Rozdział 4 ~ Colin

17 4 0
                                    

Jeszcze przez chwilę spoglądam na starą kamienicę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jeszcze przez chwilę spoglądam na starą kamienicę. Wypatruję jakiegoś ruchu, chociażby przelotnego spojrzenia w oknie, lecz nikt się nie pojawia. Coś z tyłu głowy podpowiada mi, że zaraz lunie deszcz. Odwracam się więc na pięcie i ruszam w stronę głównej ulicy. Nie wiem, dokąd mam pójść, gdzie szukać, gdzie pytać. Mam dość poleceń Królowej. Mam dość Jej niecnych planów. Jedyne czego teraz pragnę to zapaść się pod ziemię bądź ukryć gdzieś i doczekać swojej śmierci. Od 3 dni nie mam tropu. Od 3 dni nie wiem, nie wiem, nie wiem. Wciąż w głowie słyszę tylko: nie wiem, a przed oczami widzę jej twarz. Twarz wykutą z cierpienia. Odtwarzam w głowie wydarzenia z ostatnich godzin i wciąż nie pojmuję jak kruche jest życie ludzkie.

Jakie życie sobie zgotowałem.

Dlaczego spotkałem ją? Mogłem spotkać tyle innych osób, tyle ciekawych postaci, a trafiłem na nastolatkę z depresją i omamami. A najgorsze jest to, że czuję chęć poznania jej, chronienia i bycia jej przyjacielem.

W drodze mijam kobietę, która patrzy na mnie jak na kosmitę. Przez chwilę zastanawiam się o co chodzi, gdy podnoszę wzrok spod mojego kaptura. Jak mogłem nie zauważyć, że pada? Skręcam w pierwszy lepszy zaułek i chowam się przed wzrokiem ludzi. Zrzucam tarczę i czuję jak moje policzki łaskoczą krople deszczu. Miłe uczucie towarzyszy mi aż do zabłądzenia i wejścia w kolejny ciemny zaułek. Przeklinam po cichu i próbuję wyjść tą samą drogą, którą tu wszedłem, jednak ni stąd ni z owąd przede mną pojawia się wodny mur. Robię krok do tyłu jednak wpadam na kolejną ścianę. Czuję się sfrustrowany, bo poznaję pułapkę, którą widziałem już tysiąc razy w dzieciństwie. Krzyżuję ręce na piersi i czekam aż się pojawi. Mury zamieniają się w parę wodną tworząc mgłę, która całkowicie zasłania mi widok. Mógłbym jednym ruchem sprawić, by to wszystko zniknęło, lecz czekam.

Na nią.

Jak zwykle ma efektowne wejście. Jest ubrana w eleganckie spodnie, które z tyłu przypominają suknię ciągnącą się za właścicielką, a jej bluzka mieni się jak krople porannej rosy. Bursztynowe włosy zaplotła w warkocz, który opada na jedno ramię, a jej głowę zdobi diadem z małych szafirów. Mój strój przy niej wygląda mizernie, lecz wypinam pierś i stoję dumnie z maską spokoju, jak gdyby w środku nie gotowała się złość. Wiem kto ją przysłał i wiem po co. Staje przede mną i lustruje wzrokiem; od moich trampek po kaptur niebieskiej bluzy. Marszczy nos i spogląda mi w oczy. Minęły zaledwie 3 ziemskie dni, a wygląda jakbym widział ją miesiąc temu. Czasem zapominam o różnicy czasu, która obowiązuje tu na Ziemi. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się promiennie.

- Może kiedyś uda ci się mnie nabrać Joney. Za dobrze znam Królową, żeby naraziła cię na „wieczne potępienie" – robię cudzysłów w powietrzu i przejeżdżam palcem po jej policzku. Mgła rozprasza się po czym wraca na swoje poprzednie miejsce tworząc idealny obraz. – Dobrze wiedzieć, że w końcu nauczyli cię przenikania. – uśmiecham się z wyższością. Nie udaje mi się jednak wytrącić jej z równowagi. Widać, że już została przesiąknięta nadworną trucizną.

The trail of the soulWhere stories live. Discover now