[Alan]
Od razu, gdy wróciłem do domu, pognałem do swojego pokoju i zamknąłem się w nim. Wszedłem do łazienki, która była połączona z moim pokojem i zmyłem tę maź z mojej twarzy. Śliwa pod okiem nie zbladła ani trochę, a wręcz wydawała mi się jeszcze bardziej napigmentowana. Z pokoju usłyszałem pukanie do drzwi i głos mojej mamy.
- Alanku, kochanie, nie przywitasz się z mamą? Coś się stało?
- Witaj, mamo. Nic się nie stało, mam naprawdę dużo nauki i potrzebuje spokoju - krzyknąłem z łazienki, nie chciałem, żeby widziała moją obitą twarz, bo bardzo by się martwiła.
- Może najpierw coś zjesz? Przyniosę ci - mówiła z troską.
- Dziękuję, nic nie chcę. Jadłem na mieście - powiedziałem.
- No dobrze, to miłej nauki i powodzenia - słyszałem jak odchodzi.
Jutro będę musiał wcześniej wyjść z domu, żeby mnie nie widziała, ale już nie będę próbował tego maskować, cóż, najwyżej powiem że przywaliłem w drzwi...
***
[Chris]
Rano obudziły mnie krzyki dobiegające z kuchni. Naprawdę nie miałem siły znów kłócić się z tym sukinsynem. Wstałem z łóżka i sprawdziłem, czy moje drzwi na pewno są zamknięte na klucz. O mało co nie wywaliłem się na rzeczach leżących na podłodze. Naprawdę nie miałem siły ogarniać tego bałaganu. W mojej głowie był o wiele większy. Wziąłem jakąś koszulkę i spodnie z podłogi, które wyglądały na czyste. Wziąłem plecak i wrzuciłem do niego kilka zeszytów, kasę i telefon. Odsunąłem okno i wymknąłem się.
Stanąłem na dachu werandy i spojrzałem na wschodzące słońce. Niebo było dzisiaj tak piękne. Patrzyłem na nie ze spokojem. Marzyłem, by chociaż przez chwilę być normalnym chłopakiem, by mieć normalną, kochającą rodzinę. Ale życie dostatecznie nauczyło mnie, że trzeba być mocnym i nie wolno okazywać słabości. Że albo ludzie boją się ciebie, albo ty boisz się ich.
Skoczyłem z dachu i cicho przemknąłem pod kuchennym oknem. Krzyki w domu ustały. Podszedłem do mojego motocykla i założyłem kask.
Pojechałem najpierw w jedno miejsce. Kręciło się tu zawsze kilku moich dobrych znajomych. Pewnie wszedłem do małego domku na uboczu drogi.
- Chris! Towar się już skończył? - Matt doskonale znał cel mojej wizyty. Siedział na kanapie w małym salonie i gapił się w telefon. Chłopak był niewiele starszy ode mnie.
- Hej, niestety tak. Proszę powiedz, że masz tak dobre skręty jak ostatnio - spojrzałem na niego z nadzieją siadając w fotelu naprzeciwko kanapy.
- Zawsze i wszędzie, dla ciebie oczywiście jak najtaniej - wyszczerzył się.
- Gdzie masz resztę ekipy? - blondyn mieszkał ze swoimi trzema przyjaciółmi, wszyscy przyjechali tu na studia.
- Wczoraj robili ognisko w lesie i jeszcze nie wrócili. Zostaw w kuchni 30 dolców, towaru weź ile potrzebujesz. Jest tam gdzie zawsze.
- Dzięki stary - powiedziałem i posłusznie udałem się do kuchni.
Po drodze wyjąłem z plecaka forsę i monetę. 30 dolarów zostawiłem na stole, a monetą podważyłem płytkę w rogu pomieszczenia. Podniosłem ją i wyciągnąłem ze skrytki kilka skrętów z ziołem, po czym z powrotem opuściłem. Wychodząc z budynku jeszcze pożegnałem się z Mattem, a potem wsiadłem już na mój motocykl.
