Gdy zaczynasz z kimś mieszkać przez pierwsze tygodnie jest idealnie. Potem pojawiają się te małe rzeczy w związku, które potrafią wytrącić cię z równowagi nawet w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Jego odstawianie brudnych naczyń gdzie popadnie, zostawianie butów w salonie i zapominanie o wyniesieniu śmieci. To, że prosisz go o coś, a on nie potrafi znaleźć minuty na to by to zrobić choć od paru godzin ogląda telewizje. Fakt, że spotyka się ze znajomymi w tym głównie kobietami, a dla ciebie nie potrafi wyjść na głupi spacer. Taki właśnie był Luke. Irytujący jak jasna cholera i czasem naprawdę chciałam rzucić to wszystko, popłakać chwile i ruszyć dalej. Mimo to gdy przepraszał, robił maślane oczy i mówił, że wciąż się uczy, ulegałam. Chciałam być tą bardziej dorosłą, spokojną i pewną naszego związku. Jednak taka nie byłam. Byłam zagubiona i nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu gdy on wychodził. Płakałam i obrażałam się jak dziecko gdy robił coś nie po mojej myśli i może problem wcale nie leżał w nim, lecz był we mnie. Może chciałam mieć dużo zbyt szybko. A on nie mógł mi dać tego akurat w tym momencie. Nie wątpiłam w to, że mnie kocha. Wątpiłam w to, że kochamy siebie wystarczająco. Już nie miałam 15 lat by żyć jakby jutra miało nie być. Jutro miało nadejść szybko, być gorsze niż dziś i o wiele trudniejsze niż wczoraj. Może to właśnie mnie przerażało w naszym związku, brak zapewnienia, że jutro będzie lepsze, bądź chociaż mniej wybuchowe niż to co otrzymałam dziś.
Układałam powoli ubrania w szafie, chcąc choć trochę oderwać się od myślenia o nim i jego znajomej, z którą właśnie rozmawia na balkonie przez telefon. Podobno dawna przyjaciółka z czasów studiów na nowo wprowadziła się do naszego miasta i ma w planach zostać na dłużej. Nie cieszyło mnie to, że wraca, a ja nawet nie znam jej imienia i ich historii. Może się spotykali, może podkochiwał się w niej albo na odwrót. Może to ona od zawsze miała do niego słabość jak ja. Ostatnimi czasy pojawiało się zbyt dużo "może" i za mało "napewno". Byłam rozbita przez jego postawę i nie rozumiałam jej. Ashton pomimo swoich wad nie odstępował mnie najczęściej na krok i właśnie do takich zachowań byłam przyzwyczajona. Nie podobał mi się brak uwagi i niepewność. Byłam zbyt dojrzała by zawracać sobie głowę czymś co mogło nie mieć przyszłości. Dlatego rozstałam się z Ash'em, bo nie byłam pewna naszej trwałości. Luke miał być czymś co pozwoli mi się osiąść w spokoju. Nie miałam go nawet za grosz. Calum mówił, że nie wie co dzieje się z jego przyjacielem i może jedynie się pogubił, ale jak można być zagubionym tak długo? To nie dopuszczalne i nie akceptowane.
- Będę musiał wyjść wieczorem - usłyszałam, gdy wszedł do pokoju. Najwidoczniej skończył już z nią rozmawiać.
- Dobrze - wzruszyłam ramionami, starając się nie dać po sobie poznać, że po raz kolejny mam ochotę rzucić się na łózko i płakać jak małe dziecko - Zanim wyjdziesz musimy porozmawiać. Najlepiej od razu.
- Zrobiłaś coś o czym powinienem wiedzieć? - spytał, a ja miałam ochotę gorzko się zaśmiać. Jak zwykle widział winę po mojej stronie.
Wskazałam gestem ręki żeby usiadł na łóżku i sama dosiadłam się tak by zachować między nami pewien dystans.
- Nie wiem co dzieje się w twojej głowie. Nie mam pojęcia o tym czy starasz się uciec przede mną czy przed sobą, ale jestem zmęczona twoim zachowaniem. Mam dość słuchania o twoich koleżankach, czekania na ciebie w nocy i zastanawiania się co ze mną do jasnej cholery jest nie tak, że osoba, która podobno mnie kocha odpycha mnie na każdym kroku. Nie masz dla mnie czasu, bo każdą wolną chwilę spędzasz z innymi kobietami. Jeśli tak ma wszystko wyglądać to nie chcę tego ciągnąć. Może nie nadajemy się na to żeby być parą i powinniśmy zostać przyjaciółmi, tak jak było szybciej. Po prostu nie rozumiem dlaczego prosiłeś o szansę dla ciebie i dla nas skoro nie chciałeś jej wykorzystać.

CZYTASZ
Lie to me L.H/A.I
FanficPrzyjaźniliśmy się w czwórkę odkąd pamiętam. Byliśmy dla siebie czymś więcej niż znajomymi, byliśmy rodziną. W wieku szesnastu lat zakochałam się w jednym ze swoich przyjaciół jednak on nigdy mnie nie pokochał. Na złość mu i sobie zaczęłam umawiać s...