10.

1.2K 65 277
                                    

~ Time skip ~

Mruknęłam cicho, leniwie unosząc powieki. Jednak zamiast dostać serią bolesnych promieni słonecznych prosto w wciąż rozszerzone źrenice, otrzymałam ciemny widok wnętrza auta. Zamrugałam kilka razy zdezorientowana, dopiero po chwili przypominając sobie o wydarzeniach ostatnich dni. Skierowałam wzrok na blondyna leżącego obok mnie. Wciąż cicho spał pod kocem, mając grzywkę zsuniętą na oczy. Mimowolnie poczułam, jak mi się unoszą kąciki ust na ten widok. Oparłam się ręką pod sobą i uniosłam się lekko na łokciu, spoglądając za okno.

Staliśmy przy jakiejś ścieżce do lasu, która odchodziła od głównej drogi, którą zapewne wcześniej jechaliśmy. Gdy uniosłam wzrok trochę wyżej, dopiero zauważyłam miliony migoczących punkcików rozsypanych na ciemnym nieboskłonie. Zerknęłam za szybę za sobą, by zobaczyć srebrny glob jaśniejący mocno na niebie. Odetchnęłam cicho z lekkim uśmiechem.

Ah, te uroki nocy... Zawsze kojarzyła mi się z momentem, gdzie nikt nie patrzył na mnie krzywo. Ciemność otaczała mnie podczas nocnych spacerów do garażu, chroniąc mnie przed wścibskimi spojrzeniami sąsiadów. Często ta pora dnia była moim spowiednikiem, gdy wyrzucałam głośno swoje żale.

Oczywiście dopiero wtedy, gdy upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu. Reszta jakoś uważa gadanie do siebie za objaw bycia psycholem.

Znowu spojrzałam na Bumblebee'go. Dopiero teraz zauważyłam, że jego ręce lekko owijają się wokół mojej talii. Od razu poczułam uderzenie krwi na twarzy. Ostrożnie złapałam go za nadgarstek i odsunęłam jego dłoń od siebie. Blondyn jedynie mruknął cicho, lekko się kuląc. Szturchnęłam go w ramię, pamiętając, że powinniśmy być w drodze na spotkanie z resztą. Nic, nadal spał jak zabity. No come on, naprawdę musisz teraz tak głęboko spać?! Ughh... Dobra, plan B. Budzenie na chama. (nie, nie wkładanie ręki do miski wody. To będzie później)

- [pl] Bee, albo wstaniesz, albo dostaniesz tam, gdzie słońce u ciebie nie dochodzi. - udałam poważny głos, czekając na jego reakcje.

Ta zaś była natychmiastowa i do przewidzenia. Nagle poderwał się do siadu z cichym piskiem, jakby serio oberwał w klejnoty rodzinne, błyskawicznie zaciskając uda, żeby osłonić najczulsze miejsce u facetów. Jego wystraszony i zarazem wkurzony wzrok wystrzelił w moją stronę, gdy zarechotałam podle śmiechem. Nieważne, jak bardzo starałam się być miła dla innych, czasem moja wredna strona się odpalała.

- Co to miało być?!
- Nie chciałeś wstać po dobroci, to cię obudziłam po złości - wzruszyłam ramionami, patrząc na niego z szerokim uśmiechem.

Wydał z siebie weschnięcie urażonego ego, opadając znowu na folet, przy czym zasłonił sobie twarz dłońmi. Po chwili jednak zerknął na mnie.

- Masz punkt za pomysł, nawet nie musiałaś kiwnąć palcem...
- Mój urok, kochany, mój urok. - rzekłam, posyłając mu dla żartu całusa, po chwili odpalając bransoletkę, na której pojawiła się tabelka podzielona na dwie części. Po lewej była podpisana część jako moja, a druga jako jego. Zaś pod spodem znajdował się rządek kresek. Dotknęłam swój i dopisałam w nim kolejną kreskę.

Tak, zaczęliśmy zliczać, ile razy drugiego zgasimy lub/i odwalimy kreatywny żart. Na razie mam prowadzenie trzech punktów.

- 28 do 25. Muah, jestę mistrzę! - zarechotałam, wyłączając ekran, na co Bumblebee wywrócił oczami.
- Super... Jedziemy dalej?
- To od ciebie zależy, bo ty wiesz gdzie dokładnie jechać i to twój alt-mode.
- Czyli tak...

Przesiadłam się na miejsce pasażera, by ten mógł wstać i siąść normalnie. Fotele przy tym same się uniosły, dzięki czemu już po kilku minutach wyjechaliśmy z lasu i znowu ruszyliśmy w drogę. Przez ten czas zbytnio ze sobą nie rozmawialiśmy. Też staraliśmy się zbytnio nie zatrzymywać, by niepotrzebnie nie przedłużać czekania Autobotów na nas. W końcu po kilku godzinach dojechaliśmy do Nowego Jorku.

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz