dzisiaj ciebie nienawidzę.
ale to nic złego. dzisiaj wszystkiego nienawidzę. chyba całego mojego życia. wszystko wydaje się jednym, wielkim żartem. oklepane. jedna, wielka karuzela, na którą cię wpakowali i ― jasne ― przez jakiś czas dobrze się bawisz, a później non stop rzygasz. nienawidzę karuzel. teraz czuję się, jakby właśnie się na życiu tak przejechała. jestem strasznie niepewna. siebie, ciebie i tego, co będę robić za pare godzin.
dlatego ciebie nienawidzę. jesteś zmienną. zmienną zmienną. bardzo mi to nie pasuje. boję się ciebie, nienawidzę, a jednocześnie cię kocham. tego wszystkiego jest dla mnie za dużo. sam widzisz, że takie uczucia w jednej linijce iść nie powinny. to tak jakby jeść tort na koszu na psie gówna. obrzydliwe.
też mnie obrzydzasz.
najbardziej złościsz, frustrujesz. nie mam z tobą tego, co chciałabym mieć. gdybym miała, to być cię dzisiaj nie unikała. przez to właśnie też mnie obrzydzasz. jestem z tobą, a nawet na tyle ci już nie ufam, żeby z tobą o swoich problemach porozmawiać.
kiedyś próbowałam. przez bite kilka miesięcy. zagryź sobie zęby, bo i tak ci to powiem ― sam spieprzyłeś sprawę mojego zaufania. pokazałeś, że nie zasługujesz na nie. zachowaj się raz jak poważny, dorosły facet, którym od dawna powinieneś być i przyjmij to do wiadomości. między nami nie ma takiej otwartości, bo:
1. nie chcesz mojej pomocy;
2. nie potrzebujesz mnie;
3. nie mówisz mi wszystkiego;
4. spartoliłeś sprawę, kiedy jeszcze chciałam się z tobą dzielić moimi problemami.
a teraz jest źle.
moje własne problemy nakładają się na złość, strach, obrzydzenie i nienawiść, które do ciebie czuję.
żyj sobie w czymś takim chociażby dzień. każdy świra by dostał.
dlatego ciebie w pierwszej kolejności wywaliłam.
najłatwiej.
został mi lekki żal, że szczerze nie zapytałeś wczoraj co się może dziać. nie wiem, czy mam zwalić na to, że jesteś głupi, czy po prostu miałeś to w dupie. sam mówisz, że jesteś głupi.
jakbyś wczoraj zapytał, to bym ci powiedziała.
mój paskudny nastrój utrzymuje się od czasu, kiedy powiedziałeś mi, że twoja siostra jest w ciąży. strasznie mnie wtedy zemdliło. mam taki lęk, że ciążą można się zarazić. to się w powietrzu przenosi. jakbyś usłyszał, że znajomy twojego znajomego dostał eboli, nie przestraszyłbyś się?
no właśnie.
ja w ten sposób myślę.
na dodatek, jeżeli dzieci się powietrzem roznoszą, to kiepsko dla przyszłej larwy, bo dobrze by ze mną nie miała.
wiesz jak moje dzieciństwo wyglądało? nadal trwa. nie na zasadzie, że póki się ma rodziców, to jest się dzieckiem. mam prawie 26 lat i matka się na mnie drze jak na 10-letnie dziecko. jak się jej zwróci uwagę, to wybucha jeszcze bardziej. żyj sobie z czymś takim przez ćwierć wieku. każdy by dostał świra.
mój brat mówi, że mama nie powinna mieć dzieci. w ogóle. później się trochę zreflektował i powiedział, że mogłaby mieć koło 40-stki. chyba jest w tym ziarno prawdy. jakieś 7 lat temu zaczęła być matką. jakby miała dzieci w wieku 38 lat, to one teraz miałby jakieś 21/23 lata. idealnie. niemal.
może lepiej 42? wtedy wyszłoby jakieś 17/18. mogłaby się porządnie podrzeć. czemu nie.
niektórzy chyba nie powinni mieć dzieci. albo przynajmniej je mieć jak są w stanie swoją głowę ogarnąć.
nieodpowiedni wiek?
nieodpowiedni ludzie?
chuj raczy wiedzieć.
zabawne, kiedy ty się ogarniesz. ja nadal czuję się, jak 12-latka.
jak chcesz mieć w najbliższym czasie dzieci, to naucz się jeździć i pokaż, że zaczynasz oszczędzać. jak nie, to znajdź sobie kogoś, kto za minimalną krajową rozłoży przed tobą nogi.
chyba że lecisz na starsze.
CZYTASZ
― beautiful decay ; kim seokjin
Romans«c o m p l e t e d» ❝kiedy się kogoś kocha, to zawsze znajdzie się dla niego czas... kiedy się kogoś kocha, to nie mówi się mu - spokojnie - gdy mówi ci, że mu ciebie brakuje... tego po prostu... nie... nie, przepraszam, nie wiem, czego oczekiwałam...