Skyla szybkim krokiem pokonywała kolejne metry korytarza. Była już spóźniona, a Jedi przecież powinien być punktualny. A przynajmniej tego próbowali nauczyć dzieciaki.
Nagle poczuła lekkie kopnięcie. Pogłaskała delikatnie swój mocno zarysowany brzuch i wymruczała:
- Tem, ja wiem, że nie lubisz tych wszystkich badań, ale jest już po. Teraz idziemy na lekcje. Będzie Moc i będzie fajnie.
Jej ciąża była zagrożona, więc średnio raz w tygodniu musiała biegać do pani doktor Za'raan żeby przeprowadziła kontrolne badania. Ani ona, ani jej synek nie przepadali za nimi, no ale mus to mus. W dodatku Luke upierał się żeby aż do porodu zrezygnowała z nauki. Na to odpowiadała mu, że od siedzenia na poduszce nikt jeszcze nie umarł, a musi mieć co robić, bo inaczej umrze tu z nudów.
Zerknęła na datapada, którego trzymała w dłoniach. Miała jakąś wiadomość od Ezry. Przeczytała ją, ale nie było to nic zbyt istotnego. Uniosła głowę i w tym samym momencie poczuła uderzenie, a zaraz potem potworny ból w podbrzuszu. Zgięła się w pół, wypuszczając datapada z dłoni. Skuliła się w kulkę, obejmując dłońmi swój spory brzuch. Poczuła dziwną wilgoć w nogach. Ból promieniował na całe jej ciało, uniemożliwiając zrobienie najmniejszego ruchu. Miała wrażenie jakby ktoś rozrywał ją od środka. Rodzę - uświadomiła sobie.
Siłą woli zmusiła się żeby unieść głowę. Napotkała wtedy przerażone spojrzenie czarnowłosego chłopca. Jego broda latała, jakby powstrzymywał się przed wybuchnięciem płaczem. I wtedy zrozumiała. Jej poród nie zaczął się naturalnie. Wszystko przez to, że wpadł na nią Ben.
- Ty! - krzyknęła rozdzierająco. - To twoja wina! Ty potworze!
Nagle jakby obecność w Mocy Temmina zaczęła słabnąć. Oddech przyspieszył jej gwałtownie.
Ratunku! Luke, pomóż mi! Luke!
Krzyknęła jeszcze z bólu i przewróciła się na chłodną podłogę. Wszystkie dźwięki były dziwnie przytłumione.
Uratuj go, Luke...
***
Nie ma go - było pierwszym co uświadomiła sobie Skyla. Jej mały synek, jej Tem zniknął.
- Nienawidzę... - wycharczała niewyraźnie.
Wciąż nie była zbyt przytomna, jednak Moc czuła aż nazbyt wyraźnie. Otaczała ona każdą, pojedynczą osobę w tej Akademii. Lecz nie jej syna.
Nagle ktoś złapał ją za bladą dłoń. Oddała lekko uścisk i rozchyliła ciężkie powieki. Światło dnia oślepiło ją, więc czym prędzej je zamknęła. Dopiero po chwili otworzyła je ponownie. Tym razem było lepiej. Mrużyła oczy, ale trzymała je otwarte. Pierwszym co zarejestrowała była blada twarz Wedge'a. Był tak wymizerowany, że wyglądał niemalże jak trup.
- Jak się czujesz, Sky?
Dopiero gdy Luke się odezwał, zauważyła jego obecność. Jego, a także Lei. Z opóźnieniem uświadomiła sobie czyją jest ona matką.
- Gdzie jest mój syn?! Gdzie jest Temmin?! - warknęła, chwilowo ignorując siostrę.
- Tak mi przykro, Tiny - westchnął ciężko Wedge. Nie miał pojęcia co powiedzieć, jak przekazać ukochanej tą straszną wiadomość.
Serce Togrutanki stanęło na jeden bardzo długi moment. Wtedy dopiero uświadomiła sobie co oznaczała tamta nieobecność. Tem nie żył. Jej mały, ukochany synek. A wszystko przez Bena Solo. Czuła, że każdą najmniejszą komórką swojego ciała nienawidzi go coraz bardziej.
CZYTASZ
Who am I? - Star Wars
Science FictionTo jest zwykła historia niezwykłej Togrutanki. Niechcianego i zakazanego dziecka, porzuconego praktycznie od razu po narodzinach. Posłusznej i pracowitej niewolnicy. Przyszłej rebeliantki. Macro nie miała w życiu łatwo. Nigdy nie zaznała wolności...