W mniej niż 5 minut dotarłem pod mury szkoły. Widziałem już moją ekipę stojącą koło wejścia, więc ściągnąłem kask i udałem się do nich.
- Siema, stary - powiedział Luck - nie uwierzysz kogo widzieliśmy ze śliwą pod okiem.
- David znowu oberwał? Od kogo tym razem? - koleś wszędzie szukał problemu.
- Gościu, naprawdę nie wiesz? Gdyby nie to, że wczoraj się wymalował to dziwnym trafem obaj przyszlibyście do szkoły pobici w ten sam dzień. Ten cały kujon z młodszego rocznika wczoraj chyba ukrywał sińca. Gadaj, pobiliście się? - patrzył na mnie lekko rozśmieszony.
- Anal, Alan czy chuj go wie? — zapytałem, nie będąc pewien, czy o nim mówi.
- Ta, to jak? Bo jeśli się z nim biłeś to koleś ci mocno przyjebał, wyglądasz dużo gorzej od niego, stary - zakpił.
- Myślisz, że dałbym sobie nakopać od jakiegoś dzieciaka? Poza tym pedałów nie tolerujemy w tej szkole, już wczoraj powinienem był mu to przekazać - wkurzyłem się, bo nienawidzę jak ktoś kpi sobie z mojej siły.
- Uuu Chrisek się złości - zaśmiał się Ethan.
- Gdzie ten pedał? Zaraz mu pokaże, że takich tu nie akceptujemy - wysyczałem, zaciskając dłonie w pięści.
Ruszyłem szybko w stronę szkoły, chłopaki szli za mną, ale trzymali się na pewnej odległości. Alan stał przy swojej szafce i szukał w plecaku klucza, aby ją otworzyć. W pędzie pchnąłem go na szafki. Torba poleciała na ziemię, a chłopak odbił się od metalu. Popatrzył na mnie zaskoczony, a ja warknąłem:
- Co tam pedałku Analku? - zacząłem - Słuchaj, w tej szkole nie będziemy tolerować takich jak ty - zbliżyłem się do niego, łapiąc go za koszulkę i wznosząc ku górze. Chłopak był ewidentnie przerażony. Kocham widzieć strach w ludzkich oczach, jest taki prawdziwy. Daje mi czystą satysfakcję.
- Co tu się dzieje?! - za sobą usłyszałem głos dyrektora. Puściłem chłopaka i odwróciłem się z szelmowskim uśmiechem.
- Ależ nic, panie dyrektorze, wszystko w jak najlepszym porządku. Jak tam zdrówko? Dopisuje? - rzekłem niezwykle uprzejmym głosem, widziałem jak chłopaki z ekipy stoją kilka metrów dalej i śmieją się z całej sytuacji.
- Anderson, do gabinetu, już! I ty też Hudson! - niestety, mój urok osobisty nie działał na mężczyznę w podeszłym wieku.
- Myślę, że to nie będzie konieczne, nic się przecież nie stało, prawda, Alan? - próbowałem ratować sytuację. Popatrzyłem na bruneta, który dygotał totalnie zmieszany.
- Um, jasne - powiedział, drapiąc się po głowie.
- Dobrze, skoro nie chcecie iść do gabinetu, to obaj zostajecie po lekcjach w sali 52, będę tam na was czekał. Nie ma dyskusji, a reszta proszę się rozejść! - powiedział donośnym głosem, a potem zniknął gdzieś pośród tłumu, który nawet nie wiem kiedy zdążył się zrobić wokół nas.
Zdenerwowany przywaliłem pięścią w szafkę, a potem szybko poszedłem przed siebie do wyjścia, żeby sobie zapalić.
CZYTASZ
Outrageous
RomansaW świecie pełnym bólu i cierpienia dochodzi do burzliwej znajomości pomiędzy ułożonym i nieśmiałym uczniem liceum a władczym i impulsywnym motocyklistą. autorki: E.G. G.D. G.K K.F. K.K. W.Ś.