Chwila czułości

109 11 3
                                    

Sam zaparkował forda galaxie dokładnie tam, skąd brał go rano i zauważył, że impali i jednego z pozostałych samochodów nie ma przed domem. Zerknął na wjazd do garażu, sięgając do bagażnika po torbę z olejkami do masażu – jeśli ma zamiar zrobić Deanowi masaż, będzie ich później potrzebował. Jakimś sposobem wszyscy zdawali się wiedzieć, że się u niego zatrzymał, a miłość Deana do słodyczy była powszechnie znana, więc - mając poczucie, że jest mu coś winny, wydał trochę z niewielkiej puli pieniędzy, jaką dziś zarobił i kupił szarlotkę z małej piekarni naprzeciwko salonu. Ją także wyciągnął z samochodu. Wspiąwszy się po schodkach na ganek, zapukał, a później otworzył drzwi.
- Tata! – Emily rzuciła kredki i podbiegła do niego, obejmując za nogę, gdy szedł w stronę stołu, by położyć na nim ciasto.
- Jest i moja dziewczynka – zawołał, z łatwością podnosząc ją w górę, przyjmując uścisk i rozglądając się za Deanem. – Byłaś dobra dla pana Deana?
- Acha. Dał mi to! – pokazała skórzaną sakiewkę, którą miała zawieszoną na szyi. – Powiedział, że będę bezpieczniejsza. I pomagałam mu naprawić samochód.
- Tak? Ale nie zagadałaś go przy tym na śmierć? – spytał Sam, badając woreczek w palcach. Wyglądał jak noszony przez Indian na szczęście lub coś w tym rodzaju. Wydawał się niegroźny.
- Nie...
- Jesteś pewna? – jego głos nabrał kpiących tonów.
- Nie, ja nie...
- Bo wiesz, że jeśli tak było, zamierzam podrzucić cię w górę...
- Nie, nic nie zrobiłam – piszczała ze śmiechu, gdy Sam wyrzucił ją w górę, złapał i podrzucił raz jeszcze w momencie, gdy Dean wszedł do pokoju.
– Może zapytam jego, hm? Proszę pana Deana, czy Emily zagadała pana na śmierć?
- Nieeee – zachichotała, gdy Sam udawał, że znowu ma zamiar ją podrzucić.
- Nie, nic z tego. Była bardzo grzeczną dziewczynką – powiedział Dean, uśmiechając się i puszczając oko do małej, nim odwrócił się w stronę kuchni.
– Muszę podpiec chleb w piekarniku. Może dołączysz do mnie w kuchni?
- Gotowałeś? Pachnie bardzo ładnie – powiedział Sam, stawiając Emily na podłodze i z niepokojem zastanawiając się nad pospiesznym zniknięciem Deana z pokoju.
– Czy zrobiłaś stronę ze swojej ksią....
Mała popędziła do stolika i podniosła kredki.
Ze zduszonym śmiechem Sam zabrał ze sobą ciasto i poszedł do kuchni.
- Naprawę naprawiliście samochód? – spytał, stawiając szarlotkę na kontuarze i stając przed Deanem, który opierał się o drugi z kuchennych blatów. Czując intensywność spojrzenia tych jadeitowych oczu i widząc zaciśnięte zaczepy szczęk i skupiony wyraz twarzy, Sam cofnął się o krok, już nie stojąc dokładnie naprzeciwko mężczyzny.
- Co się stało? Coś złego? – spytał, przechylając głowę i uważnie wpatrując się w Deana.
- Samochód... nie, Emily siedziała ze mną, patrzyła, jak go przegladam i zdejmuję to i owo – odparł Dean.
Spojrzał na sufit, z całych sił starając się nad sobą zapanować. Sam nie brał udziału w układzie z demonem, a przynajmniej lepiej, żeby, cholera, tak było. Kiedyś udało mu się uratować gościa przed konsekwencjami umowy, ale nie przypuszczał, żeby dał radę zrobić to jeszcze raz, przynajmniej nie w ten sam sposób. Widział, że Sam jest zdenerwowany, może nawet przestraszony. Kiedy wrócili z garażu dał Emily trochę wody do popicia, święconej, chociaż nie wiedziała co to było. Poprosił też, by pomieszała w garnku srebrną łyżką. Fakt, że nic się nie wydarzyło uspokoił go jedynie odrobinę. Wokół było wystarczająco wiele pułapek na demony i sigili ochronnych - nic nie powinno dostać się do środka, ale ojciec z córką w tarapatach? Dean zaprosił ich, nie sprawdzając i nawet nie upewniając się, że są ludźmi. Rumsfeld wydawał się ich lubić, ale ponownie, kto wie? Po prostu musiał być całkowicie pewny. Do diabła, nawet nie zaprzątał sobie głowy, by spytać faceta o nazwisko, czy bardziej mu się przyjrzeć. Stawał się za miękki.
Myśli Sama biegały jak szalone, gdy starał się zrozumieć, skąd to nagłe napięcie w powietrzu. Co się stało pomiędzy wcześniejszym telefonem a teraz? Jeśli Dean nie był zirytowany, że musiał opiekować się Emily, a ona była grzeczna, to co to mogło być? Oczywiście, aż za dobrze wiedział, że nie zawsze musi istnieć powód, by nastrój człowieka zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Możesz pomieszać za mnie gulasz? – spytał Dean, podnosząc z blatu pokrojony chleb i otwierając opakowanie.
- Pieczeń była naprawdę dobra. Zanieś chłopakom więcej, dobrze? – spytał łagodnie Dex, ocierając się o Sama w kuchni, kiedy przechodził obok i sięgał do lodówki.
- Jasne – Sam odwrócił się i wyciągnął brytfankę z piekarnika, stawiając ją na kuchence, by móc pokroić resztę pieczeni. Miał właśnie podnieść nóż, kiedy ręka Dexa chwyciła go za głowę i uderzył twarzą o wykafelkowaną ścianę.
– Co...
- Gdzie jest piwo? Gdzie jest pieprzone piwo? Jedna rzecz, nie możesz zrobić chociaż jednej rzeczy jak należy? – wrzeszczał Dex z coraz większą złością, ponownie sięgając po Sama.
Emily weszła do kuchni, stanęła w przejściu i spojrzała na nich.
- Emily, wracaj do swojego pokoju – powiedział Sam, wycierając krew z twarzy, chociaż czuł jak płynie mu z nosa. – Wszystko będzie dobrze. Przyniosę... idź.
Pochylił się i popchnął ją lekko.
Dean zauważył wahanie Sama i skłonił głowę, przyglądając mu się baczniej. Kiedy Sam wreszcie sięgnął po łyżkę, skinął głową.
- Dzięki – powiedział Dean, odwrócił się, otwierając piekarnik i wkładając do niego chleb, a później włączył piekarnik. Nastawił ekspres do kawy, wyjął dwa kubki i napełnił je kawą. Przygotował całą cholerną karafkę z wodą święconą. Przekazał kubek Samowi i popił z własnego.
- Masz, powiedz co o tym myślisz? Dodałem trochę wymyślnej, drogiej kawy, którą trzymam dla gości.
Siadając przy ekspresie, podniósł niewielką torebkę z kawą. - Francuska, z palonych ziaren czekoladowa mocca – przeczytał, pokazując Samowi.
Ciężar spojrzenia Deana sprawił, że Sam czuł się jeszcze bardziej zdenerwowany. Jakby Dean czegoś od niego oczekiwał, a on nie miał pojęcia, co by to mogło być. Jego żołądek zacisnął się w kulę, chociaż powtarzał sobie, że tylko mu się wydaje. Powoli podniósł kubek do ust. Gdy Sam posmakował kawy, Dean pozwolił sobie na westchnienie ulgi i trochę się rozluźnił. Srebro i woda święcona pozbyłyby się 80 procent potworów.
Dean zapatrzył się na zawartość własnego kubka.
- Wiem, że uciekasz od swojego chłopaka – spojrzał na Sama i czekał, co tamten ma na ten temat do powiedzenia.
Głowa Sama uniosła się gwałtownie. Odstawił kubek.
- Wypytałeś Emily... - oblizał usta. Sama z siebie by mu nie powiedziała, wiedział o tym.
- Rozmawialiśmy. Nie przypiekałem jej – odparł Dean. – Czy wygląda na to, że zadałem jej tortury trzeciego stopnia i ją zdenerwowałem?
Sam nie odpowiedział. Myślał, że ma wszystko pod kontrolą. Że może zostaną tutaj jeszcze przez kilka dni, zbierze trochę pieniędzy, wszystko się ułoży.
- Dobrze, nie chcesz być w to wszystko wplątany, rozumiem, nie winię cię. Nie wplątywałbym cię w to, gdyby... - przegarnął ręką włosy, starając się odepchnąć mur, który znowu się na niego zwalał. Było mu ciężko oddychać, było mu trudno myśleć, ale w pokoju obok siedziała mała dziewczynka i dla nie zawsze znajdował jakiś sposób. Zawsze.
- Spakuję nas w kilka minut. Gdybyś mógł nas podrzucić do... albo pozwól mi pożyczyć samochód do jutra, ja... och, zostawię u ciebie mój sprzęt, nigdzie bez niego nie odjadę.
Szamotał się z myślami, jak przekonać Deana, by pozwolił mu pożyczyć samochód, by w razie czego mieli schronienie, jeśli nie znajdą taniego motelu. Pieniądze zarobione tego dnia starczą, a później mógłby zobaczyć się z pastorem – może znajdzie dla nich jakieś lokum, by mógł zaoszczędzić.
Zrobił krok do tyłu, badając twarz Deana i mając nadzieję na ostatni łut szczęścia - że Dean zgodzi się na samochód.
- Wow, zwolnij – powiedział Dean. – Po prostu nie lubię być zaskakiwany, ale przecież was nie wykopuję. Weź głęboki wdech, Kimosabe i uspokój się. Wkurzony były mnie nie przeraża, Sam.
- A powinien – Sam spuścił wzrok i wziął głęboki oddech. Mieli miejsce na noc, przynajmniej na tą jedną. - Dobrze, ja... powinien był ci powiedzieć, ale myślałem, że to tylko na jedną noc i przestaniemy być dla ciebie ciężarem. Myślę, że w kilka dni uda mi się zebrać pieniądze, w salonie jest niezłe zainteresowanie.
