Miesiąc po całym zdarzeniu z Ashtonem i Luke'iem odżyłam całkowicie. Zaklimatyzowałam się w starym pokoju Mike'a, jednak postanowiłam, że lepiej będzie gdy się wyprowadzę. Chłopcy byli cudownymi współlokatorami, jednak brakowało mi pewnej swobody, która została znacząco przez nich naruszana. Szczególnie pewien blondyn, który wprost kochał zakradać się do mojego pokoju niczym nastolatek. Z resztą dzięki niemu znów poczułam się jak szesnastolatka. Nie wiem czy ma to związek z jego osobą czy może sposobem na zaimponowanie mi, który miał prawie tyle samo zalet co wad. Podrzucanie liścików i wieczorne schadzki przed domem poprawiały mi humor, jednak wciąż nie wiedziałam na jakiej płaszczyźnie się znajdujemy. Byliśmy już dorośli i mimo tego, że wszystko co robiliśmy było na swój sposób urocze nie mogłam powiedzieć, że zadowalało mnie do końca. Dlatego pomysł z wyprowadzką nie był całkowicie głupi. Może to spowoduje, że nasza relacja wkroczy na nowy tor. Bardziej dojrzały i poważniejszy w każdym detalu. Pewnie wielu ludzi uważa, że za szybko przetrawiłam sytuacje z Ashtonem. Powinnam wciąż trwać w żałobie po moim złamanym sercu, lecz czy w ogóle miałoby to sens? Kochaliśmy się, racja. Byliśmy udaną parą, racja. Różniliśmy się za bardzo i mieliśmy inne priorytety, racja. Nie odczuwałam smutku z powodu zakończenia naszej historii, było mi żal jej ostatnich paru kartek. Mogły zostać napisane całkiem inaczej. Mogliśmy po prostu zrozumieć, że oboje pragniemy dwóch różnych rzeczy i rozstać się jako dobrzy przyjaciele, którymi byliśmy od początku naszej znajomości. Wszystko jednak potoczyło się inaczej i zamiast marnować dalej czas i nerwy na kogoś kto nie był ich wart, postanowiłam od razu ruszyć do przodu. Z chłopakiem, a raczej mężczyzną, który był przy mnie zawsze. Nie tylko w dobrych momentach.. Luke był zawsze. Gdy pomyliłam farby do włosów i zakończyło się to rudym odcieniem na mojej głowie, albo gdy byłam przekonana, że wyleją mnie z pracy. Tamtego dnia byłam bardzo roztargniona i nie do końca potrafiłam sobie poradzić nawet z prostymi rzeczami, więc gdy pomyliłam zapisy w księgowości od razu pomyślałam, że to koniec mojej kariery zawodowej w tamtym miejscu i załamałam się jeszcze bardziej. Ashton kazał mi nie panikować i omijał wszystkie następne telefony do niego. W całkowitej rozpaczy zadzwoniłam do Lu, który jako prawdziwy przyjaciel zjawił się piętnaście minut po telefonie z chęcią pomocy i balonami z napisem "gratulacje to dziewczynka", ponieważ dobrze wiedział, że balony zawsze poprawiają mi humor, a niestety innych nie było w sklepie. Był nawet wtedy gdy wszyscy zaczęli mi powtarzać, że czas bym urodziła dziecko. Ashton również był za pomysłem powiększenia rodziny i z perspektywy czasu cieszę się, że nie udało mu się mnie namówić. Luke natomiast zawsze powtarzał, że sama muszę zapragnąć tego dziecka i nikt nie ma prawa mnie namawiać do czegoś co jest wbrew mojej woli. Był zdrowym głosem rozsądku wśród dziecięcej papki rzucanej na mnie z każdej strony. Zawsze udzielał dobre rady, prawie tak dobrze jak Calum. Wygłupiał się ze mną gdy potrzebowałam odskoczni od codziennego życia. Wciąż robi dla mnie tak wiele, a ja nadal nie znalazłam sposobu by mu się w jakimś stopniu za to odwdzięczyć.
- Lea kochanie! - usłyszałam krzyk swojej mamy z przedpokoju, na co skrzywiłam się i spojrzałam na Mike, który siedział na fotelu obok i odpoczywał po kłótni ze swoją dziewczyną.
- O wspaniały wafelku karmelowy, miej mnie w swojej opiece. -wymamrotałam pod nosem, przybierając na usta sztuczny uśmiech. Po chwili do pomieszczenia wparowała elegancka kobieta, trzymająca w ręce jakąś stertę listów czy innych ulotek - Witaj mamo, co cię sprowadza?
- Skarbie! Ashi napisał do ciebie listy! Zobacz jak ten chłopak się stara cię odzyskać, czy to nie uroczę?
- Do porzygu. - wymamrotał Mike, na co się zaśmiałam. W tym samym momencie do pokoju wszedł Luke z bukietem kwiatów i uśmiechem od ucha do ucha. Już chciał ruszyć w moim kierunku, gdy zauważył moją rodzicielkę i sądząc po jego minie wiedział, że nie przyszła pogratulować mi dobrej decyzji tylko namawiać mnie do powrotu do byłego narzeczonego.
- Bardzo urocze mamo, ale nie mam zamiaru tego czytać.
- Czytać czego? - zapytał blondyn, siadając obok mnie. Odłożył kwiaty na moje kolana i wyszeptał ledwo zrozumiałe "pogadamy później".
- Luke! Przemów tej dziewczynie do rozsądku, uparła się jak baran, że nie da drugiej szansy Ashtonowi, a przecież oni są stworzeni dla siebie! Utrzyma ją i będzie miała wygodne życie jeśli tylko pstryknie palcem, a to że miał jakiś skok w tym klubie to przecież jakieś nieporozumienie. Napewno nie chciał całować tamtej dziewczyny! Sam mi to mówił.
- Przepraszam panią ale opowiada pani głupoty - warknął - Ash nie zasługuje na pani córkę, skoro miał czelność obściskiwać się z jakąś panienką w tanim barze.
- No ale Luke, kto będzie dla niej lepszy?
Kobieta nie dawała za wygraną i dobrze wiedziałam, że to dopiero czubek góry lodowej. Kochała Ashtona jak swojego syna i ciężko wychodziło jej pogodzenie się z faktem, że wszystko między nami jest skończone. Najbardziej dobijał ją fakt, że już opowiedziała koleżankom o ślubie, a owy się nie odbędzie.
- Ja - mruknął i zerknął w moją stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem i chwyciłam go za rękę.
- Nie bądź śmieszny chłopcze. Kobieta ma swoje potrzeby, a ty nie będziesz w stanie zapewnić jej domu i dostatku na który zasługuje.
- Mamo! Czy tobie chodzi tylko o pieniądze? Jeśli tak to proszę cię żebyś wyszła zanim wybuchnę i powiem coś czego będę żałować. Nie wrócę do Ashtona, zdradził mnie i skończyliśmy wszystko co nas łączyło. A jeśli tylko zapragnę być z Lu, zrobię to czy ci się to podoba czy nie. Nie potrzebuje kogoś kto mnie utrzyma, chcę mieć wiernego partnera. - wstałam z kanapy i ostatni raz patrząc na nią, powiedziałam - Skoro przyszłaś dać mi tylko listy to możesz je również zabrać, wyrzucić do śmietnika i pożegnać się z wizją mnie i Irwina razem. A teraz jeśli nie macie nic przeciwko idę do łazienki wziąć długą kąpiel. Żegnam.
Zdziwienie na ich twarzach było nie do opisania. Zadowolona z mojego małego zwycięstwa, ruszyłam wolnym krokiem w stronę schodów. Kąpiel napewno mnie uspokoi i sprawi, że choć na chwilę przestanę myśleć o tym jak bardzo zawiodłam się swoją mamą. Zawsze mnie wspierała, dlatego nie rozumiałam jej postawy. Kilka schodów, wąski korytarz i już jestem w łazience. Nalewam ciepłej wody do wanny, wlewam olejek o zapachu róż i gdy już chce wchodzić do środka, słyszę ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je zauważając stojącego przede mną blondyna.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale czy mogę się dołączyć?
- Ja.. em.. my..
- Spokojnie, żartowałem. Chciałem spytać czy wszystko okay?
- Tak, nic mi nie jest, nie musisz się przejmować.
- Możemy potem porozmawiać o nas?
- O nas? - powtórzyłam zdziwiona.
- Eh.. Pieprzyć to.
Powiedział i w tym samym momencie poczułam jego usta na swoich. Nie był to delikatny pocałunek. Wpakował w niego wszystkie swoje uczucia i nie mogłam powiedzieć, że mi się to nie podobało. Było cholernie dobrze. Ręcznik który miałam na sobie zsunął się w dół ale nie zwracałam na to uwagi, wciągnęłam go w głąb pomieszczenia. Luke zamknął kopnięciem drzwi, wciąż nie przerywając pocałunku, jego dłonie wędrowały od moich pleców aż po uda. W przypływie uczuć, zdjęłam z niego koszulkę i zabrałam się za rozpinanie jego spodni. Nie wiem czy to co robiliśmy było dobre, ale tak bardzo jak powinnam to przerwać, tak samo nie chciałam tego zrobić.
- Jesteś tak cholernie piękna.. - mamrotał, przyciskając swoje usta do mojej szyi - Kocham cię.. bądź moja.
Pod natłokiem swoich myśli, ciężarem znaczenia jego słów i uczuciem towarzyszącym jego pocałunkom, dałam radę wymamrotać tylko krótkie:
Kochaj się ze mną.
CZYTASZ
Lie to me L.H/A.I
Fiksi PenggemarPrzyjaźniliśmy się w czwórkę odkąd pamiętam. Byliśmy dla siebie czymś więcej niż znajomymi, byliśmy rodziną. W wieku szesnastu lat zakochałam się w jednym ze swoich przyjaciół jednak on nigdy mnie nie pokochał. Na złość mu i sobie zaczęłam umawiać s...