Rozdział 9 ~ Colin

12 2 0
                                    


Kennedy patrzy na mnie z niedowierzaniem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Kennedy patrzy na mnie z niedowierzaniem. Wiedziałem, że uzna mnie za wariata. Wiedziałem, że w jej głowie toczy się walka pomiędzy ucieczką, a ucieczką z krzykiem. Dziewczyna przekrzywia głowę i uśmiecha się krzywo. Chwyta się za głowę i z jej gardła wydobywa się dziwny odgłos; coś pomiędzy śmiechem a płaczem.

- A więc mówisz mi, że tak naprawdę rodzina, którą opłakuję od 6 lat, nie jest moją rodziną? Że to wszystko było nie potrzebne? – zasłania twarz dłońmi. Rozumiem jej dezorientację. A przynajmniej to sobie wmawiam. Nie straciłem całej rodziny, ale straciłem jej członka. Nie wyobrażam sobie co by się stało, gdybym znalazł moje siostry martwe. Nagle dziewczyna wybucha śmiechem i cała moja nadzieja gaśnie. Myślałem, że mi uwierzyła, że nie muszę jej zapewniać, że nie jestem chory psychicznie i nie mam udaru słonecznego. Dochodzi do mnie cała smutna prawda. Ludzie nie lubią, gdy wmawia się im herezje. Ludzie wierzą tylko w to co nie wykracza poza ich możliwości wysiłku.

- Nie wierzysz mi. – zdanie nie brzmi jak pytanie. Kennedy odsłania dłonie i spogląda przed siebie. Widzę jak jej oczy przesuwają się po kształtach drzew, po dachach budynków. Ciekawe czy Królowa mnie ułaskawi, jeżeli użyję publicznie swoich mocy. Wiem, że nie zyskam jej szacunku, jeżeli będę tu siedział i pozwalał, by ostatnia nadzieja Eteru i naszego Świata, odeszła na zawsze.

- Jeszcze wczoraj – zaczyna – Zaledwie wczoraj, uznałabym Cię za wariata, który postradał zmysły. Jednak dzisiaj, kiedy po tak długim czasie ukrywania się, przychodzisz i zdzierasz ze mnie moją maskę, już sama nie wiem co jest prawdą, a co fikcją. Nie wiem już sama kim i czym jestem.

Zamykam oczy i skupiam się na drganiach powietrza. Wysysam wodę z pobliskiej fontanny i wyciągam przed siebie dłoń. Otwieram ją, a z jej wnętrza wydostaje się kula wody. Oczywiście, że mógłbym zrobić to dwa razy szybciej, ale potrzebuję nieco dramaturgii. W oczach Kennedy odbija się światło rzucane przez bąbel. Spogląda na niego z lekko otwartymi ustami i uważnie obserwuje.

- Uwierz w siebie Keny. Jeżeli boisz się konsekwencji odkrycia twojej tożsamości, pójdź ze mną do Elemorl. – chwytam ją za dłonie. Woda znika, tak szybko jak się pojawia. Skupiam umysł i odtwarzam obraz, który widzę w głowie. Wokół dziewczyny zaczynają unosić się małe bąble wody, które zmieniają się w piękne motyle. Unosi dłoń, a jeden z nich osiada jej na ręce. – Królowa Wody Cię potrzebuje, Eter Cię potrzebuje, ja Cię potrzebuję.

Odwraca wzrok w moją stronę, a w jej oczach gromadzą się łzy. Podnoszę rękę i delikatnie je ścieram. Dziewczyna uważnie obserwuje każdy mój ruch, a wokół niej dalej, po powietrzu suną wodne motyle. Opuszcza wzrok, by po chwili podnieść go i spojrzeć za horyzont. Chciałbym zobaczyć te piękne oczy. Chciałbym, aby się zgodziła.

- Jaka ona była? – zaczyna cicho. Na początku nie wiem o co chodzi, jednak po chwili łączę ze sobą fakty.

- Była piękna. Do dziś zachowały się pieśni pochwalne wychwalające jej piękne, szmaragdowe oczy oraz włosy płonące żywym ogniem. Laitha, była równie wspaniałą przyjaciółką, wierną żoną oraz znakomitą wojowniczką. Poprowadziła swoje wojsko w wielu bitwach. Była Królową, więc mogła władać wszystkimi mocami Eteru. Potrafiła ruszać gwiazdami, wyczytywała z nich przyszłość i wiele innych wspaniałych rzeczy.

The trail of the soulWhere stories live. Discover now