Rozdział 1

4.1K 122 13
                                    

Czkawka zaczął dzień jak zwykle. Samotne śniadanie, samotny spacer do kuźni - jedynego miejsca, gdzie nie jest sam. Mijanie przechodniów, którzy udają, że cię nie widzą, nie podlega pod bycie w gronie. Haddock kuł miecz, gdy usłyszał przywitanie Pyskacza - jedynej przyjaznej duszy, na tej zapomnianej przez bogów wyspie. Słońce dopiero wschodziło, ale Czkawka należał do rannych ptaszków.
- Coś się stało? - jednonogi wiking zapytał zmartwiony, gdyż rzadko kiedy widział tego spokojnego chłopaka tak wzburzonego.
- Stoik Ważki się stał, ot co. - warknął wyraźnie wściekły, pomiędzy uderzeniami, młota. Pyskacz na to jedynie mógł westchnąć. Nigdy nie mógł pojąć, dlaczego wódz jest taki chłodny wobec syna. Kowal wiedział, że Stoik martwił się o niego, ale nie dał rady zrozumieć, dlaczego tak traktuje swego dziedzica.
- Co dokładnie się stało? - delikatnie zapytał. Czkawka odłożył młot, odetchnął i odwrócił się do Gbura.
- Zapisał mnie na szkolenie. - zaczął zielonooki, ale kowal mu przerwał.
- To wspaniale. Nie cieszysz się? - tutaj mężczyzna był zdziwiony. Każdy młody wiking wyczekiwał tego momentu, całe życie, a młody Haddock bynajmniej nie tryskał szczęściem z tego powodu. - Zawsze o tym marzyłeś - po chwili dopowiedział Pyskacz.
- Coś się zmieniło. - po tych tajemniczych słowach, chłopak ostudził broń i wyszedł z kuźni, zostawiając oniemiałego Gbura.

To coś, lub raczej ktoś miało imię: Szczerbatek. Chłopak szedł spokojnym krokiem w stronę lasu, pozdrawiając mieszkańców. Szatyn znał wszystkich, lub raczej wiedział, kto jak się nazywa i gdzie mieszka. Próbował się dopasować do społeczności, ale widać było z jak mizernym sukcesem. To dlatego, tak ważny był dla niego Pyskacz czy Szczerbatek.
Wchodząc między drzewa i opuszczając osadę, poczuł spokój, jaki dostarczała mu natura. Cichy delikatny wiatr był jeszcze wyczuwalny z brzegu lasu, lecz później towarzyszyła mu cisza. Powietrze było przesycone wonią igliwia. Czkawka powoli zbliżał się do swojego celu - Zatoczki obok Kruczego Urwiska. Miejsca zamieszkania jego drugiego przyjaciela. Wchodząc do kotliny, jak zwykle uderzyło go piękno tego miejsca. Całkowicie niepasujące do zamieszkujących wyspę wikingów. Ci jedyne co cenili to umiejętność zabijania smoków. Natomiast z tego miejsca było subtelne piękno. Inny mieszkaniec wioski najpewniej rzekłby: Kilka kamieni, krzaki i jezioro. Natomiast Czkawka opisał to miejsce w swym notatniku:

Nigdy wcześniej nie widziałem tak niesamowitego miejsca. Promienie słońca przebijały się przez szczeliny skały, oświetlając oczko wodne. Kilka krzaczków okala wodę, a kamienie rozrzucone po całości po prostu uzupełniają pustą przestrzeń. Wysoka trawa przykrywa całą ziemię. Mech pokrywa skały tworzące "ściany", przez co nie wyglądają tak surowo, lecz zdecydowanie subtelniej. Trudno opisać ten widok, trzeba go po prostu zobaczyć.

- Szczerbatku? - ciche wołanie, wypełniło kompletną ciszę. Po chwili chłopak poczuł powiew ciepłego oddechu Nocnej Furii. Gdy się odwrócił, zobaczył stojącego smoka, uśmiechającego się bezzębnie.
- Nieładnie jest się tak zakradać. Kiedy to zrozumiesz? - półżartem zapytał szatyn smoka, który w odpowiedzi jedynie powiększył uśmiech - Lecimy? - na to smok jedynie podskoczył uradowany i zamachał ogonem.
Oto i pomiot piorunów i samej śmierci - w myślach zaśmiał się chłopak, zakładając siodło na grzbiet smoka. Po chwili dosiadł gotowego do lotu Szczerbatka i wzlecieli w przestworza.

Dla Czkawki czy to pierwszy, czy to któryś z kolei lot, zawsze był dla niego niesamowity. Adrenalina, powietrze we włosach oraz widoki powodowały, że zapominał o problemach. Widok wyspy z lotu ptaka był niesamowity. Wtedy wszystko wydawało się nieznaczące, liczył się tylko Szczerbatek oraz ich pęd. Wielu mogłoby dziwić, w jaki sposób smok może być przyjacielem, bo jakby nie spojrzeć to tylko zwierze. Niebezpieczne co prawda, ale nadal tylko zwierze. Jednak Czkawka przekonał się, że Nocna Furia, mimo iż nie mówi, świetnie rozumie jego emocje, i odpowiednio na nie reaguje. Dlatego właśnie Czkawka pokochał Nocną Furię niczym brata. Bo rozumiała go jak nikt inny. Czas z nią spędzony był swoistą ostoją wśród nerwowego życia z wikingami, gdzie musiał uważać, by nie zwrócić uwagi innych, na brak chęci zabijania smoków, lub po prostu unikać rówieśników, którzy za cel życiowy postanowili uprzykrzać mu życie. Nie atakowali go fizycznie, choć kilka razy się zdarzyło, ale przysłowiowe "obrzucanie gównem", nie należy do przyjemnych, nawet jeśli nauczyło się ignorować takowe osobniki.

Życie CzkawkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz