Od wnętrza mojej czaszki odbijały się bardzo niewyraźne odgłosy rozmów, kiedy ciało było unieruchomione, a powieki zbyt ciężkie.
Jak próbowałem je podnieść, od razu opadały bezwładnie w dół. Czułem jak bardzo moje usta są wysuszone, ale nie mogłem ich nawet nawilżyć językiem, gdyż pomiędzy wargi miałem włożony kawałek materiału. Gdy poruszyłem nadgarstkiem, zorientowałem się, że moje dłonie są związane, ale chwila... Ja żyję. Ja naprawdę żyję. Naprawdę jestem tu i gdzieś tutaj musi być też Harry... Powoli uniosłem powieki, krzywiąc się, gdy oczu dostało się pod nie światło.
Zanim zdołałem przyzwyczaić się całkowicie do blasku, do moich uszu zaczęły dochodzić coraz to wyraźniejsze wymiany zdań będących nieopodal mężczyzn w, jak zrozumiałem później, jakimś sporym, pustym magazynie.
Słyszałem przeraźliwe jęki i sapnięcia. W końcu zrozumiłem, że leżę na lewym boku, moje nogi i ręce są związane, a ciało pół nagie. Musieli zedrzeć ze mnie koszulkę przez co było mi tak strasznie zimno.
Gdy w końcu zdołałem poruszyć głową i wygiąć ją na tyle, by móc zobaczyć co było źródłem tych niepokojących dźwięków, sapnąłem cicho z przerażenia. Czwórka, imponująco zbudowanych mężczyzn bez żadnych skrupółów biła ojca mojego oraz Harry'ego.
Moje oczy strasznie lepiły się przez łzy, ale starałem się w tym amoku (pomijając okropne zawroty głowy i to, że ledwo oddychałem przez nos) odnaleźć mojego Harry'ego.
Po nieudolnym przekręceniu się na drugi bok (pocąc przy tym z wysiłku niesamowicie), miałem ochotę krzyknąć ze szczęścia, kiedy rozpoznałem w nieprzytomnej, leżącej do mnie tyłem sylwetce Stylesa.
Obserwowałem jak jego naga klatka piersiowa unosi się w górę i w dół. Musiał być nieprzytomny, na pewno nawdychał się więcej gazu niż ja chcąc mnie chronić.
Po ostatnim zerknięciu na zajętych męczeniem mężczyzn przerażających typów, wykorzytałem całą siłę jaką posiadałem, żeby zacząć czołgać się w stronę bruneta.
Nie było to w ogóle proste. Nie mogłem rozprostować nóg, każde ich zgięcie bolało mnie niemiłosiernie, ale musiałem znaleźć się blisko niego, by choćby uewnić się, że z jego twarzą jest wszystko w porządku.
Oprócz tego panicznie zerkałem cały czas na agresywnych facetów, wiedząc, że jeśli tylko choćby jeden z nich mie zauważy, cała ich agresja skupi się na mnie.
Wykonywałem powolne, ciche ruchy, mając wrażenie że jeden z nich trwał wieczność, że poruszałem się tak strasznie ślamazarnie.
W momencie kiedy już tak niewiele dzieliło mnie od zaledwie muśnięcia jego skóry, wszystkie włosy na moim karku stanęły dęba po usłyszeniu: - Ej, młody! A ty gdzie pełzasz?!
Popatrzyłem na nieznanego mi mężczyznę z wielkim lękiem, oddychając szybko. Szarpnąłem za swoje nadgarstki znów patrząc na Harry'ego który poruszył się niespokojnie przez sen. Facet podszedł do mnie, ciągnąc mnie za włosy do góry, przez co jęknąłem głośno.
Zamachnął się, uderzając mnie w szczękę tak mocno jak jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłem. Przez siłę jaką w to włożył, wylądowałem z hukiem na podłodze.
Zapłakałem, kiedy uderzyłem głową o cholernie twardą podłogę, czując ból którego nie mógłbym opisać ludzkimi słowami. Zwykle coś piecze, szczypie, czy cokolwiek innego, ale to bolało jakby ktoś strzelił mi w tył głowy, jakby moja czaszka pękała, przez co tak strasznie wyłem, zaciskając oczy.
- Co za mała, sukowata beksa. - burknął zjadliwie i tak jakby mój płacz dawał mu satysfakcję, kopnął mnie w udo, a następnie w brzuch.
Zwijałem się z jękami, patrząc w stronę, gdzie Hrry zawzięcie walczył ze swoimi związanymi dłońmi, w końcu uwalniając się i wrzeszcząc:
CZYTASZ
Just Kill Him | l.s.; z.m.
Hayran KurguOdkąd Louis jako dwudziestolatek wkroczył w dorosły, studencki epizod rozpoczął dynamiczny tryb życia pod tytułem "jak znaleźć najwięcej zużytych prezerwatyw przypadkowych facetów pod swoim łóżkiem". Nie olewał nauki - nie - ale gdyby nie miał kogoś...