24.

607 29 210
                                    

Narracja trzecioosobowa

Żółty Chevrolet Camaro sunął szosą przed siebie, mając eskortę w postaci paru terenówek z oznaczeniami wojskowymi. Gdyby komuś udało się podjechać bliżej niego, by zobaczył i usłyszał fatalny stan techniczny wyróżniającego się auta. Jego lakier był w kilku miejscach przedziurawiony na wylot i dość mocno wgnieciony. Zaś w równie zniszczonym wnętrzu były dwie osoby. Blada płomiennowłosa leżąca na przednim siedzeniu pasażera i blondynka na tylnych miejscach, co jakiś czas zerkająca na drugą. Lecz miejsce kierowcy było puste. Bo ten pojazd go nie potrzebował.

Bee zmuszał wycieńczone ciało do pracy, choć czuł powoli odchodzące siły. Chciał jechać szybciej, by Acee trafiła jak najszybciej do medyka Autobotów, jednak nie mógł jechać szybciej niż 70 na godzinę. Gdy próbował przekroczyć tą wartość, komora iskry zaczynała się niespodziewanie przegrzewać, zaś same światło jego życia pulsować nierównomiernie. Dlatego trzymał się jak najbliżej prędkości granicznej.

W końcu, w oddali zobaczyli parę aut, z ciągnikiem siodłowym na czele. Iskra żółtego bota zapulsowała kilka razy szybciej z radości. Znał dobrze te pojazdy. Po chwili przejechali obok nich, gdy nagle Peterbilt zahamował z piskiem opon, obracając się o 180 stopni, a za nim reszta samochodów. Dzięki temu jechali już na końcu karawanu.

- [ang] To oni! - powiedział prawie wesołym głosem przez komunikator od żołnierzy. Po chwili włączył łącze między Autobotami.
~ Siema chłopie, jak się trzymasz? - pierwszy odezwał się Jazz, przez co jego głos rozległ się w głośnikach.
- Bywało lepiej, ale też i gorzej. Ważne, że znowu jesteśmy w grupie!
~ W kupie zawsze raźniej, co nie?
- Zależy w której, bo czasem jest za śmierdząco.

Oboje parsknęli śmiechem. I tylko oni. Reszta była cicho. No może nie licząc medyka, który tylko mruknął cicho coś w stylu "Jak z iskrzęciami...".

~ Ej, a co z młodą? - tym razem włączył się Hide. Cały dobry humor Bumblebee'go uciekł w jednym momencie.
- Jest źle, jeśli nie bardziej. Energia Wszechiskry walnęła w nią i zaczęła się już teraz przemiana.
~ Jak jej poziom energonu? - dołączył Ratchet.
- Chyba niski, bo, z tego co pamiętam, piła go, zanim nas złapali.
~ Zatrzymajmy się na chwilę, zbadam ją.

Bee powiadomił ludzi o przystanku, na co się przystali bez wahania. Niedługo zaś później wszyscy stanęli na pustkowiu. W oddali już majaczyły wysokie budynki jakiegoś miasta. Choć mogło to być jedynie złudzenie.

Żółto-zielona karetka stanęła obok Camaro, po czym z jej wnętrza wyszedł mężczyzna o długich, zielonych włosach z czerwonych paskiem, które były splecione z krótki warkocz. Biały kitel lekarski łopotał podczas biegu, a prostokątne okulary co jakiś czas delikatnie połyskiwały zielonymi refleksami*. Po chwili stanął przy żółtym pojeździe, otwierając drzwi i na szybko sprawdzając stan ognistowłosej.

- Zabieram ją do siebie - po powiedzieniu tych słów, na szybko obrzucił wzrokiem Chevroleta - A ty się nawet nie waż rwać do walki, bo tam szybciej padniesz niż cokolwiek pomożesz.
- Przecież czuję się świetnie! - sprzeciwił się od razu Bee.
- Tak? Odpal holo. - medyk zmrużył oczy, patrząc na radio, z którego nie padła żadna odpowiedź. - Odpalaj.

Dopiero po tym, na siedzeniu kierowcy pojawił się blondyn. Prawie od razu złapał się za bok ubrudzony krwią, krzywiąc się w bólu. Oklapłe, brudne włosy w pewnej części zasłaniały twarz ozdobioną paroma ranami ciętymi. Podobną "ozdobę" miał na rękach i nogach, które były w jakiejś części odsłonięte przez pocięte ubrania. W żadnym stopniu to nie był przyjemny widok. Jednak medyk przyzwyczaił się do gorszych.

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz