8 - Pożegnanie

81 3 0
                                    

Rzuciliśmy wyzwanie obcym w postaci reważu. I choć z początku go nie przyjeli to ostatecznie i tak zmierzyliśmy się na murawie.

Rozpoczelismy jak zwykle. Wczesniej ustaliliśmy plan natarcia wiec powinno isc prosciej. Napastnicy ruszyli a ja zaraz za nimi w formie pomocy. Grała z nami ta cała Tori jako uzupełnienie składu.

Krótkie podania doskonale wychodziły, bynajmniej z początku. Jednak w pewnym momecie obcy i tak przechwycili piłkę.

Mark nie zdarzył obronić i strzelili bramke. Nie traciliśmy ducha walki.

-Mam szczerze dosc tych kosmitów- powiedziałam stojac obok Kevina.

-Nie tylko ty. Mi też działają na nerwy - odpowiedział różowo włosy ruszając dalej. Nie dawaliśmy już rady, było gorzej niż ostatnio. Tym razem Eva i Erick grali.

Axel dostał piłke i wykonał ogniste tornado. Za każdym razem podziwiałam płomienie otaczajace piłke szybującą prosto do bramki. Lecz tym razem było inaczej.

Piłka uderzyła w poprzeczke. Nie dowierzałam. On nigdy nie pudłował a jego techniki były niezawodne. Inni również byli zszokowani tym ze Blaze nie trafił.

Cos było nie tak lecz postanowiłam go spytać po meczu. Moze to tylko jednorazowe? Każdy przecież może mieć jedną wpadke.

Tym razem postanowili wykonać Ognistego koguta. Jakie było moje zdziwienie gdy i ta zagrywaka rowniez zawiodła.

Trenerka jakby nie widzac naszej złej sytuacji kazała nam sie przesunac do przodu. Wszystkim! Mark jako jedyny bronił bramki.

Ten mecz był z góry przegrany.

Skip

Po meczu stalismy koło naszego autokaru. Mark był w pojeździe opatrywany przez Celie po meczu. Ja w tym czasie z Eve prowadziłysmy luźną rozmowe na temat strzałów hisatsu do puki nie przysluchałam sie konwersacji pozostałych. Reszta wczesniej obwiniała sie że to tego wina, tamtego a ja jakoś nie miałam na to ochoty. Po prostu jesteśmi słabi. Kevin wsciekał sie na trenerke. W sumie strategia była dziwna, jesteśmy druzyna i to tak powinnismy grać. Jednak Mark wybronił trenerke tym że chciała go nauczyż zauważać te strzały. W końcu kobieta sama przyszła.

-Axel Blaze - kobieta spojrzała na najbardziej odsunietego od nas zawodnika- w trybie natychmiastowym opuszczasz drużyne.

Nie potrafiłam wydusić słowa. To uderzyło w nas jak grom z jasnego nieba.

Słyszałam szepty innych zawodników. Nie rozumieli jej decyzji a biało włosy? Stał z cieniem szoku na twarzy. Zawsze ukrywał uczucia. Zrozumiał ze to nie żart. Znów przybrał maske obojetnosci i obrócił sie tyłem do nas.

-Poczekaj Axel -Mark zawołał. Blaze stanął w pół kroku- Dlaczego go pani wyrzuca?! Przeciez jest mega piłkarzem!

-Powiedział bym najleprzym! - wypowiedział sie Nathan- jest naszym asem ataku! Nie wygramy bez niego!

-Wyrzuca go pani bo nie trafił dwa razy? -Tym razem wypowiedział sie Boby.

-Nie. To nie z tego powodu prawda? -Spytał Evans szukajac odpowiedzi u trenerki. Ta z początku milczała.

-Moim zadaniem jest stworzyc najsilniejszą drużyne swiata a taka nie potrzebuje Axela Blaze. To moja odpowiedz -odparła jak gdyby nigdy nic. Jakby mówiła o czyms najzwyklejszym na swiecie jak chocby pojscie do sklepu.

Slyszałam oburzenie pozostałych. Nikt nie zauwazył ze owy chłopak juz zblizyl sie do lini drzew.

-Axel wracaj! - Tyle sie odezwałam. Ruszyłam biegiem za przyjacielem.

Zatrzymałam go dopiero przed schodami zaraz przy zniszczonym pomniku.

-Czekaj Axel, co sie stało? Powiedz, wiesz że można mi zaufać. Mimo że nas pokonali to powinno nas to jedynie nakrecać do dalszej walki! - moje czarno zielone włosy powiewały delikatnie na wietrze. Sylwetka chlopaka oswietlona była przez promienie powoli zachodzącego słońca. Niebo rozświetlone było na żółto i pomarańczowo- Nie chcesz sie na nich zemścić za upokorzenia?! - nie wiedziałam juz co mówić. -Powiedz cokolwiek Axel!

-Przykro mi Ren - odwrocił sie do mnie bokiem- ale po prostu nie mogę wam już pomóc - zatkało mnie. Brakło mi słow a sama czułam jak by ktoś zawiazał mi sznur na gardle.

-P..poważnie? - głos lekko mi się załamał, mimo że z tym walczyłam.

Podeszłam do niego i objełam tak jakbym już nigdy go miała nie zobaczyć. Jak by to było nasze ostatnie spotkanie w życiu.

-Obiecaj że wrócisz... obiecaj - chłopak z poczatku zdziwiony moim zachowaniem odwzajemnił uscisk. Zawsze stroniłam od takiej bliskości drógiej osoby ale teraz? Nie chciałam by odszedł.

-Obiecuje Limonko.. - zasmiałam sie cicho. Nazywał mnie tak zawsze gdy doszło do jakiejś spiny między nami i doprowadzało mnie to do szału. Teraz nie przeszkadzalo mi to. Wrecz podniosło mnie to na duchu - Na pewno - puściłam chłopaka a ten po tym jak posłał mi smutne spojrzenie zniknął miedzy linia drzew. Ja stałam tam jeszcze dluzsza chwile patrzac na slońce o cieplych ognistych barwach.

"Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy."

~~~~~~~~~~~~

737 słów. Media znów nie moje.

○ Eclipse ○ Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz