Rozdział 10

1.5K 84 14
                                    

Piątkowy poranek rozpoczął się dla Czkawki oraz Tamary wspólnym śniadaniem. Podczas posiłku rozmawiali odnośnie rozkładanego miecza, który chłopak postanowił nazwać Inferno, ze względu na planowane rozszerzenia, o których dziewczyna dotychczas nie wiedziała. Chłopak wyjaśnił, że chce, aby jego miecz mógł się zapalać, gdyż dzięki temu miecz stałby się znacznie bardziej niebezpieczny.

Po posiłku wyszli z domu. Idąc do kuźni, mijali pierwszych przechodni, którzy, o dziwo, pozdrawiali chłopaka, co dogłębnie go zdziwiło.
- Czemu, wyglądasz, jakby stało się coś dziwnego? - zapytała Tamara, spoglądając na swego towarzysza - Przecie, tylko się przywitał - dziewczyna dodała, pozdrawiając przechodzących. Nie lubiła być w centrum uwagi, ale spojrzenia wikingów nie były już zbytnio natarczywe.
- No właśnie - odrzekł szatyn, powoli zbliżając się do kuźni. Ciemnowłosa w żaden sposób tego nie skomentowała. W środku budynku spotkali Pyskacza, który rozgrzewał piec.
- Pyskacz! - krzyknął chłopak, widząc swego mentora - Gothi głowę ci urwie, kiedy się dowie, że nie leżałeś do końca tygodnia - na te słowa mężczyzna wykrzywił twarz, przypominając sobie postać lekarki.
- Nic mi nie jest - odrzekł blondyn, podciągając portki - Jest zlecenie - dodał krótko.
- Jakie? - zdziwił się szatyn, gdyż nie pamiętał, by czegoś nie zrobił z listy zamówień.
- Sączyślin zamówił miecz - odrzekł tajemniczo Gbur. Jego słowa jedynie wywołały uniesienie jednej brwi, przez szatyna.
- Co w tym, takiego niezwykłego? - wtrąciła się Tamara, nie rozumiejąc, o co chodzi kompletnie. Jednak nie była osamotniona, jako że Czkawka też nie pojmował.
- Ma być, ze stali damasceńskiej - na to szatyn się zapowietrzył.
- Nie ma mowy - odrzekł po chwili chłopak. Natomiast dziewczyna spoglądała na kowali z respektem. Słyszała wiele o ów stali. Była niezwykle wytrzymała, nawet bardziej od Gronklowego Żelaza. Niewiele osób na północy potrafiło takowy stop wykonać.
- Nigdy mi nie odpowiedziałeś, dlaczego nie realizujesz takowych zamówień - odpowiedział Pyskacz. Nie odpowiedzi otrzymał, od swego czeladnika, lecz pytanie.
- Po co mu takowy miecz? - jego kuzyn nie należał do osób, które potrafią dobrze fechtować się i każdy na wyspie o tym wiedział. Po prawdzie tylko Czkawka był od niego słabszy, lecz Haddock nigdy nie uczył się tej sztuki. Był zdecydowanym zwolennikiem walk na odległość oraz starć, w kwestii strategii i taktyki. Gdy jego mentor pokazał mu Szpony i Topory, rok temu, był zachwycony grą. Teraz jednak na Berk nie było osoby, która mogłaby go pokonać.
- Nie wiem - Gbura odpowiedź w żaden sposób nie usatysfakcjonowała młodego kowala.
- To niech przyjdzie i poda powód - była to ostateczna decyzja chłopca, który razem z Tamarą weszli do jego pokoiku.
- Co tam majstrujecie? - zapytał Pyskacz, kierowany czystą ciekawością.
- Rozkładany miecz - odkrzyknęła dziewczyna. Gdy kowal zajrzał, jak razem pochyleni nad jakimś schematem, cicho dyskutują nad czymś. Mężczyznę zdziwiło, jak Czkawka traktował towarzyszkę - na równi sobie.

