JacobNastępnego dnia postanawiam kupić Nili psa. Nie ukrywam, ogromnie mnie tym zaskoczyła, jednak była dla mnie najważniejsza, a ja zrobiłbym dla niej wszystko. Skoro chciała mieć psa, dostanie takiego, jakiego sobie wymarzyła. Spełnię jej marzenie, któremu nie podołali jej rodzice. Też mi coś wielkiego, bulwers o psa. Jeśli tylko Nila będzie za niego odpowiedzialna, nie widzę żadnego problemu, aby go posiadała.
Jest zaskoczona, kiedy każę jej się ubrać i wsadzam do samochodu. Patrzy na mnie jak dziecko, które dostało upragniony prezent, chociaż jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce. Kiedy ona spała, ja ogarniałem temat, szukając w internecie najbliższej hodowli. Łatwo nie było, na szczęście udało mi się wypatrzeć coś odpowiedniego niecałe sześćdziesiąt kilometrów stąd. Czekała nas przejażdżka, na co Nila zareagowała ogromnym podekscytowaniem. Chciałem sprawić jej radość, mimo tego, co zrobiła, ponieważ na wyspie nie będzie miała takiej swobody. Nie wiedziała o tym, że oprócz domu oraz ogrodu i plaży, nie wyjdzie praktycznie nigdzie. Nie zamierzałem aż tak ryzykować. Raz mnie wyrolowała, drugi raz nigdy nie nastąpi. Może ze mną walczyć, dąsać się, złościć, ale nic nie wskóra. Obdarzyłem ją głębokim uczuciem, dlatego musiałem bardzo uważać, aby nigdy więcej nie nadszarpnęła resztek mojego zaufania.
Na miejsce docieramy po godzinie. Biorę Nilę za rękę, przechodzimy przez bramkę i wchodzimy na posesję. Jest ogromna, elegancka i wypasiona. Nie wiedziałem, że na hodowli psów można się tak dorobić.
– Dzień dobry! – ciszę przerywa piskliwy głosik kobiety, która właśnie wychodzi z domu – Państwo po psa?
– Zgadza się, dzwoniłem dzisiaj rano. To moja dziewczyna, Nila. Bardzo pranie mieć buldoga francuskiego.
– Och, kochana! To piękne pieski, zwariujesz dla nich – uśmiecha się szeroko, ściska nasze dłonie i prowadzi na prawo. Kiedy tylko otwiera drzwi, naszym oczom ukazuje się duże pomieszczenie przeznaczone tylko dla piesków. Wesoło biegają w kojcu, merdając ogonkami i opierając łapki na płotku – Proszę! Oto one!
– Boże! – Nila zasłania usta dłonią, a jej oczy są wielkie jak spodki – Ile ogonków! Ile piękności. Cuda!
– To prawda. Zajmuję się hodowlą od piętnastu lat, te psiaki są dla mnie jak dzieci. Wybieraj, Nila.
– A–ale jak?! Nie mam pojęcia, którego pragnę. One wszystkie są takie piękne. Och, tamten ma łatkę na oku! – kuca przy bramce, a ja obserwuję ją z zachwytem. Jest taka szczęśliwa, uśmiechnięta, a jej policzki są czerwone z ekscytacji. Nie sądziłem, że kupno psa tak pozytywnie na nią wpłynie – Pomożesz mi? – wystawia dłoń, zachęcając mnie do podejścia bliżej. Robię kilka kroków, chwytam ją i kucam tuż obok.
– Którego zabierzemy do domu, brzoskwinko? – patrzę w te piękne oczy, w których widzę wdzięczność i coś jeszcze, czego nie potrafię rozpoznać – Jest ich tutaj całkiem sporo, nie? Jakim cudem coś wybierzesz?
Dwie i pół godziny później – po zabawach, przytulaniach, całowaniach i zachwytach – Nila bierze w ramiona wybrańca. Jeszcze nie wie, jakiego skurczybyk ma farta. Ta dziewczyna obdarzy go ogromną miłością – o ile jeszcze tego nie zrobiła – i będzie miał z nią jak w niebie. W dodatku wychowa się w pięknym miejscu, będzie miał wszystko, co najlepsze, ponieważ to pies mojej kobiety, którą kocham z całego serca.
Przez całą drogę do domu Nila tuli do siebie psiaka, chichocząc radośnie, kiedy liże ją po szyi. Czy to czas, żebym zaczął być zazdrosny? Nie przewidziałem, że teraz i on będzie miał do niej całkowity dostęp.
– Nie wierzę, że zapłaciłeś za tego psa osiemset dolarów, Jacob. To szaleństwo, ale jest przepiękny.
– Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko – spoglądam na nią kątem oka, chwytam za dłoń i całuję wierzch – Trzeba kupić dla niego kilka rzeczy. Jakąś wypasioną miejscówkę do spania, miski, zabawki i smycz.
– Rany! Naprawdę mam psa! – piszczy jak mała dziewczynka, bierze psiaka pod pachy i unosi, robiąc mu noski noski. Co jest kurwa?! To nie dziecko! – Jesteś mój, maluszku. Na zawsze. Nazwę cię Modżo.
– Że jak?! – nie mogę się powstrzymać, a w samochodzie roznosi się mój śmiech – Co to za imię, Nila?
– Normalne? Oglądałeś kiedyś Transformersów? – unosi brew, posyłając mi to znajome, poważne spojrzenie. Przytakuję głową, bo kilka razy miałem okazję obejrzeć tę samą część – No właśnie! Głowy bohater – Sam – miał psa o tym imieniu. Miał złamaną nóżkę i obsikał któregoś z robotów. Ten film to złoto i diamenty.
– Och, brzoskwinko – kręcę głową rozbawiony, mocniej ściskając palce na jej udzie – A propos diamentów, nie zdjęłaś pierścionka, który ci podarowałem – unosi dłoń, aby spojrzeć na pierścionek mieniący się każdym kolorem – Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to cieszy. Czyli nadal jesteś moją narzeczoną?
– Hola! Przecież mi się nie oświadczyłeś! – patrzy na mnie ze strachem, kiedy Modżo gryzie ją w palec.
– Nie? – uśmiecham się pod nosem, skupiając wzrok na drodze – Więc mam to zrobić, tak? Nie ma sprawy.
– Nie! Jest zbyt wcześnie, Jacob. Zostawmy to tak, jak jest, dobrze? Znamy się zaledwie pół roku!
– I zrobiliśmy więcej rzeczy, niż statystyczna para z tym stażem. Pieprzyliśmy się po miesiącu, gdzie dziewczyny czasami czekają o wiele dłużej. Mieszkasz ze mną, podarowałem ci psa, dbam o ciebie.
– Jacob – mówi smutno, przytulając do siebie to ruchliwe stworzenie – Wiesz, jak wygląda nasza sytuacja.
– Wiem, ale naprawdę przyszedł czas, żebyś ją zaakceptowała. Inaczej nie będzie, zapewniam cię. Jesteś ze mną, nie pozwolę ci odejść – tym akcentem dobry humor Nili idzie się pierdolić. Ja to mam wyczucie.
CZYTASZ
Nasze ZAWSZE | cz. II
FanfictionŻeby z nim wygrać, wcieliłam się w postać, której oczekiwał. W końcu stałam się tym, kogo udawałam...