Dean potrząsnął głową.
- Trzeba kurewsko więcej, by mnie przerazić i wątpię, by twój eks mieścił się wysoko na tej liście. Jeśli chodzi o pieniądze, nie martw się. Silnik jest wrakiem. Prawdopodobnie w tym stanie nie dowiezie was do Kalifornii. Do diabła, nie przypuszczam, żeby dowiózł was dalej niż kilka stanów, nim padnie i od razu mogę ci powiedzieć, że nie pokonasz z nim gór. Wezmę na siebie koszty naprawy.
Urwał.
- Nie dokonuję cudów i nie mam małych elfów do pomocy, więc zabierze to trochę czasu. Ty i Emily możecie zostać, jak długo chcecie. Jednak chciałbym wiedzieć... Emily powiedziała, że twój chłopak podpisał umowę z demonem. Chcę poznać szczegóły, nawet jeśli brzmi to jak wariactwo.
- Cały silnik...
Teraz mówili o tysiącach dolarów. Grunt usuwał się Samowi spod nóg. Znowu. Podszedł do małego stolika, opadł na krzesło i zwalczył przeklęte łzy.
- Muszę być przeklęty. Zawsze krok naprzód i dwa kroki w tył - pocierając dłonią kark, zmusił się, aby nie panikować, by zebrać myśli. - Chyba okłamałem małą co do Gwiazdki na plaży.
Nienawidził zawodzić Em. Dex tyle razy łamał obietnice, że Sam zawsze starał się dotrzymywać swoich. Zamrugał kilka razy, odwracając wzrok od Deana.
- Nie możemy narzucać ci się tak długo, a im dłużej tu jesteśmy, tym większa szansa, że nas znajdzie.
Minęły 24 godziny. Było kilka chwil szarpiących nerwy, ale przez większość czasu czuł się tutaj bezpieczny. Gdyby tak nie było, nie pozwoliłby nieznajomemu podwozić córki ani się nią opiekować. Nawet podobało mu się, jak normalnie się czuł, gotując, jedząc z kimś śniadanie czy mogąc rozmawiać przy stole. Kiedy pomagał i kiedy jemu pomagano.
- Kilka dni więcej, może tydzień... - spojrzał na Deana. - Zbiorę pieniądze na bilety autobusowe i motele. A jeśli nie zdobędę pieniędzy na silnik, samochód będzie należał do ciebie. Chyba go lubisz.
Kiedy mijał go rano, widział jak Dean pieszczotliwie przejechał dłonią po impali.
– Mój tata miał to samo spojrzenie, kiedy na niego patrzył. Oczywiście, uważał, że jest magiczny - odkaszlnął. - Mówił, że dzięki niemu spotkali się z mamą.
Dex nienawidził impali i chociaż było mnóstwo miejsca na terenie ich... na Dexa posiadłości... wciąż straszył, że ją sprzeda.
- Co ty na to? Brzmi uczciwie? – spytał Sam.
- Nie jesteście ciężarem – odpowiedział stanowczo Dean, siadając naprzeciwko niego. – Tak, trochę dziwnie mieć koło siebie dziecko. Czasami, będąc w pobliżu, wpadali do mnie myśliwi, ale zazwyczaj... zazwyczaj jesteśmy tutaj tylko z psem.
Wzruszył ramionami i przyznał.
– Całkiem miło mieć was w pobliżu. I nie martw się o to, że was znajdzie. Nawet jeśli, nie dotknie was, ani nie zabierze donikąd, gdzie nie będziecie chcieli, przyrzekam.
Sięgnął przez stół i wziął Sama za rękę. To zaczynało niebezpiecznie przypominać łzawy moment z filmów obyczajowych, ale Sam wyglądał na tak cholernie pokonanego i przerażonego.
– Nie możecie wciąż uciekać. To nie jest życie dla ciebie, to nie jest życie dla niej. Musisz stawić opór. Zrób to tutaj, a będziesz miał we mnie wsparcie. I musisz zbadać sobie słuch. Mówiłem, naprawię silnik i nie będzie cię to kosztowało ani centa. Poza tym, mam zamiar nauczyć cię, jak się bronić.
Wzrok Sama padł na rękę Deana na jego ręce. To nie miało sensu. Dean trzymający go za rękę. Nie miało to sensu, ale to, co powiedział... chociaż nie rozumiał. To było głupie, nierealne marzenie, ale jakże przyjemne.
Kiedy ponownie podniósł głowę, spojrzał prosto w oczy Deana. Tamten chciał, by mu zaufał, nawet wtedy, kiedy nie powinien. Gdyby Dean znał prawdę, zmieniłby ton. Nie patrzyłby na niego tak, jakby chciał pomóc, albo jakby był wart pomocy. Spojrzałby na niego jak na przestępcę. Sam nie sądził, by mógł to nieść.
Dean zmusił się do wstania i podszedł do piekarnika. Wyjął podpieczony chleb.
- Wciąż chcę usłyszeć szczegóły dotyczące umowy z demonem. Chcę wiedzieć, z czym mamy do czynienia.