Chłopak na co dzień zdawał się nieco gardzić swymi rówieśnikami, których cele życiowe zdawały się dla niego trywialnymi. Wszystkie one odnosiły się albo walki, albo dla dobrego imienia rodu. Młody Haddock wierzył, że w życiu chodzi o coś więcej, że dobro ogółu jest ważniejsze od dobra jednostki. Młodzieniec był innowatorem, który mógł zmienić wiele, gdyby został wodzem. Pyskacz obawiał się jednak, że Stoik postanowi kogoś innego wyznaczyć na następcę, nie syna. Byłby to cios dla Czkawki, gdyż oznaczałoby to, że jego ojciec jawnie uważa go za niedołęgę. Jednonogi, wiedział także, że chłopak nie chciałby zostać wodzem. Nie lubił on zbytnio mieszkańców, a ci nie przepadali za nim.

Po kilku godzinach, gdy dochodziło powoli południe, do kuźni weszła Astrid. Pyskacza nie było, gdyż wyszedł naprawiać zepsute zawiasy u Jorgensonów i jednocześnie zapytać o powód zamówienia miecza ze stali damasceńskiej.
- Jest tu kto? - zawołała blondynka, jednak gdy nikt nie odpowiedział, skierowała się ku drugiemu pomieszczeniu, odseparowanym skórzaną zasłoną. Gdy odsunęła materiał, dostrzegła, jak Tamara trzyma, dziwny kawałek metalu, natomiast Czkawka w rękawicach wpycha w niego inny.
- Cześć - powitanie Astrid, było niespodziewane, przez co ciemnowłosa puściła metal. Drugi kawałek wystrzelił i trafił w jedną książkę leżącą obok. Szatyn masował też stopę, gdyż największa część ostrza, uderzyła go, na szczęście tępym końcem.
- Czkawka, przepraszam, ja... - jednak chłopak zatrzymał przeprosiny ciemnowłosej, odpowiadając:
- Chodzą wypadki po ludziach - po czym dodał - Nie takie rzeczy się przeżyło - przy ostatnich słowach, spojrzał wymownie na niebieskooką, która nieco się zaczerwieniła.
- Co cię sprowadza, Astrid? - zapytała Tamara, spoglądając na kolegę, który usiadł na krześle, wciąż masując stopę. Chłopak również spojrzał, na gościa.
- Potrzebuję topora, bo tamten przepadł w lesie, gdy napadł na nas smok - przy tych słowach spojrzała na Haddocka, który nie dał się sprowokować i nie skomentował jej słów. Podszedł natomiast do jednej ze skrzyń w kącie i zaczął w niej grzebać, wyciągając z niej najrozmaitsze bronie, i inne cuda niewidy. Wtem wyjął topór z założonym pokrowcem na ostrze. Podszedł i podał Astrid, mówiąc:
- Miał to być prezent, ale teraz też może być - nieco się zaczerwienił, a gdy dziewczyna chwyciła stylisko, się odwrócił. Blondynka podziwiała zdobienia pokrywające trzonek broni. Gdy zdjęła materiał, dostrzegła bogato zdobiony dwusieczny obuch. Tamara podeszła do koleżanki, by przypatrzeć się zdobieniom, których detale byłby niesamowicie odwzorowane.
- Niesamowity - odrzekła Astrid. Wtem ciemnowłosa dostrzegła falowane linie i wtedy zrozumiała, jak niesamowitą bronią jest, ów prezent.
- Przecie to stal damasceńska - spojrzała na Czkawkę, który uśmiechnął się smutno.
- Broń godna następcy wodza - odrzekł, spoglądając na swą bolącą stopę. Ponownie siedział na krześle i masową kończynę - To wszystko? - zapytał blondynkę, która otrząsnęła się z rozmyślań. Dziewczyna pożegnała swoją koleżankę i wyszła. Po drodze spotkała Pyskacza, który dostrzegłszy topór, jedynie uniósł brwi. Nie spodziewał się, że Czkawka go podaruje osobiście, lecz najwidoczniej znalazła się jakaś, ku temu okazja.

Życie CzkawkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz