Rozdział 5 Rozejm

5.5K 160 6
                                    

Następnego dnia niechętnie opuściłam dom Williama. Pojechałam do swojego domu, a tam już od progu miałam przesłuchanie.

-Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Miałaś zawieźć tylko ten jebany list! Nie było cię kurwa ponad piętnaście godzin! -zaczął krzyczeć tata.

-No cóż.. Pojechałam, pogadałam no i później spotkałam kolegę.

-Mogłaś napisać. Wyśpij się. Za cztery godziny widzę cię u mnie w biurze. Tylko ubierz się bardziej elegancko, będziemy mieli gościa.

-Kiedy moje stado znowu zaczyna patrole?

-Od jutra. Tym razem patrole macie tylko pięć godzin w nocy. Pasuje?

-Ujdzie..

Powiedziałam i poszłam do pokoju. Kiedy się obudziłam, zrobiłam makijaż, ubrałam czerwoną sukienkę i zwykłe, czarne trampki. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, wzięłam klucze i pojechałam do pałacu. Wchodzę na luzaczku do biura ojca. A kogo tam zastaje? WILLIAMA KURWA.

-Spóźniłaś się. -powiedział ojciec tym swoim grubym głosem.

-Niezbyt łatwo dojechać do osady w dwie minuty.

-Usiądź, jak już mówiłem mamy gościa. Williamie, wczoraj zdążyłeś już poznać moją córkę. Będzie przy podpisaniu rozejmu. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.

-Nie przeszkadza.

Po podpisaniu rozejmu mój tata został pilnie wezwany do jakiegoś stada. Miałam chwilę do Williama.

-Dupek. -warknęłam.

-Co? Czemu? -powiedział zakłopotany.

-Nie powiedziałeś mi o niczym. Ubrałabym coś lepszego.

-I tak wyglądasz pięknie. -mężczyzna do mnie podszedł, objął w talii i pocałował.

-Ykhym.

Odwróciliśmy się w kierunku dźwięku tak szybko, że o mało co nie zwaliłam figurki taty ze stolika. Otóż był to mój kochany braciszek. Na szczęście.

-Puka się gównarzu. -warkęłam.

-Dobra dobra. Nie sądziłem, że się z kimś połykasz.

-Jak ty się kurwa do niej gnojku odzywasz? Szacunku trochę. -warknął William, złapałam chłopaka za rękę dzięki czemu się uspokoił.

-Spokojnie. Jesteś deklu pierwszą osobą z rodziny, która się dowie. Możesz czuć się wyróżniony. Williamie to mój brat David, braciszku to mój mate wielki alfa osady lasu William Parker.

-To dlatego tak długo tam siedziałaś!

-Zamknij się bo tata idzie. -warknęłam.

-Przepraszam za moją nieobecność. Z okazji naszego rozejmu zapraszam cię na kolację. Będzie tam moja żona i moje dzieci.

-Nie powiedziała bym, że jestem dzieckiem. -powiedziałam obrażonym głosem.

-Dobra dobra.. Zgadzasz się Williamie?

-Tak. Pozwoli Pan, że przyjdę ze swoją wybranką?

-Oczywiście. Dzisiaj o 20 w restauracji Wilcze Serce, pasuje Ci?

-Tak oczywiście. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

-Tato, jeszcze coś mam do roboty? -zapytałam.

-Tak tak, zbierz stado i idźcie zmienić młode. Nie poradzili sobie z wrektami.

-Dobra.. Do której mamy mieć patrol?

-Do 18.

-Dobra.

Wyszłam przed pałac, zmieniłam się w wilka i charakterystycznie zawyłam. Już w pięć minut całe stado stało przedemną. William miał czekać na naszym terenie.

-Co jest? -zapytał Mike.

-Młode stado nie poradziło sobie na patrolu i musimy ich zastąpić. Spokojnie tylko 3 godziny.

-Prowadź.

Wszyscy zmieniliśmy się w wilki i pobiegliśmy na teren gdzie czekał już William.

-Nadal nie powiedziałaś ojcu? -zaśmiała się Alexa.

-Dzisiaj się dowie. -powiedział chłopak. -Mieliśmy konflikt między osadami, dzisiaj podpisaliśmy rozejm. Na kolacje mam przyjść z wybranką więc wiecie.

-A kiedy dzieci? -zaśmiał się Mike.

-Jebne ci zaraz gnojku! -wydarłam się.

-Jestem starszy.

-Ale głupszy.

W tym momencie rzuciło się na nas kilkanaście wrektów. Wszyscy zmieniliśmy się w wilki. Ja z Williamem zaczęliśmy się rzucać na największe, a później i Adrian. Tak o to wróciłam do domu przed osiemnastą.

Na zawsze TwojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz