Rozdział 20 Święta z mądrym niemowlakiem

2.2K 69 4
                                    

Oficjalnie mogłam zwracać się do syna Lucas. Mój ojciec zapisał go już jako mieszkańca osady, a William jako następcę tronu. Jestem ciekawa jak to będzie za kilkanaście lat. Mój ojciec za kilka lat przejdzie na emeryturę. Później ja zajmę jego miejsce. A potem? Lucas przecież, że będzie alfą dwóch stad. Z moich zamyśleń wyrwał mnie płacz dziecka. Poszłam do niego i od razu wiedziałam co jest. Nie wiem po kim ma takie śmierdzące kupy. William wrócił z pałacu i teatralnie rzucił się na kanapę.

-Oboje wiemy, że siedzisz tylko na dupie w biurze. -zaśmiałam się.

Mężczyzna podszedł do mnie złapał mnie w talii i pocałował.

-Oboje wiemy, że wyglądasz bardzo seksownie. -przygryzł płatek mojego ucha, a swoje ręce umieścił na moich pośladkach. -Może rodzeństwo dla Lucasa? -zapytał.

-Przestań! Daj mi chociaż trochę nacieszyć się życiem bez brzucha. -zaśmiałam się.

-No dobra.. Gdzie mój mały Wilczek? -zapytał bardzo podekscytowany.

-W kołysce. Możesz się nim zająć, muszę w końcu zacząć coś robić na Święta.

-Przecież moja mama i twoja robią potrawy.

-I tak muszę cokolwiek zrobić. Później będzie gadanie, że jak urodziłam to nic innego nie robię.

-Przesadzasz.

-Skarbie.. Powiedz mi. Jeżeli nie będziemy mieli drugiego dziecka. Lucas przejmie władze w obu osadach?

-To zależy... Jeżeli będzie jeszcze jeden prawowity następca, czyli twój czy mój brat to przejmuje tylko jedną. Ale spokojnie, na jednym dziecku się nie skończy. -mężczyzna zaśmiał i spojrzał na dziecko, które smacznie spało.

Można by pomyśleć, że święta u wilków są takie jak wszędzie. Jak u ludzi. Jak w Francji, Nigerii, Iranie, Rosji czy w Dubaju. Jednak jest coś co nas różni od ludzi. Miłość. Inna miłość. Owszem ludzie też znają to uczucie. Każdy też wie, że u wilków jest ono o wiele silniejsze.

Okres niemowlęcy u wilków trwa trzy razy krócej niż u ludzi. Dzisiaj właśnie mój syn po tygodniu życia wygląda jak normalne dziecko po trzech miesiącach. Wilcze dzieci po sześciu latach mają już rozum i wygląd dziesięciolatka.

William ubrał choinkę, a ja na ostatnią chwilę ogarniałam jedzenie. Kiedy wszystko było gotowe miałam chwilę dla siebie. Poszłam do łazienki wziąć prysznic, ubrałam czerwoną sukienkę, szpilki, zrobiłam makijaż no i ubrałam dziecko i męża. Will zaniósł prezenty pod choinkę i wtedy zaczęli pojawiać się goście. Na początku moja rodzina. Później rodzina Willa. Babcie od razu porwały Lucasa dzięki czemu chociaż trochę mogłam odpocząć.

Po kolacji Cassie wzięła siostrzeńca na ręce i zaczęła się z nim bawić. Zauważyłam, że najmłodszy z braci Williama patrzy na moją siostrzyczkę TYM wzrokiem. Tym, którym Will patrzył na mnie w klubie. O Jezu.. Klub. Pamiętam to jak dzisiaj.

***

W oczekiwaniu na alkohol podszedł do mnie jakiś facet. Na oko kilka lat starszy ode mnie.

Hej słońce, czemu siedzisz tutaj sama?

Spojrzałam na niego i.. Zmieniły mu się oczy. Piękne oczy.. Kurwa!

Moja.

Na zawsze Twoja.

Wilczyca. I to jeszcze alfa. Zdradzisz mi swoje imię moja piękna?

Olivia, a ty to mi się nie przedstawisz?

William Parker słońce.

Kurwa.. Nie wierzę..

Olivia co się stało?

Ja.. Właśnie.. Spotkałam swojego mate..

Dlaczego się nie cieszysz?! Ej! Kto to jest?

Osada lasu. Wielki alfa osady lasu..

***

Takim o to sposobem poznałam mojego przecudownego męża. Spojrzałam na co ten się uśmiechnął, jakby wiedział, że to wspominam.

Nagle do moich uszu dotarł krzyk Cassie.

-Ała! Ty mały..! -nie dokończyła na całe szczęście.

-Co się dzieje? -wstałam, podeszłam do siostry i wzięłam na ręce Lucasa.

-On mnie uderzył! Silny jak na tydzień życia.

-Bo ma moją krew! -usłyszałam krzyk Williama.

Zaśmiałam się cicho pod nosem. Coś mnie podkusiło, żeby spojrzeć za okno. Wielkie ślepia. W krzakach. Znowu wrekty. Cholerni idioci!

Mój mądry chłopiec.. Wyczuł zagrożenie i chciał zwrócić uwagę. Wróciłam do stołu i szybko przekazałam wiadomość mężowi oraz ojcu. Lucasa zostawiłam pod opieką babć i jednego z braci Williama. Tak na wszelki wypadek i poszłam skopać dupy tym pierdołom!

Po dziewięciu miesiącach bez żadnej bitwy czułam się jak świerzak. W takich momentach wiem, że po to się urodziłam. Jestem do tego stworzona.

Wrekty padały jak muchy. Jeden za drugim. Już po kilku minutach wróciliśmy do stołu.

Na zawsze TwojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz