Rozdział 6

361 48 16
                                    

— Widzę, że ojciec od razu cię wysłał, co? — zapytał Gilbert, patrząc na brata.

Ludwig pokiwał głową.

— Nie mógł przyjechać osobiście.

— Nie wierzę, że wysłał swojego ukochanego synka do czarnej owcy.

— Przestań, Gilbert, wiesz, że ojciec tak nie uważa.

— Wcale. Racz powiedzieć co cię sprowadza, a potem spierdalaj.

Ludwig zacisnął usta. Wyciągnął z kieszeni kopertę, którą podał Gilbertowi.

— Kazał ci to przekazać.

— A co to? — spytał zainteresowany albinos.

— Nie wiem, nie otwierałem.

— To dla Clementie?

— Mowie ci, że nie wiem, ojciec kazał ci to przekazać. Otwórz, to się dowiesz, nie mówił mi co to.

— Potem otworzę. Możesz już iść — powiedział zirytowany Gilbert.

Ludwig podniósł się z kanapy i westchnął.

— W takim razie do zobaczenia. I powodzenia.

— Nara, braciszku — burknął, otwierając kopertę. Tak naprawdę nie miał nic do Ludwiga, choć był o niego zazdrosny. Ojciec uważał go za ideał.
Nic zresztą dziwnego, blondyn wydawał się spełniać wszystkie oczekiwania ojca.
W kopercie Gilbert znalazł list i pieniądze. Zrozumiał doskonale o co chodziło ojcu.
Zwłaszcza, że suma pieniędzy była spora. Bardzo spora, w przeciwieństwie do listu, który był nadto skromny.
Może Clementie da mu spokój? Za te pieniądze spokojnie ułożyłaby sobie życie. Wydało mu się to wysoce niemoralne. Chociaż, z drugiej strony, co w jego życiu było moralne?

◻◻◻

Felicja wpatrywała się w jezioro, obracając w dłoniach mały, żółty kwiatek, który chwilę wcześniej zerwała. Siedziała w ciszy, myśląc o rzeczach błahych, wdychając świeże powietrze i ciesząc się słońcem. Odwróciła się, słysząc za sobą szelest liści. Clementie z uśmiechem na ustach przechadzała się po parku. Zatrzymała przy sobie ukochanego, nigdy nie był taka szczęśliwa. Po chwili dostrzegła blondynkę, którą widziała z Gilbertem. Uśmiechnęła się wrednie. Trzeba tej głupiej gęsi wytłumaczyć, czyj jest Gilbert.

Łukasiewiczówna uśmiechnęła się lekko, nie znała w końcu tej dziewczyny, być może była miła, zwłaszcza, że Felicja nie znała w mieście prawie nikogo.

— To ty jesteś Felicja? — spytała przesłodzonym głosem.

— Tak, to ja — odpowiedziała blondynka, robiąc miejsce na ławce.

— Pamiętasz mnie? Jestem narzeczoną Gilberta.

— Pamiętam. — Felicja znów wbiła wzrok w horyzont.

— Jestem w ciąży — oznajmiła takim tonem, jakby komentowała pogodę za oknem.

Łukasiewiczówna spojrzała na nią zdziwiona.

— Gratulacje. Nie wiedziałam, że staracie się o dziecko.

— Dziękuje, teraz nikt mi go nie odbierze.

— Słucham? Nie sądze, abyś zrobiła to specjalnie, ale... — zawiesiła się. — Planujecie ślub?

— Planuje — uśmiechnęła się, poprawiając włosy.

— W takim razie życzę ci wszystkiego najlepszego.

— Dziękuje. A ty masz kogoś?

— Ja? Nie, nie mam — odpowiedziała blondynka. — I nie spieszy mi się.

||APH|| Dzieje dawnego wieku |PrusNyo!PolHun|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz