Rozdział II

114 12 2
                                    

Media- Come Back... Be Here by Taylor Swift

Słońce świeciło niemiłosiernie, kiedy zmierzałam w kierunku pracy James'a. Niemalże gotowałam się w mojej sukience, przemierzając ulice Nowego Jorku. Ale co się dziwić, w końcu była połowa sierpnia. Sam środek lata, a mi zachciało się założyć czarne ubranie. Nie ma co Meg. Twoja pomysłowość nie zna granic.

Po niespełna dziesięciu minutach dotarłam do celu. W recepcji na parterze poproszono mnie o podanie imienia i nazwiska, po czym dostałam przepustkę dla gości. Przechodząc przez bramki, przyłożyłam plastikową kartę do czytnika, po czym uśmiechnęłam się miło do Liama- ochroniarza, z którym zazwyczaj zamieniałam kilka słów, dotyczących zazwyczaj pogody. Po prostu zwykła, uprzejma wymiana zdań. Biuro Jamesa znajdowało się na osiemnastym piętrze. Na szczęście winda nie zatrzymywała się po drodze, dzięki czemu szybko dotarłam na wyznaczony poziom. Wchodząc do przestronnego holu zmierzałam w kierunku biurka Chrisitne- sekretarki Jamesa, jednak nikogo tam nie zastałam, dlatego też postanowiłam pójść do biura mojego chłopaka bez uprzedzenia. Gdy sięgałam do klamki, żeby otworzyć drzwi, ktoś mnie uprzedził. Jak się okazało, była to rudowłosa kobieta, której nie zastałam przy jej miejscu pracy.

- Dzień dobry Christine- przywitałam miło sekretarkę. Ta lustrując mnie z góry na dół wzrokiem, przeszła obok mnie i odburknęła jedynie coś pod nosem. To było co najmniej dziwne. Dodatkowo miałam wrażenie, że jej wzrok wyrażał jakiś rodzaj satysfakcji? Jakąś wyższość nade mną. Dziwne.

- Meg? Co ty tutaj robisz?- doszedł do mnie zdziwiony głos Jamesa. Czy to na prawdę takie dziwne, że przyszłam go odwiedzić w przerwie od pracy?

- Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyszła góra do Mahometa- odpowiadam z zadowoleniem na twarzy, jednocześnie podnosząc do góry papierową torbę z jedzeniem.- Przyniosłam ci lunch, kochanie. Wolisz kurczaka z warzywami w panko czy może zielone curry z kurczakiem i mini kukurydzą- pytam, jednocześnie wyjmując jedzenie z torby i kładąc je na stoliku znajdującym się przy kanapie i fotelach.

-Cokolwiek, nie jestem narazie głodny. Muszę pracować- wyrzucił z siebie, nawet na mnie nie zerkając. Cały czas był wpatrzony w ekran komputera.

- Sądziłam, że zjemy razem. Chciałam ci zrobić niespodziankę, skoro nie miałeś czasu wyjść. Myślałam, że się ucieszysz- powolnym krokiem zmierzyłam w jego kierunku i stanęłam za jego plecami. Delikatnie zaczęłam rozmasowywać mu barki.- Jesteś strasznie spięty kochanie. Coś się stało? Od rana jesteś jakiś nie swój.

- Tak, stało się to, że przeszkadzasz mi w pracy. Mówiłem ci, że nie mam czasu, ale ty zawsze musisz postawić na swoim. Nie rozumiesz, że mam dziś ważne spotkanie, do którego muszę się przygotować!- naskoczył na mnie podniesionym tonem. Co jak co, ale tego się po nim nie spodziewałam. Nigdy w życiu nie podniósł na mnie głosu, aż do teraz. Ze zdziwienia otworzyłam buzię i wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczyma. Nie byłam w stanie powiedzieć ani jednego słowa.- No i na co się tak patrzysz?! Nie rozumiesz, że mi przeszkadzasz? W ogóle mogłabyś sobie już stąd pójść!- rzuca w moją stronę, rozluźniając sobie krawat pod szyją.- Po co ty tu w ogóle przyszłaś?!

Nie wiem czy on zdaje sobie sprawę czy nie, ale to boli. Cholernie boli słyszeć takie słowa z ust osoby, która jest dla ciebie najważniejsza. Przecież nie dałam mu żadnego powodu, żeby tak się zachowywał w stosunku do mnie. To nie ja wyszłam rano z domu bez pożegnania. Nie ja odwołałam nasze wspólne wyjście na obiad. Nie ja krzyczałam na niego bez powodu.

Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że James mnie tak potraktuje. Co ja mu takiego zrobiłam. Rozumiem, że może mieć dużo pracy, ale żeby od razy tak wrzeszczeć na mnie i być takim nie miłym? Przecież nie tak powinna się zachowywać osoba, którą się kocha, i która kocha ciebie. Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło, i co nim kieruje.

- Masz zamiar tak stać tutaj do końca dnia i się na mnie patrzeć?

Gdy w pełni dotarło do mnie, co powiedział, zabrałam ze stolika jedno pudełko z jedzeniem i z powrotem podeszłam do Jamesa. Chce wiedzieć, dlaczego przyszłam, to proszę bardzo. Oto jego odpowiedź.

-Wiesz co, miałam nadzieję na miło spędzoną przerwę w twoim towarzystwie, ale jeśli tak bardzo przeszkadza ci moja obecność tutaj to już mnie nie ma- powiedziałam zirytowanym tonem i pochyliłam się nad nim i jedną ręką oparłam się o podłokietnik.- A odpowiadając na twoje pytanie, to tak jak już wspominałam, przyniosłam ci lunch, więc proszę bardzo kochanie- ostatnie słowo wyraźnie zaakcentowałam, starając się by zabrzmiało z jak największą niechęcią i nienawiścią, jaką go w tamtej chwili darzyłam.- Smacznego- mówiąc to przechyliłam pudełko z jedzeniem, tak że cała jego zawartość rozlała się po białej koszuli Jamesa. Zanim zdążył zareagować i zorientować się, co właśnie zrobiłam, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi.- Udanego spotkania zarządu. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie po twojej myśli- mówiąc to, stanęłam w progu drzwi i odwróciłam się w jego stronę znacząco patrząc na plamę na jego koszuli, a nawet na spodniach. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w kierunku wind.

Co tu się właściwe stało? O co chodzi Jamesowi? Przecież nie dałam mu żadnego powodu, żeby mnie tak traktował. Rozumiem spotkanie zarządu i inne ważne sprawy, ale to nie daje mu pozwolenia, żeby mnie tak traktować. Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia, że wywaliłam na niego to jedzenie, ale po chwili przypomniałam sobie jak mnie potraktował i wyrzuty odeszły w siną dal. W zasadzie to bardziej powinno mi być szkoda jedzenia. Tak, ten przepyszny kurczak zdecydowanie sobie na to nie zasłużył.

*****

Podążając w kierunku mojego biura, minęłam w korytarzu Debbie, która coś ode mnie chciała, ale jedyne na co mnie było w tamtym momencie stać, to uciszenie jej ręką i wymamrotaniem krótkiego "nie teraz Deb". Przyjaciółka nie bardzo wiedząc co się ze mną dzieje, tylko obdarzyła mnie zdziwioną miną, a zarazem spojrzeniem typu pogadamy o tym później.

Weszłam do swojego biura i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Dopiero teraz wszystkie emocje ze mnie opadły i w pełni dotarło do mnie co właściwie się stało. James wyrzucił mnie z własnego biura. Ewidentnie przeszkadzała mu moja obecność. Zmęczona minionymi zdarzeniami osunęłam się wzdłuż ściany na podłogę, a łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chcę, żeby James traktował mnie w ten sposób. W żadnym razie sobie na to nie zasłużyłam.

Usłyszałam delikatne pukanie i ktoś lekko otworzył drzwi. Debbie widząc mnie w jakim byłam stanie, momentalnie znalazła się przy mnie i zaczęła wypytywać, co się stało. Opowiedziałam jej co wydarzyło się dzisiaj, począwszy od samego poranka. Sama nie mogła uwierzyć w to co się stało, ale jednocześnie usprawiedliwiała Jamesa pracą i natłokiem obowiązków. Może miała rację? Może to ja byłam przewrażliwiona i tak na prawdę nic wielkiego się nie stało? Owszem nic wielkiego, ale James nigdy się tak nie zachowywał, więc coś musiało stać za jego zachowaniem, a ja musiałam się dowiedzieć co.

***************

Witajcie!
Kolejne rozdziały będą pojawiać się w każdą sobotę ;)
Zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza!

Do następnego!

You Really Blew This LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz