13.

994 60 232
                                    

Pov. Acee

Na początku podróży było wyjątkowo spokojnie, co wnioskowałam po tym, że mogłam bez przeszkód odespać tych parę dni, gdy gorzej spałam. Zwłaszcza, że mruczenie silnika Bumblebee'go brzmiało dla mnie jak istna kołysanka, dzięki której miałam niemalże arkadyjski, niczym niezmącony sen.

Arkadyjski... No super, echa wymagającego polskiego z liceum się odzywają. Jak zacznę gadać jeszcze o ciemnocie intelektualnej jako powód, by móc gardzić drugim człowiekiem, to Autoboty naprawdę mogą mnie rozstrzelać. Nie chcę mieć w głowie tego szatana aka dawnej sorki, nigdy więcej.

Po moim spaniu jeszcze przez jakiś czas było spokojnie. Autoboty mało rozmawiały, czasem rzuciły jakąś uwagę czy komentarz, jednak było cicho. Oczywiście do czasu. Jak widać Jazz zaczął w końcu odpalać w sobie tryb śmieszka, bo w pewnym momencie z jego alt-mode zaczęła grać naprawdę mocna i głośna rockowa muzyka. Nawet mimo niezłych wyciszeń byłam w stanie powiedzieć, że puszczał różne utwory Skilleta czy Starseta, których tytułu mogłam powymieniać. Oczywiście hałas ten przeszkadzał medykowi, który... delikatnie mówiąc, wydarł się na srebrne auto, każąc mu wyłączyć to. Oczywiście Jazz przyciszył grzecznie muzykę, bo aż Optimus włączył się, prosząc uprzejmie o to porucznika.

Musiałam przyznać, że Prime musiał mieć nieograniczone pokłady cierpliwości, że mimo iż boty miały tak różne charaktery, potrafił nad nimi zapanować, przez co mogli żyć jako jedna drużyna. Jednak zapewne czuł czasem, że to jest za dużo dla niego. Dlatego postanowiłam, że nie będę mu aż tak utrudniała dowodzenia, zwłaszcza, że nie lubiłam tego robić wobec innych. Wbrew pozorom w ogóle nie lubiłam robić innym kłopotów. O wiele bardziej lubiłam pomagać, nawet jeśli nikt mi za to nie podziękuje.

Kiedy znowu zaczęła panować cisza między Autobotami, z nudów zaczęłam oglądać widoki za oknem. Jak się okazało, były one naprawdę przepiękne. Bezkresne łąki, z gdzie nie gdzie stojącymi drzewami, wyglądały jak zielony ocean z małymi, pojedynczymi wysepkami. Białe, puchate chmurki spokojnie płynęły sobie przez błękitne niebo, układając się w różne kształty. Hmm... Z tego co pamiętam z rozszerzonej geografii, to były Cumulusy... Wyglądają jak kłębki wełny, płaski dół i nierówny wierzchołek, czyli z konwekcji cieplej... Tak, Cumulusy. A patrząc na ogólny układ, zapowiada się słoneczny dzień, bez większych zmian. Ah, jednak coś się trochę przydaje w życiu ze szkoły. Zwłaszcza, jeśli to jest trafna ocena przyszłej pogody do kilku godzin.

Niestety okazało się, że mimo dużej wytrzymałości Autobotów na zmęczenie i tak musieliśmy zrobić jakiejś trzy przerwy. Ale nie z ich powodu, tylko z mojego. Na przykład żebym mogła ogarnąć jedzenie dla siebie, lecz też potrzebowałam rozruszać trochę mięśnie czy uregulować sprawy fizjologiczne. Mimowolnie myślałam, iż przeze mnie tak wolno poruszaliśmy się w stronę znalezieniu Sześcianu. Niby boty powtarzały, że rozumieją moje potrzeby i im to jakkolwiek nie przeszkadza. Jednak i tak czułam się jak piąte koło u wozu. Zwłaszcza, jak się dowiedziałam, że Bee i Jazz w holoformach mają robić za ochronę dla mnie. Choć nie było widać po nich, by to im jakoś dokuczało, wręcz przeciwnie. Wesoło rozmawiali na temat jakiś muzyków czy zespołów, cierpliwie czekając aż skończę to, co miałam zrobić.

No może nie tak cierpliwie, jeśli chodziło o Jazza. Gdy miałam większe porcje jedzenia, często je podkradał i na moim oczach zjadał, a widząc moje rozbawienie pomieszane z oburzeniem, wyraźnie czuł się dumny ze swojego czynu. Raz też wziął mnie na ręce i udawał, że zamierza wrzucił mnie do fontanny w jakimś parku, w którym miałam krótki spacerek. Gdyby nie natychmiastowa reakcja blondyna, który zabrał mnie od srebrnowłosego, na poważnie był wylądowała w wodzie, bo rzucałam się jak szalona, byle nie wpaść do cieczy.

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz