Rozdział 8

314 44 36
                                    

Praksyda dopiero wróciła z zakupów. Rodzice ostatnio byli podejrzani. Dawali jej o wiele więcej pieniędzy na ubrania, biżuterie... Z jednej strony się cieszyła, z drugiej jednak nie mogła tego zignorować. Weszła na piętro, do swojego pokoju, nie zamykała drzwi, dzień był wyjątkowo upalny. Z dołu dobiegło skrzypienie podłogi.
Usłyszała donośny głos ojca. Już miała się odezwać, gdy usłyszała uciszającą go matkę. Zaciekawiona wsłuchała się w rozmowę rodziców.

— Widziałeś go, prawda? — zapytała kobieta. — Myślę, że to dobry pomysł.

— Ona nas zabije, wiesz o tym.

Matka westchnęła.

— Trudno, wszyscy przez to przechodzimy, nie zostanie przecież starą panną.

— Wracając do tego chłopaka — kontynuował. — Jeat pożądny.

— Tak, znam dobrze jego rodziców. Są bardzo bogaci.

— Praksydka na pewno go polubi.

— Z czasem na pewno. — Kobieta uśmiechnięła się gorzko.

Dziewczyna była zdezorientowana dialogem rodziców. O co chodziło z tym chłopakiem? Czy oni...

— Praksydko, pozwól na chwilę! — zawołał ją ojciec.

Dziewczyna zbiegła po schodach, przerzucając przez ramię długi warkocz. Stanęła przed rodzicami i ukłoniła się lekko.

— Witaj skarbeńku, ślicznie wyglądasz!

— Dziękuje, tato. Stało się coś?

— Twoja matka musi ci coś ważnego powiedzieć — wyjaśnił.

— Wychodzisz za mąż — oznajmiła zimno i bez ogródek.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Tego się obawiała...

— Ale jak to?!

— Normalnie, skarbie, czego nie rozumiesz? — zapytała matka. — Wiesz dobrze, że jesteś już dorosła i cię to czeka.

— Ale chciałam wyjść za mąż z miłości! — krzyknęła, tupiąc nogą.

— Kochanie, miłość przyjdzie z czasem, zrozum to, nie masz pięciu lat.

— To nie sprawiedliwe.

— Życie nie jest sprawiedliwe — oznajmiła kobieta, piorunując wzrokiem męża, który chciał się wtrącić. — No już, idź do siebie i ubierz coś ładnego. Zaraz wychodzimy.

— Nigdzie nie idę! — prychnęła i ruszyła do swojego pokoju.

— Praksydo Łukasiewicz! — zawołała kobieta tak głośno, jak tylko umiała.

— Idę się przebrać!

— Tylko wróć tu za chwile!

Praksyda trzasnęła drzwiami, po czym zrzuciła z siebie sukienkę. Dlaczego jej matka jej to zrobiła?
Z jednej strony wiedziała, że to kiedyś nastąpi. Z drugiej... Nie chciała tego. Od dziecka marzyła o szczerej miłości.
Westchnęła zrezygnowana, wkładając na siebie czerwoną suknie. Może jest jednak cień nadziei...?
Zapięła ją starannie i stanęła przed lustrem. Musiała przyznać, że wyglądała bardzo ładnie, chociaż w tej chwili nie obchodziło jej to w ogóle. Westchnęła raz jeszcze i zbiegła po schodach.
Ojciec uśmiechnął się przepraszająco. Kochał w końcu swoją córkę i miał wyrzuty sumienia.
Matka natomiast zaczęła poganiać młodą dziewczynę do wyjścia. Oczywiście, też ją kochała i chciała dla niej jak najlepiej, co w tym przypadku znaczyło dostatnie życie.
Praksyda szła równym krokiem za rodzicami. Może ma szanse jeszcze odmówić? A może coś zrobi? Nie. Wtedy splami dobre imie rodziny.
Cała trojka wsiadła do powozu. Woźnica ruszył przed siebie, a po niedługim czasie zatrzymał się przed wielkim, białym dworkiem.

||APH|| Dzieje dawnego wieku |PrusNyo!PolHun|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz