Trwało to od jakiś dwóch miesięcy. Ciągle dręczyły mnie te same koszmary. Wielka dziura w niebie, pocisk wystrzelony w Ziemię, ja w zbroi wlatujacy do otworu w niebie.... i nic...
CIEMNOSC. A potem??Potem pojawiam się na jednej z nieznanych mi planet a moim oczom ukazuje mi się stos z niezywych ciał Avengersow.
Natychmiast pobiegam do Kapitana i sprawdzam puls. Z jego ust wydobywa się tylko jedno zdanie:
,,Mogłeś.... nas.... uratować...''A potem znów ciemność. Budzę się z krzykiem i przerażeniem na twarzy. Z oczy lecą mi łzy....
I tak co noc. Od dwóch miesięcy prawie niezmiennie śnie o tym wydarzeniu. Wiecie co jest najgorsze??? Moment w którym widzę poturbowanego Kapitana... mojego Kapitana.... nie umiem mu tego powiedzieć. Nie umiem mu wyznać prawdy o moich uczuciach. Dla niego jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale ja czuję coś więcej. Wie tylko Nat, której nie da się w żaden sposób oszukać.
Dawno chciałem powiedzieć wszystko Kapitanowi ale nie miałem odwagi ... Boje się jego reakcji... pewnie pomyśli ze jestem jakiś chory psychicznie, ale czy to jest coś nowego? ? Mało kto mnie rozumie i prawie kazdy uważa za wariata...
To dlatego spędzam tyle czasu w warsztacie. To dla tego nie śpię po nocach. By już więcej tego nie widzieć. Nie widzieć mojego ukochanego Stevena w chwili śmierci... lecz ten obraz wyryl mi się juz w pamięci. Zawsze gdy widzę go a zdarza się to bardzo często bo mieszkamy w jednym budynku i pracujemy razem, widzę ta scenę... momentalnie po całym ciele przechodzą mnie ciarki.
Dziś znów było tak samo. Wszedłem niesamowicie zmęczony do sypialni, poszedłem pod gorący prysznic i rzuciłem się na łóżko. Nie pamiętam nawet jak szybko zasnąłem. Tak bardzo potrzebowałem snu... jednak znów nie dane mi było się pożądnie wyspać...
Znów zadręczał mnie ten sam koszmar. Tym razem krzyczałem jeszcze głośniej. Zaniepokojony Jarvis obudził mnie.
-Panie Stark, powinien pan powiadomić kogoś o swoim stanie. Dobrze by było żeby pan teraz do kogoś poszedł aby ten zabrał pana do psychologa...
-Nie potrzebuje psychologa!!- przerwałem Si.- to są tylko koszmary Jarvis... to nic wielkiego- oszukiwałem sam siebie.
- Niestety już zawiadomiłem Kapitana sir.- powiadomił mnie Si.
- Co zrobiłeś? ?!!- zapytałem niedowierzając jego słowom.
Teraz czekałem aż Kapitan idealny wejdzie do mojego pokoju i znów zacznie się jakaś gadka...
Nie musiałem za długo czekać a drzwi od mojego pokoju się otworzyły a przez nie wszedł Rogers z zmartwiona miną.
-Tony.... dlaczego nam nic nie mówiłeś?? Oszczędził byś tyle nieprzespanych nocy... - i się zaczęło. Musi znów mieć rację?
-Pozwól ze jeszcze o tym co robię sam będę decydował. Nie potrzebuje pomocy. Mało to razy zarywałem nocki?? - zapytałem Stevena
-Nie i w tym problem. Wtedy to przynajmniej zajmowałeś się praca. Ale teraz z tego co powiedział mi Jarvis męczą cie okropne koszmary... martwię się o ciebie Tony...- mówiąc to widziałem łzy w kącika jego wspaniałych oczu... CO? Nie czekaj odwołuje to. Jego oczy wcale nie są wspaniałe. Ciekawe czemu tak mu zależy...
-Steve... nie ma o co się martwić. Koszmary same przejdą. - zapewniłem go.
-Nie Tony. Same nie odejdą. Proszę powiedz mi co ci się śni to może trochę ci ulży.
Zastanawiałem się chwilę nad tym czy zmylić trochę i pominąć fakt z tym jak rzucam mu się na ratunek i rozpaczam po jego śmierci ze go kocham czy raczej powiedzieć prawdę i to całą. Wygrała ta pierwsza opcja... niestety to jeszcze nie ten moment...
-Ehhh. No zgadnij co może mi się śnić. Ten cały koszmar opiera się na ostatnim ataku na Ziemię. Ciągle śni mi się jak wlatuję do tej dziury i widzę te potwory... jak powoli spadam i.... - pp tych słowach zaczynałem ciężej oddychać. Nie... znów to samo... dostawałem ataku paniki. DLACZEGO AKURAT PRZY STEVIE???? Nie mogłem nic powiedzieć po prostu zacząłem się trzasc.
Steve widząc na początku nie wiedział co zrobić ale potem objął mnie ramieniem i zaczął gładka po głowie mowiac:
-Ciiiii.... Tony.... Juz wszystko w porządku. Nie musisz się bać. No juz wszystko dobrze Ciiiii. Spokojnie...
Możecie mi wierzyć lub nie ale te słowa zadziałały na mnie kojąco. Powoli uspokajalem oddech cały czas wtulony w Kapitana. Mimo tego że już nic się ze mną nie działo Steve nie puszczał uścisku. Odkaszlnąłem lekko a ten zerwał się jak popazony. Był trochę zawstydzony co zdradzał jego piękne zarozowine policzki... Dlaczego on musi być tak cholernie perfekcyjny?? W końcu to on się pieszy odezwał po chwilowej niezręcznie cichy trwającej między nami.
-Tony czemu nie mówisz mi całej prawdy o twoim śnie? Zawsze widać jak coś ukruwasz w wypowiedzi a przynajmniej ja to widzę...- powiedział. Czułem ze musze mu teraz wszystko wyznać. Raz się żyje pomyślałem.
Zacząłem mu wszystko mówić. O tym jak widzę martwych Avengersow i jego.... jak budzę się ze świadomością ze nie udało mi się go uratować... pomimo tego że go tak kocham.
Jego mina wskazywała na jedno- był BAAARDZO ZDZIWIONY. Ale w jego oczach mogłem wyczuć nutkę radości... co mnje toszeczke zbilo z tropu, albo tylko mi się zdawało.
W mojej glowie widzialem co powinienem teraz zrobic jednak troche bilem sie z myslami. Jednak chec i pokusa wygrały. Przybliżyłem się do niego i złączyłem nasze usta. Z początku nie oddał pocałunku ale potem już tak. Zdziwiło mnie to ale nie przestałem go całować. Gdy się od siebie oderwalismy łączywie lapalismy oddech. Stykalismy się czołami a on powiedział:
-Czemu... czemu dopiero teraz mi to powiedziałeś. Też cie kocham. Myślałem że ty uważasz nasza relacje tylko i włącznie za przyjaźń. Dlatego nic ci nie ujawniłem.
Co za ironię losu- pomyślałem. My nawet o naszych relacjach myśleliśmy tak samo. Gdyby tylko któryś się odważył wcześniej nie musielibyśmy przechodzić przez to co działo się teraz.
Po tych słowach pocałował mnie lekko w usta. Usmiechnelismy się do siebie a ja poprosiłem go o to:
-Steve... mógłbyś dziś zostać ze mną na noc??
-Oczywiście Tony...Po tych słowach położył się obok mnie i przyciągnął moją osobę na swój tors. Ja ułożyłem się wygodnie a głowę schowałem w zagłębienia jego szyi.
-Dobranoc kochanie...- powiedział a mi zrobiło się cieplej na sercu.
-Dobranoc kotku - odpowiedziałem na co obaj znów się zasmialismy.To była pierwsza noc od dawna, która przespalem całą bez żadnych koszmarów. Była to jednocześnie najwspanialsza noc w moim życiu bo spędzona z najważniejsza dla mnie osobą.
CZYTASZ
STONY/ one shots
RomancePoświęcenie... coś do czego nie każdy jest zdolny. Jednak czasami zdarzają się osoby, dla których warto poświecić wszystko. Miłość jest wielką niewiadomą. Zapraszam na one shot'y o miłości Steve'a i Tony'ego, która nie zawsze była łatwa, ale ZAWSZE...