7. Kamil

792 95 45
                                    

Chyba dopiero teraz zrozumiałem, że jestem uzależniony od niego.

Że może zrobić ze mną co zechce, a ja nie jestem w stanie mu się postawić, bo jest od mnie silniejszy.

Więc skoro nie mogę uciec to może powinienem zacząć z nim współpracować. Zaufa mi, a wtedy będę mógł zwiać.

Nie miałem okazji nawet wprowadzić mojego planu w życie, bo Peter nie odezwał się do mnie słowem. Przynosił mi tylko jedzenie i coś do picia, i wychodził. Nawet na mnie nie patrzył.

Nie wiem, co znowu kombinował, ale ja musiałem jakoś uciec, a jeśli nie nawiążę z nim kontaktu, to mi się nie uda.

Sam postanowiłem odezwać się pierwszy. Nie wiedziałem jeszcze jak, ale muszę to jakoś zrobić, bo chcę stąd uciec.

Nie wiem, czy ktoś mnie szuka, chociaż Ewa na pewno zgłosiła moje zaginięcie. Ale na razie muszę sobie radzić sam.

Najbliższa okazja do wprowadzenia mojego planu w życie będzie, gdy Peter przyniesie mi kolację.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, żeby wyszło to naturalnie, więc postanowiłem w tym aspekcie zadziałać spontanicznie.

Kiedy Peter wszedł do sypialni, siedziałem na środku wielkiego łóżka, przyciskając nogi do klatki piersiowej i obejmując je ramionami. Wyglądałem przez okno.

Mężczyzna postawił tacę z jedzeniem na szafce nocnej, jak zawsze i bez słowa chciał wyjść.

- Peter - szepnąłem, odwracając do niego głowę. Zerkałem na jedzenie, koło którego stała szklanka soku jabłkowego, który uwielbiam.

- Tak? - stał w drzwiach i patrzył na mnie.

- Zrobisz mi herbatę? - unikałem jego spojrzenia. - Proszę.

- Zaraz ci przyniosę - rzucił i wyszedł.

Westchnąłem i popatrzyłem przed siebie, na ścianę, na której wisiał telewizor. Pod nim stała komoda, a na niej poustawiane było mnóstwo książek. Wiem, że były wybrane specjalnie dla mnie. Widziałem to po tytułach i autorach.

Gdyby mnie nie porwał to bym to docenił.

Peter wrócił po kilku minutach z moją herbatą.

- Nadal bez cukru? - zapytał stawiając kubek obok szklanki z sokiem. - Nic się nie zmieniło?

- Nie, nic - odparłem. - Dzięki - sięgnąłem po kubek, jak tylko Peter się cofnął. Te podziękowania, ledwie przeszły mi przez gardło.

- Nie dałeś mi wyboru - oznajmił, opierając się plecami o ścianę przy drzwiach do łazienki.

- Zawsze jest wyboru... Tylko nie chciałeś zobaczyć innych możliwości.

- Widziałem inne możliwością - zaśmiał się. - Ale nie tak skuteczne... Teraz mam pewność, że nie spróbujesz uciec po raz kolejny.

- Niby skąd ta pewność.

- Bo wiesz, że jeśli spróbujesz, to znowu mnie do tego zmusisz - odparł spokojnie, a ja napiłem się gorącej herbaty. - Kamil - podszedł do łóżka, a ja momentalnie cały się spiąłem. Musiał to zauważyć, bo nie dotknął mnie, ale usiadł przede mną. - Wiesz, że tak naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy... Kocham cię.

- Więc dlaczego mnie porwałeś? Dlaczego mnie tu trzymasz? Jeśli mnie kochasz to powinieneś chcieć mojego szczęścia.

- Chcę twojego szczęścia - zapewnił. - I będziesz tu szczęśliwy. Może jeszcze tego nie widzisz, ale tak właśnie będzie.

- Kocham moją żonę... I tak w ogóle to gdzie moja obrączka? - zapytałem, bo jej brak zauważyłem już wcześniej, ale bałem się zażądać jej zwrotu.

- Nie będzie ci już potrzebna - wstał. - I powinieneś zacząć jeść - wskazał na tacę, gdzie stał talerz z zapiekanką z makaronem. - Mi tym nie robisz na złość... Nie ja jestem głodny tylko ty - ruszył do wyjścia.

- Peter - zatrzymałem go jeszcze. Spojrzał na mnie unosząc brwi. - Dostanę chociaż pilot do telewizora? - kiwnąłem na niego głową.

- Jeszcze nie - wyszedł ponownie zamykając mnie na klucz.

Plan wprowadzony. Teraz trzeba zdobyć jego zaufanie na tyle, aby pozwolił mi opuścić ten, cholerny, pokój.

Stockholm syndrome | Stoch&PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz