Rozdział 10

2.9K 116 11
                                    


Jacob

Stoję na środku pokoju, z wpatrzoną we mnie Nilą, a Enzo wzdycha w słuchawkę telefonu. Zbieram w sobie wszystkie siły, żeby zachować spokój i nie rozpierdolić wszystkiego dookoła. Gdybym tylko dorwał go w swoje łapy, nie okazałbym litości. Pieprzyć moje wyrzuty, że jesteśmy rodziną, że nie powinienem pociągać za jebany spust, teraz mam na to okrutną ochotę. Z uśmieszkiem na ustach patrzyłbym, jak się wykrwawia.

– Będę się streszczał – przerwa dusząca mnie w piersi ciszę – Zapewne jesteś ciekawy, jak udało nam się uciec, co? – chichocze, co doprowadza mnie do pieprzonego obłędu – Powiem ci to, żebyś przypadkiem nie wyżył się na osobie, która nie miała z tym nic wspólnego. Znając ciebie to bardzo możliwa opcja, prawda? – prycha z pewnością siebie, coraz bardziej wyprowadzając mnie z równowagi – Muszę przyznać, że to było dziecinnie proste, wiesz? Znamy się wiele lat, Jacob, powinieneś mnie znać. Nie doceniłeś mnie, bracie.

– Nie mów do mnie, bracie. Straciłeś to miano, kiedy tylko uciekłeś z dziewczyną, która należy do mnie.

– Och, daj spokój. Tak czy siak, wróciła do ciebie, więc sprawa zakończona. Pamiętasz, jak wiele razy uczyliśmy się otwierać zamki, nie mając przy sobie praktycznie nic? – jak na zawołanie w mojej głowie przebijają się przebłyski godzin spędzonych na próbach pokonania blokady. Czasami wychodziło, czasami nie, ale dzięki temu potrafiliśmy przechytrzyć prawie każdy zamek – Wystarczy agrafka, spinacz, wsuwka, a stajemy się wolnymi ludźmi. Może to dziwne, ale jedną znalazłem na podłodze. Ale fart, prawda?

– To prawda, fart. Mówiąc to nie pomyślałeś o jednym... przyjacielu. Wychodzi na to, że miałem rację, uciekłeś dzięki Nili, bo ów wsuwka musiała należeć do niej. To właśnie ona była tam jako ostatnia.

– N-nie mieszaj jej do tego, Jacob – uśmiecham się zwycięsko, bo już nie brzmi na tak pewnego siebie.

– Sam ją w to wmieszałeś. Przyznałeś, że uciekłeś dzięki wsuwce, która należała do mojej dziewczyny. Sprowadziłeś na nią kłopoty, Enzo. Jesteś głupi – śmieję się głośno, na co Nila marszczy brwi zaskoczona – Nie powinieneś był się do tego przyznawać. Ona będzie musiała zapłacić za twoją ucieczkę. To smutne.

– Nie rób tego! To ja uciekłem, zrobiłbym to i bez tej jebanej wsuwki. Wiesz o tym, jestem dobry!

– Żegnaj, Enzo. Lepiej dla ciebie, żebyśmy się nigdy więcej nie spotkali – kończę połączenie, ściskam w dłoniach telefon i patrzę na spanikowaną Nilę spod byka – Słyszałaś? Uciekł dzięki pierdolonej wsuwce, brzoskwinko! Jestem niezmiernie ciekawy, jak się tam znalazła. Chcesz mi o tym opowiedzieć?

– Pewnie wyjęłam ją z włosów, kiedy zamknąłeś mnie zaraz po przyjeździe – mówi bez emocji, jakby było jej wszystko jedno. Cholera, co się z nią dzieje? – Wiem, że mi się oberwie, zawsze mi się obrywa.

– Co? – pytam zaskoczony, Nila schyla głowę i gapi się w dół – Och, kotku. Wcale nie mam zamiaru cię karać – wzdryga się, ale nie unosi głowy – Powiedziałem to specjalne, żeby ten idiota się zadręczał. Dobrze wie, że to właśnie on wpieprzył cię na minę i będzie żył z poczuciem winy, że przez jego paplaninę spotka cię kara – wzdycha ciężko, przeczesuje włosy i kuca, biorąc na ręce Modżo – Obiecałem, że kara za ucieczkę nie będzie bolesna, ale zapewniam, że ją odczujesz – patrzy na mnie niepewnie, ocierając policzek.


Na prywatne lotnisko docieramy w przeciągu dwudziestu minut. Martin już na nas czeka, Davos, Harper i Colton również. Tylko oni zdecydowali się polecieć z nami, ponieważ nic ich tutaj nie trzymało. Pozostali również nie mieli rodzin, wszyscy byliśmy roztrzaskani, samotni, wybrakowani, aż staliśmy się dla siebie bliscy. Nikogo do wyjazdu nie zmuszałem, jednak chłopcy obiecali, że dolecą do nas w późniejszym terminie. Na razie mieli mieć oczy szeroko otwarte i wypatrywać czegoś podejrzanego. Może powrotu Enzo? Kto wie, może gryzące wyrzuty sumienia nie pozwolą mu uciec i wróci upewnić się, że Nila żyje?

Nasze ZAWSZE | cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz