jestem wystarczająco zmęczona, żeby nie móc zebrać myśli. zaczynam się zastanawiać, czy mój przytępiony umysł jeszcze wróci do normy ― na równi ze sposobem mówienia. wydaje mi się, że zaczynam gadać jak robot nie tylko na żywo, ale też i piszę, jak potłuczona.
bycie potłuczoną i do tego jeszcze chorą wcale mi nie pomaga.
nadal myślę cokolwiek sobie myślę i nie ma na to rady.
to nie wynika z niczego.
kolejna bezsensowna rzecz, którą chcę ci powiedzieć, ale uważam, że jak raz już o tym
wspomniałam, to mi wystarczy.
wiolonczelistka?
coś świta?
ale wiesz, ta moja wiolonczelistka, to wcale na niczym nie gra. ma gumowe ucho i włosy jak czarownica. do tego wielki nos i nosi paskudne, rogowe okulary.
ma nawet imię.
nie powiem jakie.
ale jak dla mnie jest brzydka.
przynajmniej brzydsza ode mnie.
takie mam wrażenie.
jeszcze do tego ma takiego kija w dupie, że jej gardłem wychodzi.
jest niemiła i do tego jej matka cały czas próbuje ją swatać z czymkolwiek, co jest płci przeciwnej.
uroczo.
nie lubię jej.
ona się mnie boi.
i dobrze.
w ogóle, to nie mam pojęcia, kto spojrzałby na nią ― jej paskudny charakter odzwieciedla się wręcz idealnie na jej nie mniej paskudnej twarzy.
no ale...
w paru rzeczach jej nie przebiję. nie pytaj mnie, w jakich, bo za cholerę nie mogę wymyślić niczego, ale na pewno jakieś istnieją.
tylko, że ja nigdy nie lubiłam i od długiego czasu nie mam w zwyczaju porównywania się z kimkolwiek.
ale to przecież niemożliwe, żeby w czymś mnie nie przewyższała.
na przykład w wadze.
dobra, nie żartuję.
chodzi o to, że nie porównując się z nikim, mam świadomość, że istnieje gros ludzi o wiele lepszych ode mnie. przy takich daleko mi do ideału. wiem o tym. dlatego czasami się krzywię, kiedy mówisz, że jestem wspaniała.
teraz dam twojemu ego się trochę podbudować, bo na co dzień ci tego nie mówię. choć sama nie uważam, żebym była wspaniała, to jednak ty, to co innego. bo jesteś. patrząc na ciebie z boku każda norma społeczna powie ci, że jesteś chodzącym ideałem.
wysoki.
przystojny.
szanowany zawód (nawet nie wiesz, jak ja się krzywię, kiedy to piszę. #CRINGECOMPILATION)
ale!
ale, jak już mówiłam:
― fizyczność zwraca uwagę, ale to głowa sprawia, że do kogoś przylgniesz, jak rzep.
kiedy mówiłam o tobie mamie, to właśnie te subiektywnie świetne cechy podałam jej na talerzu, wytrącając jej tym samym kolejne szpilki, jakie próbowała mi wbić. na sam koniec została bez ani jednej i ustami otwartymi jak u ryby, kiedy próbowała wymyślić, co tu by jeszcze wyciągnąć i nie mogła niczego wymyślić.
na dorosłych to działa. takie dane. proste fakty. to się liczy.
dokładnie jak w małym księciu.
nie mogłam jej powiedzieć o tym, jak na mnie patrzysz, jak doprowadzasz mnie do takiego ataku śmiechu, że tracę głos i kiwam się jak pingwin z po udarze, o tym jak w końcu jest mi ciepło, kiedy ze mną śpisz, ani o tym jak wyglądasz zamyślony, kiedy próbujesz rozwiącać jeden z moich mocno wyolbrzymionych problemów.
to by się dla niej nie liczyło.
a szkoda.
bo o wiele bardziej wolałabym mówić właśnie o tym.
że jesteś wspaniały.
zdarza mi się myśleć o tym ― nawet, jeżeli staram się inaczej ― co ja zrobię, jak ktoś tak wspaniały jak ty, zostawi tak mało wspaniałą mnie. już nie będziesz tak na mnie patrzył, a ja nigdy nie zobaczę, jak twarz ci poważnieje, kiedy myślisz nad tym, co ci powiedziałam. co będzie, kiedy już nie będę ciebie doprowadzała do śmiechu. co się stanie, jeżeli znów rzucę jakimś paskudnie niezręcznym żartem, a ty najzwyczajniej w świecie wyjdziesz?
i już nie wrócisz.
to złamie mi serce.
nie chcę o tym myśleć.
wiem, że to jest jeden z moich wyolbrzymionych i wyimaginowanych problemów, jednak z tym akurat nie mogę do ciebie przyjść. nawet jeżeli wiem, że spokojnie wytłumaczyłbyś mi, że tak się nie stanie.
są rzeczy, które ktoś musi wiedzieć, ale są też takie, które zwyczajnie chcesz powiedzieć.
to jest to drugie.
sama muszę sobie z tym poradzić. z moim strachem.
projekcja własnych niepewności jedynie psuje relacje.
tego nauczyłam się przez ostanie kilka lat.
mam nadzieję, że mi przejdzie. kiedyś.
musi.
ale nad tym będę pracować sama.
z resztą wiem, że mogę na ciebie liczyć.
tak jak mówiłam chaeryung ― masz niesamowitą zdolność ― sama nie potrafię jej określić.
przychodzę do ciebie z czymś cholernie dla mnie ciężkim ― i jeszcze draństwo w drodze tyje i coraz bardziej straszy. zanim ci to pokażę, to koniecznie daję wstęp ― długi i misterny i zawsze kończy się podsumowaniem:
― uważaj, bo to może gryźć, zje ci nogę i do tego teleportuje na antarktydę, więc wiesz... ostrożność przede wszystkim!
― no dobra... pokaż to w końcu.
― ale nie rozumiesz powagi sytuacji...!
― rozumiem lepiej, niż ci się wydaje.
― ale...
― pokaż to.
jeszcze na ciebie podejrzliwie spojrzę ― łypnę okiem, ale zabieram się za otwieranie tego wora bez dna i daję go tobie. zamykam oczy, kiedy próbujesz go przetrząsnąć.
― yoonjo?
― TAKSŁUCHAM.
― ale tu nic nie ma...
i właśnie tak jest.
bo zwykle tam naprawdę nic nie ma.
kwestia zaufania.
CZYTASZ
― beautiful decay ; kim seokjin
Romansa«c o m p l e t e d» ❝kiedy się kogoś kocha, to zawsze znajdzie się dla niego czas... kiedy się kogoś kocha, to nie mówi się mu - spokojnie - gdy mówi ci, że mu ciebie brakuje... tego po prostu... nie... nie, przepraszam, nie wiem, czego oczekiwałam...