-Chodź szybko! - Oliver wyłonił się z ciemności
Odetchnąłem z ulgą. Nie trafiliśmy do Tunelu Głównego.
-O co chodzi?- zapytałem
Dzieciak chwycił mnie za rękaw i pociągnął za sobą. Ustał jednak, gdy zobaczył ścianę. Ślepy zaułek.
-No nie! - zawył Oliver - Jeszcze przed chwilką! Gdybyśmy doszli tutaj minute wcześniej!
-Oliver, o co chodzi? - powtórzyłem
-Drzwi. Przed chwilą tu były. Nosz nie wytrzymam!- pieklił się
-Po co w ogóle pchasz się do takich miejsc? Tye razy ci mówiłem, że to skrajnie niebezpieczne, jeżeli natrafisz się na siedzibę zjaw z wyższej rangi...
Oliver unikał mojego wzroku. Nie odpowiedział, a ja się domyśliłem o co chodzi.
-Oliver, cholera, ile razy mam ci powtarzać, że go nie znajdziesz! Zbyt dawno to było, żeby to było możliwe. Doskonale wiesz, czym to grozi.
-Nieprawda. Znajdę go... kiedyś.
-Ja nie mogę, czy ty siebie słyszysz? - syknąłem wściekły - Chcesz znaleźć kogoś, wśród miliona zjaw i nieskończoności korytarzy. To niemożliwe, kiedy to w końcu do ciebie dotrze?! Wiesz jak cholernie trudno żyć z myślą, że mogę cię kiedyś nie znaleźć, bo wejdziesz do Tunelu Głównego? Albo, że znajdę cię w takim stanie jak ją?!
Spojrzał na mnie swoimi wężymi oczami koloru ognia, przyprawiając mnie o ciary. Jak ja nienawidzę tego spojrzenia, tak dobitnego nie ma żadna istota na świecie. Oliver wbił wzrok w ścianę.
-Andrew, miło, że się tak o mnie troszczysz, ale nigdy nie zrezygnuję. Nawet, jeżeli miałbym skończyć jak ona. - powiedział głosem przepełnionym niezłomną determinacją i mocą.
Westchnąłem i spojrzałem smętnie na ścianę. To było dziwne. Idąc tutaj nie spotkaliśmy żadnej zjawy. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek zjawa mogła manipulować ścianami z tak daleka. Oczywiście istniała możliwość, że przemieściły się samoistnie, ale szczerze wątpię, bo na to musi się złożyć parę czynników, które tutaj na pewno nie wystąpiły. Chyba tylko...
Cholera.
-Oliver, spadamy! - syknąłem i chwyciłem jego ręką. Trząsłem się jak nienormalny
-Andrew? Co jest? - powiedział mocny zaniepokojony moją reakcją. Nie dziwię się, niewiele razy widział mnie w takim stanie
-Juna wie, że tu jesteśmy. - powiedziałem po dłuższej chwili milczenia.
-Juna? Kto to jest? - zipnął, zmęczony biegiem
Nie odpowiedziałem. Dotąd mu o nich nie mówiłem. Ale teraz musiałem skupić całą uwagę na tym, żeby tutaj nie zginąć.
Szybko przeanalizowałem, co mam w kieszeniach. Latarka. Wyciągnąłem ją z kieszeni, modląc się, żeby nie miała zużytych baterii. Dlaczego ja wcześniej tego nie sprawdziłem?! Brawo, Andrew, wybierasz się do kurewsko niebezpiecznego labiryntu, a nawet nie sprawdziłeś, czy ci latarka działa. Włączyłem ją, ale nic się nie stało. Naprawdę?
-No dalej! - warknąłem i jeszcze raz spróbowałem ją zapalić. Udało się, ale nie jestem pewien, na ile to starczy.
-Co ty robisz?! - krzyknął Oliver - Zaraz przylecą tu zjawy!
-Uwierz mi, to nie jest najgorsze z naszych zmartwień! - warknąłem i zakręciłem w jakiś przypadkowy korytarz
-Andrew, o co w tym wszystkim chodzi?!
-Jezu, zamknij się wreszcie! - drżałem coraz bardziej. Cholera, gdzie są te drzwi?!
Zza zakrętu wyłoniła się ogromna, niebieska żaba o żółtych ślepiach.
-Szarżuje na nas! Andrew! - wrzasnął przerażony
Na chwilę straciłem równowagę, prawie upuszczając dziewczynę, co by niebezpiecznie nas opóźniło. Patrzyłem na zjawę, przygotowując się na cios. Ta jednak nie zwróciła na nas najmniejszej uwagi, przebiegając obok nas. Bez wahania czym prędzej za nią pobiegłem.
-POGIĘŁO CIĘ CHYBA - Oliver wyglądał, jakby miał za chwilę zwymiotować - Zawracaj!
-STUL PYSK - syknąłem - To za nami jest o wiele mniej sympatyczne od tej żaby!
-O co chodzi?! Kto nas goni?!
-Juna.
-Że co to niby jest?!
-Cholera wie!
Zjawa skręciła tak gwałtownie w stworzony przez siebie przed sekundą korytarz, że mało go nie minąłem. Niestety już ją zgubiłem, żaba chcąc zmylić Junę rozwidlił korytarz na pięć ścieżek. Rzuciłem się do pierwszej lepszej. Błagam, aby tylko nie wybrała tego korytarza. Ale moje marzenia rozwiał widok umykającej żaby. To no świetnie. Skręci tu na sto procent. Te zbiegi okoliczności rodem jak z jakiegoś filmu akcji już naprawdę nie są śmieszne.
Byłem zrozpaczony. ''Jak przed nią uciec?!'' - myślałem rozgorączkowany. Przed Juną nie da się przecież uciec! Na szkoleniach było wyraźnie powiedziane - masz Junę na drodze to zdychasz. Niektórym się udaje, przynajmniej tak mówił Sylwester. A cholera go wie czy mówił poważnie! Dobra, trzeba się skoncentrować. Co on tam jeszcze mówił? ''Jak to spotkasz, daj jej pokarm. Tylko pamiętaj: niech tym pokarmem nie będziesz ty.''
-Oliver. - powiedziałem zdyszany - Chwytamy żabę i rzucamy za siebie, byle jak najdalej.
-Andrew...! - głos chłopaka był wręcz płaczliwy - Otrząśnij się!
-Wcale nie nie ześwirowałem! - warknąłem - Po prostu rób jak ci każę!
Zacisnąłem dłoń na tylnej nodze zjawy. Oliver się zawahał, ale w też złapał żabę.
-Teraz! - krzyknąłem i z całej siły przerzuciłem zjawę za siebie.
Zniknęła w mroku z przeraźliwym piskiem.
Skręciliśmy w prawo. Oliver zipał, ze mną nie było lepiej. Że też tak się uparł, żeby ciągnąć tą wywłokę na plecach!
-Tam! - wskazał w odległy punkt po drugiej stronie korytarza. W końcu! Wrota są już przed nami.
Ciemność za nami postępowała. To nie jest normalny cień. Wiedziałem, że mało prawdopodobne, byśmy zdąrzyli, ale nie chciałem straszyć dzieciaka. Panikowałem, co mam zrobić? Nagle wpadł mi pomysł do głowy. Oby mi wybaczył.
-Hej, posłuchaj, - sapnąłem - Kopnę cię w stronę drzwi. Od razu wyłaź, ja przyjdę za chwilę. Nie czekaj na mnie za bramą. Od razu leć do Roty.
-A co z to...
Nie zdążył dokończyć, popchnąłem go z takim impetem, że znalazł się tuż drzwiach. Jęknął boleśnie, ale wyszedł. Nie było jednak czasu na ulgę, bo na kostkach fizycznie czułem już to coś.
-Wybacz, maleńka. - szepnąłem
Upuściłem ją z pleców. Momentalnie nie było już po niej śladu. Ściana mroku nieco się oddaliła, wystarczająco, bym dopadł drzwi. Wyszedłem stamtąd jak najprędzej i zamknąłem drewniane skrzydło. Oddychałem ciężko, oparty o jakiś mur.
-Andrew?
-Co ty tu jeszcze robisz, robaku...? - westchnąłem
-Gdzie ona jest? - w jego głosie słychać było obawę i nieufność.
-Jak myślisz?
-Jak mogłeś?! Wracaj tam, słyszysz mnie? - małe rączki zaczęły bić mnie w tors - Słyszysz?!
-Uspokój się, gnoju. - syknąłem nieprzyjemnie - Nie pakuj się tam więcej. Już nigdy.
-Zamknij się! - wrzasnął - Nie chcę cię znać! Jesteś żałosny!
Odszedł, a ja go nie zatrzymywałem.
Straszny z niego gówniak.
CZYTASZ
*nie mam pomysłu na tytuł :D*
Fantastik*na opis też nie :D* (a ten na okładce to Andrew, jak coś, no i sorry za błędy logiczne)