Mieszając w garnku, dodał łagodniejszym tonem.
– Nie jestem ci wrogiem. Mogę pomóc. Przysięgam, jeśli mi powiesz i dasz mi szansę, pomogę. Tylko powiedz mi prawdę, nieważne jak szalenie mogłaby zabrzmieć, to wszystko o co cię proszę.
- Jaka umowa z demonem? – Sam postanowił na razie ani się zgodzić ani nie zgodzić na plan Deana. Da sobie dzień więcej, pomyśli o tym. Prawdopodobnie najmądrzej byłoby wsiąść do pierwszego z brzegu autobusu, tak jak sugerował. Ale zostawi sobie jeszcze z tydzień, na przemyślenie. Wstał.
- Nakryję do stołu.
- Emily powiedziała, jak mówiłeś jej, że jej papa był miły, ale był taki, nim podpisał pakt z demonem, a jego oczy czasami stawały się straszne.
Dean odwrócił się i wyciągnął z szafki sporą miskę, krzywiąc się, gdy odwracał się w stronę stołu. Noga znowu zaczynała go boleć.
- Powinieneś usiąść. Zajmę się tym – stwierdził Sam, wskazując na miskę. Ciężar spojrzenia Dean był niemal nie do zniesienia, jakby na coś czekał. To już drugi raz wspomniał o „demonie".
– Masz na myśli demona – prawdziwego demona? Takiego jak w twoich książkach? - mówił coraz wolniej, gdy zrozumienie tego, co powiedział Deana, w pełni do niego docierało. - Powiedziałeś, że nie jesteś jakimś dziwacznym czcicielem diabła, że to tylko zainteresowanie.
W co on ich wpakował? Powinien się bać, ale nawet z tą wariacką przemową, czytaniem dziwacznych książek, czy co tam jeszcze, mężczyzna wciąż sprawiał, że chciał mu zaufać.
- To twoja córka o tym powiedziała. Zgaduję, że po prostu powtórzyła, co jej mówiłeś – odpowiedział spokojnie Dean. – Więc powiedz mi. Co miałeś na myśli, mówiąc jej o demonie?
Czekając na odpowiedź, Dean zaczął przekładać gulasz z garnka do miski.
- Mówisz poważnie – Sam przetarł twarz ręka. – Nie wiem. Prawdopodobnie powiedziałem coś w stylu, że zawarł pakt z diabłem. Nie sądzę, żebym użył słowa demon. Pił, brał prochy, a potem...
Nie chcąc mówić dosłownie, pokiwał głową i bezradnie rozłożył ręce.
– Nie zawsze był taki.
Sam podszedł do blatu i popił już nieco wystygłej kawy, a później sięgnął do szafki i zaczął wykładać miseczki na stół.
- Nieźle pachnie.
Dean poczuł, jak ciężar spada mu z piersi i przymknął oczy. Dzięki Bogu, nie chodziło o prawdziwego demona.
- Naprawdę nie chciałbyś wiedzieć, czy wierzę w demony, czy też nie. Mogę ci tylko przyrzec, że nie jestem świrem i nie zacznę wygłaszać wam kazań o aniołach, demonach i całym tym szajsie.
Odwracając się, spojrzał na Sama.
– Pokroję chleb i włożę do miski. Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym cię o coś zapytał?
- Dlaczego nie walczyłem? Dlaczego nie wezwałem policji? – Sam przełknął ślinę. – To skomplikowane. I tak, miałbym.
Wyszedł z kuchni, by nakryć do stołu. Emily przybiegła do jadalni z salonu.
- Skończyłam. I za oknem pada śnieg. Możemy potem zrobić anioły na śniegu? Jesteś smutny? – spytała nagle, patrząc uważnie na Sama.
- Nie, dlaczego? Dlaczego miałbym być smutny?
- Nie masz swojej uśmiechniętej miny – poczekała, nim się uśmiechnął, a potem zajrzała do kuchni i sprawdziła wyraz twarzy Deana. Dean skupił się na krojeniu chleba.
- Chciałem was zapytać, jak się nazywacie – zawołał w stronę salonu. Wymieszał chleb w misce i nakrył ją kuchennym ręcznikiem. Zanosząc gulasz i masło do pokoju obok i stawiając na stole, czuł, że utyka. Sam zawahał się, ale Emily odpowiedziała za niego.
- Smith.
To było nazwisko Dexa i jej, ale Sam jej nie poprawił. Używając sztuczki Deana, ułożył na krześle grubą książkę telefoniczną, a później położył rękę na ramieniu Deana, gdy ten zamierzał wrócić do kuchni.
- Pozwól mi, proszę – powiedział, napotykając jego spojrzenie. - Cóż, niespecjalnie oryginalnie, ale dobrze. Pan i pani Smith. Kiedy Sam poprosił Deana, by został w jadalni, ten zawahał się, ale skinął głową. Usadowił się w krześle z lekkim grymasem bólu i wyprostował lewą nogę.
- Sam, mógłbyś przynieść mi mały stołeczek spod stołu w kuchni? Ma jakąś stopę wysokości. Naprawę bym to docenił.
- Jasne. Sam dostrzegł stołek pod stołem kuchennym, zabrał go i pospiesznie wrócił do jadalni. Stawiając go obok krzesła Deana, pochylił się i delikatnie podniósł uszkodzoną nogę Deana, by ją na nim położyć. Tym razem ani trochę się nie denerwował, ale kiedy się wyprostował, zauważył, że Emily wydaje się spięta.
- Uśmiecham się, widzisz? Wszystko w porządku – pochylił się w jej stronę. – Mleko dla ciebie. Dean, co chciałbyś do picia?
- Piwo. Weź sobie jedno, jeśli masz ochotę. I dzięki.
Sam skinął głową i zaczął kierować się w stronę kuchni, kiedy Emily ześlizgnęła się z krzesła i podeszła do niego, owijając ramiona wokół nóg i spoglądając w górę.
- Hm? Wszystko w porządku, kochanie, przyrzekam.
Kiedy mała go nie puściła, podniósł ją i zabrał ze sobą do kuchni.
- Zrobią mu się czerwone oczy, a potem...
- Nie, nie zrobią się. Pan Dean jest... - Sam westchnął. – Nie jest taki. Nie każdy taki jest. Czy był rano humorzasty?
- Wyglądał na humorzastego.
- Tak? – zaśmiał się Sam. On uważał raczej, że Dean wyglądał seksownie.
- Ale nie był – zgodziła się Em. - Widziałaś, żeby krzyczał albo się wściekał?
- Robił miny.
- Ja też robię miny – odparował Sam, przybierając nachmurzoną minę, gdy wyjmował mleko i nalewał do szklanki. – Ty robisz miny.
- Nie, nie robię – zaprotestowała mała. Spojrzał na nią znacząco, więc zachichotała, patrząc, jak wyjmuje z lodówki dwie brązowe butelki.
- Ja też wypiję jedno piwo – powiedział. Widywała już jak pił alkohol i miał nadzieję, że to ukoi jej obawy.
- Dobrze.
- Chodź – rzucił, trzymając butelki za szyjki w jednej, a mleko dla małej w drugiej ręce. Sam rzucił Deanowi przepraszające spojrzenie, postawił piwo i odwrócił się, by pomóc Em, ale ona sama już wspięła się na książkę telefoniczną.
- Cóż, wiemy, że Dean potrafi rozkładać samochody, zobaczmy, czy potrafi gotować. Mój nos powiada, że tak.
Sam chwycił za łyżkę i nałożył trochę gulaszu Deanowi.
- Sam, panie mają pierwszeństwo – zwrócił mu uwagę Dean, kiedy Sam zaczął przesuwać miseczkę w jego stronę. Uśmiechnął się do małej.
- Jeśli pijąc, nabiorę złego humoru, możesz kopnąć mnie w chorą nogę, dobrze? Ale wypiję jedynie kilka piw, obiecuję. Albo możesz mnie wyłaskotać. Jestem bardzo czuły na łaskotki.
Dean nie był pewien, co jeszcze mógłby powiedzieć, by uspokoić dziewczynkę. Zupełnie nie przywykł do dzieci. Jedyne dzieciaki, z jakimi miewał do czynienia, to zwykle przerażone małolaty, które uratował przed jakimś potworem nie z tego świata. Zazwyczaj były przestraszone i mało co kontaktujące. Po tym, co Sam opowiedział o swoim byłym, naprawdę nic dziwnego, że mała wariowała. Musiał poznać nazwisko tego eks i poprosić panią szeryf, aby miała na niego oko. Należało go też sprawdzić.
Dean posmarował kawałek chleba masłem i położył go na małym talerzyku obok miseczki Emily, po czym zrobił to samo dla Sama. Wszyscy mogą się zabawiać w grę pod tytułem „kto usługuje komu?".
- Dobrze, to powiedzcie, jak tam mój gulasz? Do zniesienia czy musimy zamówić pizzę? – spytał. – I przepraszam, nie ma w nim brokułów.
Zarówno Emily, jak i Sam gapili się na Deana bez słowa. Sam pierwszy przyszedł do siebie.
- Dzięki – powiedział, a kąciki ust podniosły mu się leciutko. Nie pomyślał o tym, by posmarować masłem kromkę Deana, ale zrozumiał przesłanie. – Emily jest doskonałym próbowaczem. Więc... tadam.
Zabębnił dwoma palcami o stół.
- A werdykt brzmi?
Gdy mała smakowała gulasz, Sam napełnił dwie kolejne miseczki i przekazał jedną Deanowi, a drugą przysunął sobie.
- Zbyt wiele ślimaków? A może brakuje sproszkowanych pająków? Mogę przynieść trochę z kuchni... albo może oczy szczura?
Śmiejąc się, Emily zabrała się za drugą łyżkę gulaszu, potrząsając głową na „nie".
- Ha, myślę, że przeszedłeś próbę – Sam podniósł chleb i samemu zaczął jeść, po czym skinął głową. - Zgadzam się. To bardzo dobre.
- Oczywiście. Używam tylko świeżych pająków, a nie sproszkowanych – odpowiedział Dean z kpiącą powagą, ale ucieszył się, że im smakuje. Wstrzymał się z nadmiarem pieprzu, bo nie był pewien, czy mała to lubi. Teraz dodał nieco więcej pieprzu do własnej miseczki i zaczął jeść. Taa, zdecydowanie nie najgorsze.
Dean już chciał zapytać Sama, jak minął dzień, ale przyszło mu do głowy, że dziewczynka zapewne potrzebuje więcej uwagi. Prawdopodobnie przywykła, że papa nie poświęcał jej najmniejszej uwagi, a jeśli poświęcał, to na pewno w złym sensie.
- Więc, Emily, czy podobało ci się u pani Lacey? Pobawiłaś się, a może spotkałaś jakieś miłe dzieciaki?
- Acha. I podobała im się moja peleryna – jej oczy pobiegły w stronę Sama. – Opowiesz bajkę o Czarnym Kapturku, prawda?
- Jasne – powiedział poważnie Sam. – Z tobą w roli głównej. I z wielkim złym wilkiem imieniem pan Dean.
Uśmiechnął się.
- A ty będziesz babcią! I pan Dean cię zje!
- Ach... - Sam zrobił dziwną minę i zamiast odpowiedzieć, zdecydował się zapchać sobie usta gulaszem.
Dean niemal parsknął piwem przez nos.
- Taa, mógłbym to zrobić – wymamrotał, rzucając Samowi dwuznaczne spojrzenie.
Słysząc, jak wiatr wyje za oknem, zaklął lekko i zmusił się do wstania, kuśtykając do drzwi.
– Rummy, chodź, zabieraj tyłek do środka. Opierając się o drzwi, poczekał i w końcu wielki pies wpadł do środka. Otrząsnąwszy się ze śniegu, parsknął i pokłusował do swojej pustej miski, cierpliwie czekając. Dean otworzył spiżarkę i wyciągnął do otwartą puszkę z psią karmą i dał mu wszystko.
- Zostań w kuchni, nim nie wyschniesz, Rummy – powiedział i utykając, wrócił do stołu w jadalni.
– Przepraszam, nie chciałem, żeby został na zewnątrz. Przy tym wietrze musi być o wiele zimniej, niż wskazują termometry. Dobra, Sammy, posłuchajmy bajki o Małym Czarnym Kapturku.
Spojrzał wyczekująco na Sama, oczy błyszczały mu z rozbawienia.
- Dlaczego czuję się, jak złapany w pułapkę? – spytał Sam. To już drugi raz Dean nazwał go Sammym i zdecydował, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Albo możesz położyć się z nami do łóżka i tata opowie bajkę...
Sam prawie poderwał się z miejsca, odchrząkując.
- Opowiem ją teraz. Dobry pomysł, Dean.
Dean zdusił w sobie śmiech.
- Cóż, może poczekasz, aż skończymy obiad. To mogłaby być świetna bajka na dobranoc, a ja mogę wysłuchać jej w drzwiach sypialni. Muszę się upewnić, że twój tata nie uczyni wilka zbyt złym. Duży... bycie dużym jest w porządku.
Rzucił Samowi rozbawione spojrzenie.
- Ha, zaskakujesz nie tylko gotowaniem – odparł Sam, nie do końca przekonany co do kpiących słów Deana - to było flirtowanie, czy nie? Trzepot motylków w brzuchu sprawił, że poczuł się o wiele młodszy, jak chłopak, którym był – wydawało się - tak dawno temu. – Co powiecie na to, żebyśmy po obiedzie wzięli deser do salonu i wtedy wam opowiem.
Na to się zgodzili. Reszta obiadu była wspaniała. Wspaniała, bo jakże normalna, spokojna, bez spięć. Sam zauważył, że Emily nie wzdryga się, kiedy któryś z nich popija piwo i zdaje się niczym nie przejmować. Rozmawiali się, śmiali i Sam wiedział, że gdyby stał za oknem, zaglądając do środka, byłby zazdrosny o małą, szczęśliwą rodzinę przy stole. Po obiedzie Sam praktycznie nakazał Deanowi nie robić niczego, a jedynie usiąść na kanapie i odciążać nogę. Przyniósł mu jeszcze jedno piwo i może usłyszał trochę marudzenia w kwestii oglądania kreskówek, ale w międzyczasie zdążył sprzątnąć ze stołu i umyć naczynia. Dał Rumsfeldowi resztki gulaszu z talerzy, wkładając je do psiej miski. Kiedy zrobił wszystko, co miał do zrobienia, zabrał Emily do sypialni, przygotował kąpiel i przebrał w piżamę. Pół godziny później mała była z powrotem na sofie, okryta kocem, Dean miał swój koc elektryczny, a Sam rozpalił w kominku. Pies znalazł sobie miejsce w pobliżu ognia i polizał Sama po ręce.
- Tak, tak, wiem, nie można mi się oprzeć – przyznał Sam.
Przyniósł dla wszystkich ciasto i gorącą czekoladę - nawet dla Deana, czy mężczyzna miałby ją wypić czy też nie, a potem opowiedział swoją bajkę. Oczywiście, nie dali mu opowiadać bez przeszkód. Emily i Dean wciąż wtrącali się z własnymi pomysłami co do tego, co zrobiły „ich" postacie i zdawali się mieć straszną uciechę z „babci Sam". Nim bajka się skończyła, Sama ze śmiechu bolał żołądek.
- Nie śmiałem się tak od... nigdy – powiedział Deanowi, dziękuję mu spojrzeniem.
– Dobrze, Em, czas do spania! Powiedz dobranoc.
Był zaskoczony, kiedy Emily poszła uściskać Deana, a Dean poczuł się nieco dziwnie, ale dziecięcy uścisk od serca wydobył z niego chichot.
*
Sam wrócił, gdy utulił Emily do snu.
- Chcesz coś mocniejszego od gorącej czekolady? – uśmiechnął się, ponieważ założyłby się, że Dean od lat nie pił gorącej czekolady - pudełko z kakao zostało kupione zaledwie wczoraj. – W ogóle kiedyś piłeś czekoladę?
Podszedł bliżej, by zajrzeć do kubka Deana.
- Piłem! – powiedział Dean obronnym tonem. – Piwo i ciasto nie idą ze sobą w parze. Kawa i ciasto, o tak. Kupiłeś cholernie dobre ciasto. Usiądź.
Przesunął się i oparł nogę o stolik do kawy.
- Kiedy ostatni raz ktoś zadbał o ciebie, zamiast byś ty wszystko robił?
- To dziwne pytanie.
Sam podszedł i opadł na sofę przy Deanie.
- Kiedy ostatni raz ktoś zadbał o ciebie? – spytał, odbijając piłeczkę.
- Niedawno, przez cały rok lub coś koło tego wszyscy o mnie dbali. Pomagali mi dojść do łazienki, pomagali mi się kąpać... - skrzywił się. Zawahał się a później zapytał. – Czemu się nie położysz, nie oprzesz mi głowy na kolanach i po prostu nie złapiesz chwili odpoczynku? Pooglądaj ze mną film.
- Położysz i oprzesz... - Samowi poczuł suchość w gardle. Przyjrzał się twarzy Deana, szukając jakiegoś znaku, czy tamten nie żartuje. – Dean, czy ty ze mną flirtujesz? Ja, ach... wiesz, jakoś nie współgra mi to z plakatami z pin-up girls w twoim pokoju, ale... Muszę spytać, bo jeśli przekroczy się pewną granicę... to może przynieść same kłopoty. Gdy popełni się błąd i zacznie podrywać faceta hetero, zwykle kończy się na tym... że się oberwie.
Nie potrzebował jeszcze więcej problemów niż miał, więc podjęcie flirtu mogło wrzucić go do gorącej wody, jeśli źle odczytywał intencje Deana.
- Bez urazy – dodał, spuszczając wzrok.
- Totalnie, całkowicie, bezwstydnie z tobą flirtuję. Tak. Jeśli chodzi o pin-up girls, cóż, za plakatami z chłopakami jakoś nigdy nie przepadałem – Dean sięgnął i delikatnie pogładził Sama po policzku. – Zmieniam strony. To prawda, przeważnie sypiam z dziewczynami, ale czasami zdarza mi się i z chłopakami. Jeśli nie jesteś zainteresowany, nie ma sprawy. To był wspaniały wieczór i po prostu wydawało mi się, że miło będzie go w ten sposób, bo ja wiem, zakończyć. Nie jestem ciepłym i pluszowym typem faceta. Wiem o tym, ale... cieszy mnie twoje towarzystwo. Bardzo.
Gdy Sam przyswoił słowa Deana, spojrzał na niego i mocniej wsparł policzek o dłoń mężczyzny.
- Szczerze? Myślę, że jesteś bardziej gorący niż ciepły i kto do licha chciałby pluszaka? - uśmiechnął się. – To był świetny wieczór i cieszyłem się każdą jego minutą. A gdyby moje życie było inne...
Odkaszlnął, a później przesunął się na kanapie i położył, opierając głowę na kolanach Deana, z jedną ręką przerzuconą przez jego udo.
- Ale zamierzam dalej „udawać". Gdyby to było prawdziwe, zbyt ciężko byłoby wszystko zostawić. Co będziemy oglądali?
- Klasycznego Draculę – odpowiedział Dean, nie mogą się powstrzymać, by nie zacząć bawić się włosami Sama. Przyjrzał się jego profilowi i przez chwilę podziwiał przystojną twarz mężczyzny. – Nie.... W najbliższym czasie nie rozmawiajmy o pożegnaniu. Jeden krok na raz. Chciałbym, żebyś udawał, że nie uciekasz. Chciałbym, żebyś udawał, że gdybyś zechciał, mógłbyś zostać. Nie mówię, że ty i ja, wiesz, mamy prawo do czegoś więcej niż chwila razem, ale nie miałbym nic przeciwko, żeby spróbować czegoś więcej i się przekonać.
Pozwolił, by jego dłoń zabłądziła na ramię Sama, lekko je masując, a później przechodząc na plecy. Sam miał więcej „węzłów" do rozmasowania niż Dean.
- Jestem w tym dobry. W udawaniu – zgodził się Sam, mrucząc, gdy Dean bawił się jego włosami i masował po plecach. Przez chwilę zapatrzył się na telewizję, nie do końca oglądając film. Skupił się raczej na tym, jak miło było być, dla odmiany, tym, którego się dotyka i jak bezpiecznie czuł się w rękach mężczyzny, którego tak naprawdę nie znał. Mężczyzny, który miał dom pełen broni, myślał, że demony istnieją naprawdę i był twardym gościem. Oczy same zaczęły mu się zamykać.
