Za szybko, idioto, za szybko!!! Nie przyspieszaj! Musisz poczekać, sam przyjdzie!
Westchnąłem ciężko i oparłem dłonie o blat kuchenny.
Co dalej?
Nie wiedziałem jak mam przekonać Kamila do siebie. Jak mam mu to wszystko wynagrodzić. A wiem, że powinienem.
Myślałem o tym cały czas podczas przygotowywania posiłku. Wymyśliłem tylko jedną rzecz i mam nadzieję, że Kamilowi będzie się to podobać.
Podczas, gdy jedliśmy obserwował mnie uważnie. Szukał czegoś w moim zachowaniu, wiem to. Chyba bał się jak zareaguję na to, że mnie odepchnął.
- Mogę cię o coś zapytać? - szepnął w końcu.
- Oczywiście.
- Jak długo tu jestem?
- Osiem miesięcy - rzuciłem marszcząc brwi.
- Wydawało mi się, że krócej - mruknął.
- Mam dla ciebie propozycję - uśmiechnąłem się do niego.
- Jaką? - spojrzał na mnie z lekkim strachem.
- Wyjdziemy gdzieś jak zjemy... To niedaleko - powiedziałem.
- Czyli gdzie? - chciał wiedzieć.
- Zobaczysz na miejscu - uśmiechnąłem się do niego, a on odpowiedział mi tym samym.
Może powinienem zabrać go gdzieś indziej, ale to wydawało mi się dobrym pomysłem. Plaża była sprytnie ukryta, więc jeśli ktoś nie wiedział o jej isnieniu to istniały małe szanse, że na nią trafi.
Kamil na początku był do tego sceptycznie nastawiony, ale gdy już szliśmy wzdłuż plaży, to widziałem, że mu się to podoba.
Szliśmy rozmawiając cicho. Nasze ramiona się o siebie ocierały, chciałem złapać go za rękę, ale wiedziałem, że to mu się nie spodoba, więc tego nie zrobiłem.
- Kamil - zacząłem, gdy zdjął buty - to nie jest dobry pomysł.
- Nie, bo jest genialny - stwierdził. Szedł teraz po mojej prawej stronie, a woda z oceanu obmywała mu stopy. - Nie patrz tak. Co może się stać? - zaśmiał się.
- Nie wiem, ale z przyjemnością powiem a nie mówiłem.
- Nieprawda. Nigdy tego nie mówiłeś.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - westchnąłem. Ledwo zdążyłem skończyć zdanie, gdy Kamil na coś nadepnął i wydał z siebie okrzyk. Wszedł na jakieś szkło, które na szczęście nie wbiło się w stopę, tylko rozcięło skórę.
Ale do auta musiałem go nieść.
- To był fajny pomysł - stwierdził, gdy byliśmy w połowie drogi do samochodu.
- Mi się średnio podoba. Jesteś ciężki.
- Nieprawda - zaśmiał się. Na moich ustach pojawił się uśmiech, ale nic nie powiedziałem. - Mogę cię o coś zapytać? - oparł głowę o moje ramię.
- Oczywiście.
- Dlaczego mnie kochasz?
- To bardzo proste... Kocham cię, bo jesteś sobą. Nikogo nie udajesz. Mówisz co myślisz, ale zawsze z szacunkiem do drugiego człowieka... Kocham to jaki jesteś skromy. Kocham cię za to jaki jesteś. Po prostu.
- A jest coś czego we mnie nie lubisz?
- Oprócz tego, że czasem jesteś zbyt utraty i nadambitny, to nic mi w tobie nie przeszkadza.
- Nie jestem uparty - objął mocniej moją szyję, przez co jego buty, które leżały na jego udach, spadły na piasek.
- Kamil... - westchnąłem. - Ja kucam, a ty łapiesz buty.
- Zostawmy je tu - zaproponował. Zaśmiałem się na jego słowa.
- Nie. Weź je - kucnąłem, a Kamil wziął swoje buty i położył je jak wcześniej. Złapałem go mocniej, poprawiając w swoich ramionach.
- Jedziemy już do domu? - szepnął.
- Tak. Muszę zobaczyć twoją nogę...
- Nie boli - oznajmił.
- Ale trzeba to opatrzyć.
- No tak - przytaknąłem.
Gdy znaleźliśmy się przy aucie, Kamil sięgnął do kieszonki moich spodni i wyjął kluczyki. Otworzyliśmy samochód i posadziłem go na przednim siedzeniu, a potem zająłem miejsce za kierownicą i zawiozłem nas do domu.
CZYTASZ
Stockholm syndrome | Stoch&Prevc
Fiksi PenggemarO miłości, która była tak silna, że zniszczyła ich oboje.