NilaBudzi mnie dochodzący skądś hałas. Uchylam powieki, mrugam kilka razy i rozglądam się, lecz przez panujące w pokoju ciemności nic nie mogę zobaczyć. Hałas się nasila, nie pozwalając mi spać i strasząc. Odrzucam kołdrę, opuszczam pokój i schodzę na dół, ściskając w dłoni poręcz. Kiedy docieram do holu, próbuję zapalić światło, niestety pomieszczenie zostaje skąpane w mroku. Podpieram się ściany, idę przed siebie, próbując cokolwiek wypatrzeć, kiedy nagle czarna postać pojawia się przede mną. Nie potrafię jej rozpoznać, jest niczym duch unoszący się w powietrzu, zamrażając mnie w przerażeniu. Próbuję krzyknąć, ale gula w gardle skutecznie mnie powstrzymuje. Mam wrażenie, jakbym się dusiła, jakby jakaś niewidzialna siła próbowała wydusić ze mnie życie. Chwytam się za gardło, łapczywie próbując złapać kojący oddech, ale walka na nic się zdaje. Słabnę, wystawiam dłoń przed siebie, a czarna postać ją chwyta.
– Brzoskwinko – na dźwięk jego głosu moje serce miażdży potworna siła. Ogrom emocji przepływa przez moje ciało niczym dawka prądu, paraliżując każdy nerw – Tęskniłem za tobą. Zabieram cię do domu.
Budzę się z krzykiem tak przeraźliwym, aż biedny Enzo zrywa się na równe nogi. W przypływie szoku chwyta za leżący na stoliku nocnym pistolet i celuje, Bóg wie w kogo. Dopiero po chwili orientuje się w sytuacji, zapala lampkę i patrzy na mnie, dysząc niczym po przebiegnięciu maratonu. A potem bierze mnie w ramiona, tuli do swojego torsu i głaszcze po plecach, starając się przywrócić mój spokój. Przywykł do tego, iż od dwóch tygodni budzę się właśnie w ten sposób. Przerażona, spocona, z galopującym ze strachu sercem. Mimo tego, iż byliśmy bardzo daleko od Panamy, od Jacoba, mój strach wcale nie zmalał, wręcz przeciwnie, popadałam w obłęd. Zamykałam drzwi na każdy możliwy zamek, zasłaniałam zasłony, nosiłam przy sobie mały nóż i wciąż oglądałam się przez ramię. Miałam wrażenie, jakby Jacob w każdej chwili miał pojawić się w tym domu i pozbawić życia mnie, jak i Enzo. Wiele razy śniłam o tym, jak patrzę na bladego, nieruchomego przyjaciela, a Jacob stoi nad jego ciałem z szyderczym uśmiechem. Tak bardzo, jak chciałam zapomnieć i zacząć normalnie żyć, tak strach mi na to nie pozwalał. Enzo zapewniał mnie, że nic mi tutaj nie grozi, ale być może potrzebowałam więcej czasu, aby w to uwierzyć. Zaszyliśmy się w ustronnym miejscu, oddalonym od miasta o piętnaście kilometrów, ale nawet to nie dawało mi poczucia komfortu. Nawet gdybym była na końcu pieprzonego świata, nadal czułabym oddech Jacoba na karku.
Po orzeźwiającym prysznicu i pozbieraniu się do kupy dołączam do siedzącego na tarasie przyjaciela. Pije kawę, wpatrując się w dal. Miejsce zapierało dech w piersi. Magiczne, z cudownym widokiem na góry. W październiku powietrze było ostre, a powiewający wiatr chłodny. Temperatury wahały się między ośmioma a piętnastoma stopniami, więc czasami tęskniłam za ciepłą Panamą i grzejącym skórę słońcem.
– Wyglądasz lepiej – Enzo posyła mi ciepły uśmiech, kiedy siadam obok niego. Wspierał mnie przez cały czas, podnosząc na duchu i gwarantując bezpieczeństwo. Byłam mu wdzięczna za opiekę, chociaż w pewnych momentach złościłam się na niego. Miałam okropne wahania nastrojów, przez co czasami ledwo sama ze sobą mogłam wytrzymać – Zrobiłem twoją ulubioną owsiankę z owocami – spoglądam na leżącą przede mną miseczkę, a żołądek mówi dobitne STOP – Znam tę minę, Nila. Mało jesz, przez co chudniesz.
– Przepraszam – szepczę cicho, spuszczam wzrok i męczę moje biedne paznokcie – Nie dam rady.
– Minęło dwa tygodnie, to całkiem sporo, prawda? To dobry czas, aby ruszyć dalej. Co z rodzicami?
– Jeszcze nie zadzwonili – na myśl o nich moje serce podskakuje. Kilka dni temu wysłałam do nich paczkę, w której znajdował się telefon komórkowy na kartę. Był tam zapisany tylko jeden numer; mój. Czekałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się usłyszenia ich głosów. Enzo skrupulatnie planował nasze spotkanie tak, aby nikt się o tym nie dowiedział – Bardzo za nimi tęsknię. Chcę się już z nimi zobaczyć.
CZYTASZ
Nasze ZAWSZE | cz. II
FanfictionŻeby z nim wygrać, wcieliłam się w postać, której oczekiwał. W końcu stałam się tym, kogo udawałam...