- Weston. Sam Weston, nie Smith – powiedział cicho, przez materiał koca przyciskając usta do uda Deana i wydając z siebie westchnienie pełne zadowolenia. Dean uśmiechnął się. Nie przestawał delikatnie gładzić Sama po plecach, ciesząc się uczuciem, że ktoś przy nim siedzi, na kominku pali się ogień, a w telewizji leci klasyczne kino grozy. Miał jeszcze trochę piwa, ciepławego, ale popijał po łyku od czasu do czasu. Oddech Sama zmienił się i Dean wiedział, że tamten zasnął.
Kiedy film się skończył, wyłączył telewizję i słuchał cichego oddechu Sama, pogwizdywania wiatru za oknem i delikatnych odgłosów ognia na kominku. Gdzieś po drodze jego oczy także zaczęły się zamykać, głowa opadła w przód, na usta zabłądził lekki uśmiech i dołączył we śnie do Sama.
*
Było mu ciepło, czuł się bezpieczny i szczęśliwy. Silne ramiona obejmowały go i przytrzymywały mocno, tak że nigdy już nie upadnie. Głęboki, seksowny głos omywał go niczym fale, powtarzając, że jest bystry, wartościowy i pożądany. Że są lepsze miejsca, że jest lepsze miejsce, miejsce dla niego. Córka dawała mu szczęście, tak samo jak mężczyzna, który nie pozwoli mu upaść, który traktuje go jakby był czymś, kimś drogocennym. Uśmiech Sama nie zniknął nawet wtedy, kiedy poczuł ostry ból w żebrach. Powoli otworzył oczy.
Zobaczył dogasający żar na kominku i zrozumiał, że zasnął na kolanach Deana. Telewizja była wyłączona, a światła nadal się paliły, ale przyćmione. Czuł na sobie jakiś ciężar, więc podniósł głowę i zaśmiał się cicho. Spała na nim Emily, to jej łokieć wbijał mu się w żebra. Musiała się obudzić, wyszła z pokoju i dołączyła do nich na kanapie. Sam usiadł powoli, teraz to głowa Emily spoczywał mu na kolanach.
- Dean, obudziłeś się? – spytał, potrząsając Deana za ramie, póki ten nie otworzył oczu. – Obaj zasnęliśmy i mamy towarzystwo.
Fakt, że Emily ośmieliła się do nich dołączyć, wiele powiedział Samowi o tym, jak bezpiecznie musiała się czuć przy Deanie. Oboje nie mogli się mylić, prawda?
- Zabiorę ją do łóżka i mogę z tobą poćwiczyć. Pomóc ci wejść po schodach?
Ziewnął, spoglądając na zegarek.
- Nie, ale już tak – wymruczał Dean. Potarł oczy i spojrzał niżej, by zobaczyć zwiniętą na kanapie córkę Sama. Odkaszlnął.
- Zgaduję, że mamy szczęście, że Rumsfeld nie poczuł się zazdrosny i także do nas nie dołączył.
Ziewnął. Nie był pewien, czy w ogóle chce mu się wstawać. Kanapa była wystarczająco wygodna. Jednak, prawdopodobnie powinien pójść do łóżka.
- Pewnie nie. Ale nie dowiem się, dopóki nie wstanę – powiedział do siebie, ponownie ziewając. – Która godzina?
- Rusmfeld śpi ci na stopach – wskazał Sam. – Za dziesięć trzecia.
Podnosząc Emily, wstał, przeszedł nad psem i skierował się do ich sypialni. Cholera, gdzie umknęły te godziny? Położył Em do łóżka i pocałował ją w czoło, a później, przeciągając się, wrócił do salonu.
- Nie chce ci się wstawać, co?
- Hm, nie – Dean miał przymknięte oczy. Przepchnął psa, by położyć nogi na kanapie. – Myślę, że jak wstanę, to się obudzę, a wcale tego nie chcę.
Poprawił się na sofie, układając na brzuchu i na pół zakopał pod elektrycznym kocem, którym się owinął.
- Gdybyś mógł mi przynieść dodatkowy koc z szafy w holu i poduszkę, zalegam tutaj. Możesz poćwiczyć ze mną rano. Mam na myśli rano typu słońce wstaje. Albo idź do łóżka. Nie potrzebuję koca – mamrotał Dean, czując, jak sen z powrotem bierze go w objęcia. – Jest dobrze...
- Dobra.
Sam przyniósł dodatkowy koc, jak i poduszkę ze swojego pokoju. Rozpościerając koc nad Deanem, lekko chwycił go za ramię, póki ten się ciut nie uniósł, a on nie podłożył mu poduszki pod głowę.
- Dobranoc.
Patrzył na Deana przez dłuższą chwilę, z uśmiechem błąkającym się na ustach, nim pogasił światła w salonie i wyszedł. To nie tylko była dobra noc, to była wspaniała noc. Dla nich wszystkich.

Najlepszy prezentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz