- Macro!
Togrutanka rozejrzała się szukając źródła znajomego głosu. Wreszcie namierzyła blondyna, zmierzającego w jej stronę dość szybkim krokiem. Jedi nie miał zbyt zadowolonej miny, więc natychmiast porzuciła swoje dotychczasowe zajęcie. Składanie droida naprawczego mogło poczekać. Zerwała się z krzesła, na którym siedziała i podeszła do przyjaciela.
Generalnie Macro całe dnie spędzała na naprawie różnych statków i droidów. Nie potrafiła latać albo walczyć, ale w Rebelii idealnie wpasowała się w rolę mechanika. Z resztą, nic innego nie robiła przez połowę swojego życia, więc było to dla niej coś zwyczajnego.
- Co jest, Luke?
- Dowództwo nas wzywa. Podobno mają dla nas jakąś misję.
- Ja mam lecieć na misje? Nie bądź śmieszny - stwierdziła Togrutanka, ale ruszyła za przyjacielem. Wiedziała, że takich rozkazów się nie ignoruje.
- Tak twierdzi Wedge - wzruszył ramionami.
- On też leci?
- Ta - kiwnął głową.
Macro cieszyła się z takiego rozwiązania. Wedge Antilles i Luke Skywalker byli jej najbliższymi przyjaciółmi praktycznie od czasu bitwy o Yavin. Wcześniej więcej czasu spędzała z załogą Ducha, która to przecież zabrała ją do ówczesnej bazy Rebelii. Niestety, na krótko przed wspomnianą bitwą uznali oni, że chcą wyzwolić Lothal, planetę Ezry. Podczas walki zginął Kanan, zaginął sam Ezra, a Hera okazała się być w ciąży. W dodatku Zeb uznał, że nie chce już dłużej walczyć i razem z Aleksandrem Kallusem polecieli na Lira-San, planetę Lasatów. Poza tym Sabine została na Lothalu żeby, jak podobno prosił ją Ezra, "pilnować planetę przed Imperium". Macro osobiście była zdania, że Mandalorianka po prostu opłakuje tam ukochanego, ale nie jej było to oceniać. Tylko Hera wraz z małym Jacenem - synem jej i Kanana - zostali ciągle w sojuszu.
Przyjaciele weszli do środka pogrążonego w mroku pomieszczenia. Togrutanka potarła energicznie dłonie. Poczuła to charakterystyczne dziwne zimno, co na Hoth do najprzyjemniejszych nie należało. Ramię w ramię podeszli do stołu taktycznego. Stała tam księżniczka Alderaanu Leia Organa, była senator Mon Mothma oraz Wedge Antilles.
- To jest Rattax - zaczęła rudowłosa kobieta, klikając jakiś przycisk. Ich oczom ukazał się hologram jakiejś planety.
- Nie kojarzę - powiedział Skywalker, marszcząc zabawnie czoło.
- Nic dziwnego. Jest to niezamieszkany księżyc Goethy, niewielkiej planety w Zewnętrznych Rubieżach. Imperium założyło na nim swoją bazę.
- Mamy ją wysadzić? - wtrącił się Wedge.
- Nie do końca. Nasz informator powiadomił nas, że jest tam pewien ważny dla nas artefakt.
- Więc po co tam Macro? Ona przecież nawet nie potrafi walczyć.
Togrutanka rzuciła pilotowi urażone spojrzenie. Nie była to do końca prawda. Potrafiła całkiem nieźle strzelać, co zawdzięczała głównie świetnemu refleksowi. W dodatku była nawet dość zwinna. Na tym jednak zalety się kończyły, brakowało jej siły fizycznej i przede wszystkim umiejętności. Z pojedynczym przeciwnikiem powinna dać sobie radę, ale z większą grupą mogła by mieć niemały problem.
- Macro nie idzie tam, żeby walczyć - odezwała się, dotychczas milcząca, księżniczka Alderaanu. - Jej zadaniem będzie rozpoznanie tego artefaktu. Według informatora tylko ona może to zrobić.
- Na pewno to muszę być ja? Nie mogą wziąć jakiegoś innego Togrutanina? Co z Sequ?
Nastolatka mówiła o czerwonoskórym mężczyźnie. Był od niej kilkanaście lat starszy, a do Rebelii dołączył z dwóch powodów. Po pierwsze, gdy był młody jego lud został zniewolony przez Zyggerian. Ocalili ich trzej Jedi, chociaż Sequ zwrócił wtedy uwagę tylko na młodą Togrutankę - padawankę Ahsokę Tano. Uratowała mu życie, niemal przy tym ginąc. Po tym wydarzeniu nie mógł uwierzyć w to, że Jedi są źli i wywołali wojnę dla własnych korzyści. No, a po drugie niezbyt pasowała mu rasistowska polityka imperatora Palpatine'a.
CZYTASZ
Who am I? - Star Wars
Ficção CientíficaTo jest zwykła historia niezwykłej Togrutanki. Niechcianego i zakazanego dziecka, porzuconego praktycznie od razu po narodzinach. Posłusznej i pracowitej niewolnicy. Przyszłej rebeliantki. Macro nie miała w życiu łatwo. Nigdy nie zaznała wolności...