Rozdział 11

357 46 5
                                    

Felicja obudziła się dzisiaj dość wcześnie. Nie spodziewała się, że łóżka w hotelu będą tak wygodne. Zrobiła wszystko tak, jak zwykle. Ubrała jedną z nowych sukienek i wyszła z pokoju. Skierowała się w stronę lokum Daniela i Gilberta. Zapukała lekko do drzwi, nie chcąc obudzić Gilberta, który najpewniej jeszcze spał.
Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się Daniel.

— Poczekaj chwilę — wyszeptał. — Zaraz wyjdę.

Dziewczyna kiwnęła głową i czekała przed drzwiami. Po chwili wyszedł z nich Węgier.

— Przepraszam, musiałem się uczesać.

— Nie wiedziałam, że tak się tym przejmujesz.

— Mam wyjść z szopą na głowie? — zapytał zdziwiony.

— Nie, tak tylko mówię. — Uśmiechnęła się. — Gilbert śpi?

— A jak. On by tylko spał.

— Więc go nie budźmy. Gdzie idziemy? — zapytała.

— Chciałem pozwiedzać, o ile ci to nie przeszkadza.

— Jasne. — Kiwnęła głową. — Może zaczniemy od rynku? Będziemy mogli pójść do kościoła mariackiego.

—  Dobry pomysł. — Uśmiechnął się.

— No to chodźmy. — Odwzajemniła uśmiech i złapała go pod ramię.
Ruszyli w kierunku rynku.

— Podoba ci się ogólnie Kraków?

— Oczywiście — odpowiedziała, rozglądając się na boki. — A tobie?

— Niezbyt. Znając życie, znowu trafimy na tego Szarlatana.

Zaśmiała się.
— Ciekawe czy dalej tam jest.

— Oby nie.

Wzruszyła ramionami.
— Może tak zarabia na życie.

— Mógłby się wziąć za pożądną robotę.

Dziewczyna pokręciła głową, z uśmiechem.

— No co, nieprawda?

— Niech robi, co mu się podoba. — Wzruszyła ramionami. — Jedni pracują w szpitalu, inni sprzedają, no nie wiem, garnki, a jeszcze inni robią magiczne sztuczki na ulicy.

— Nie nawiązuj do tego cygana.

— Dlaczego ty go tak nie lubisz?

— Bo mnie niemiłosiernie irytuje!

— Jak może cie irytować ktoś tylko dlatego, że sprzedaje garnki?

— I pluje jadem.

— Naprawdę? Nie widziałam.

— Chyba się nie chcesz przekonać — zaśmiał się.

— Chyba nie. — Przytaknęła i skręciła w jedną z uliczek.

— Tędy dojdziemy na rynek?

— Tak mi się wydaje.

— Ciekawe, kiedy Gilbert wstanie..

— A co, stęskniłeś się? — Uśmiechnęła się.

Spojrzał na nią jak na wariatkę.
—Nigdy w życiu.

Zaśmiała się.
— Jasne.

— To nie jest śmieszne — prychnął.

— Przepraszam. — Szła przed siebie. — Ale myślę, że nie jest taki zły. Nawet go polubiłam.

||APH|| Dzieje dawnego wieku |PrusNyo!PolHun|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz