosiłam by zaczekał pod budynkiem, ja natomiast ruszyłam spakować parę swoich rzeczy. Jakieś ubrania, papiery do pracy, laptop, kosmetyki i pieniądze na jakiś hotel. Pierwszym moim pomysłem było zatrzymanie się u chłopaków ale teraz perspektywa spędzenia paru dni w towarzystwie blondyna zapowiadała się jak najgorsza kara.
"Oddałbym wszystko żeby ktoś taki się we mnie zakochał" odtwarzałam sobie to wciąż w głowie i nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Nie musiał "oddawać" niczego, dostał to już dawno temu. Pokręciłam głową, wrzucając do torby ostatnie rzeczy. Gdy miałam już wychodzić usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Przed moimi oczami ukazał się Ash z podbitym okiem i żalem wypisanym na twarzy. Gdy mnie dostrzegł mogłabym przysiąc, że w jego oczach pojawiły się łzy. Lea.. - wyszeptał ale mu przerwałam.
- Nie wysilaj się Ashton. Widziałam swoje i nie mam ochoty na rozmowy. Przynajmniej teraz. Daj mi czas to przemyśleć.
- Wyprowadzasz się?
- Na jakiś czas. Zadzwonię do ciebie w najbliższym czasie i porozmawiamy. Jednak musisz wiedzieć, że jeśli znudził ci się nasz związek mogłeś po prostu mi o tym powiedzieć, nie trzymam cię na siłę.
- To nie tak.. nie wiem co mi odbiło. Kocham tylko ciebie.
Spojrzałam się na niego, cicho prychając pod nosem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mu nie wierzę i wiem jak musiało go to boleć ale nic nie poradzę na to, że moje zaufanie jest ciężko zdobyć, a stracić można w zaledwie minutę. Nie czekając już na żadne wyjaśnienia z jego strony, ruszyłam w kierunku wyjścia. Taksówkarz czekał przed budynkiem, więc gdy tylko wsiadłam do samochodu ruszyliśmy w stronę pobliskiego hotelu, tak bym miała blisko do pracy.
*
Następnego ranka obudziłam się w wielkim dwuosobowym łóżku, które nie było tym w jakim chciałam się znajdować. Luke i Ashton dzwonili przez cały wieczór na zmianę. W końcu o dość imponującej wiązance przekleństw, wyłączyłam urządzenie i pozwoliłam sobie na odpoczynek. Przemyślałam wszystko na spokojnie i może lepiej, że wszystko wyszło przed ślubem. Jakby nie patrzeć rozstania się zdarzają, a rozwód nie jest najprzyjemniejszą rzeczą. Zerwanie zaręczyn wydaje się być najlepszym rozwiązaniem, zostaje tylko sprawa mieszkania i kontaktu. Nie chcę go odizolować ale dam sobie narazie spokój z facetami. Jak widać miłość nie jest dla mnie. Kochałam Luke'a, on nigdy nie pokochał mnie. Kochałam Ashton'a, ale nie tak jakby chciał być kochany. Kochałam go na tyle ile potrafiło moje serce, jednak ono nigdy nie potrafiło zrobić tego tak jak wcześniej. Teraz byłam tu sama. W pokoju hotelowym, nie mając narzeczonego, który jest mi wierny, mieszkania, w którym miałam kiedyś stworzyć swoją rodzinę. Nie miałam mojego domku z kart, który chronił mnie przed smutną prawdą o tym jaka byłam naprawdę. A byłam nieodpowiednia. Nieodpowiednia dla wszystkich których kochałam. I to byłam prawdziwa ja. Złamana, zła i zawiedziona samą sobą.
CZYTASZ
Lie to me L.H/A.I
FanfictionPrzyjaźniliśmy się w czwórkę odkąd pamiętam. Byliśmy dla siebie czymś więcej niż znajomymi, byliśmy rodziną. W wieku szesnastu lat zakochałam się w jednym ze swoich przyjaciół jednak on nigdy mnie nie pokochał. Na złość mu i sobie zaczęłam umawiać s...