Prolog

2.4K 91 134
                                    

Cisza zakłócana jedynie śpiewem ptaków.
Delikatny powiew ciepłego wiatru.
Światło zachodzącego słońca muskające swoimi promieniami skórę.
Było... idealnie.

Nie. Prawie idealnie.

Dziewczyna westchnęła cicho. Uniosła powieki, pokazując niezwykłe oczy o błękitnych tęczówkach z dwoma pomarańczowymi obwódkami będącymi wokół szaranych źrenic. Spojrzała na czyste, niebieskie niebo ozdobione małymi chmurkami. Powoli uniosła się na łokcie mimo wbijania się kamieni w jej skórę. Rozejrzała się.

Wszystko wokół było rozmyte, jakby za lekką mgłą. Mimo tego jednak dała radę zauważyć ciemnogranatową, szeroką "ścieżkę" odbijającą pomarańczowe światło, która wiła się przed nią. Po drugiej stronie zaś była zielona "ściana". Sięgnęła ręką na bok i chwyciła złożone okulary w czarnej, szerokiej oprawce. Rozłożyła je i wsunęła na swoją twarz, dzięki czemu świat nagle stał się o wiele bardziej wyostrzony.

Teraz widziała doskonale głęboką, szeroką rzekę, która płynęła powoli przed siebie, w stronę majaczących w oddali kominów przemysłowych. Na drugim brzegu drzewa leniwie kołysały się wraz z delikatnymi muśnięciami wiatru. Co jakiś czas wzlatywał jakiś ptak, by po niedługim czasie zniknąć pomiędzy koronami liści, skąd wypływały wesołe, ćwierkające melodie. Koncert natury dopełniały ciche świerszcze, ukrywające się w wysokich trawach za nią, i szumienie roślin.

Dziewczyna westchnęła cicho, unosząc delikatnie kąciki ust i biorąc głęboki oddech.

- [pl] Oh Wisło kochana, ile razy pomogłaś mi uspokoić umysł! - odparła, patrząc na spokojne wody. - Tylko garaż mi daje większą ulgę niż ty. Aż będę za tobą tęsknić. Może i w Stanach będzie mi się żyło lepiej, jednak będzie mi brakowało twoich znanych brzegów. Pamiętam każdy kamyk i każde drzewo, które tutaj jest. Nie mam serca cię opuszczać, jednak muszę to zrobić. Lecz jedno mogę Ci obiecać. Wrócę tu, by jeszcze raz móc zobaczyć ciebie w całej okazałości.

Znów odetchnęła pełną piersią, po chwili poprawiając dłonią bardzo długie, pomarańczowe włosy o brązowych odrostach sięgającymi poziomu jej oczu.

Mimo pięknego, za dobrze jej znanego widoku i ciszy, czuła w sercu smutek. Po raz ostatni mogła tu przyjść. Jutro z samego rana leci do Północnej Ameryki, gdzie będzie kontynuować naukę w prawdopodobnie jednym z najlepszych uniwersytów, Harvardzie. Jej poprzednie, niesamowite umiejętności naukowe odkryte w szkole sprawiły, że zdobyła bardzo wysokie wyniki w nauce i dość sporą ilość nagród w wszelakich konkursach. Zagwarantowało to jej miejsce w tym uniwersytecie i dość wysokie stypendium.

Czy lubiła uczucie, że jest o wiele lepsza od innych? Nie. W żadnym stopniu. Czuła się inna, odmienna. Ogromna wiedza, dziwny wygląd i brak typowego stylu życia sprawiał, że była samotna. Jedyną osobą, która chciała sama z nią rozmawiać przyjaźnie był jej ojciec.

Jej ojciec...

Naracja pierwszoosobowa

Przymknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie ucieczki do garażu taty, gdzie mogłam się ukryć i patrzeć, jak ten dba o swoją mini kolekcję starych motorów. Były zachwycające mimo rdzy i lat. Wciąż pamiętam, jak nie mogłam się nadziwić, jak dużo uczuć im daje podczas odnowy. Prosiłam go, by tłumaczył mi jak działają, co w nich naprawia. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam mu pomagać. Na początku tylko podawałam różne narzędzia i małe części, jednak z czasem mogłam sama dokonywać dobrych napraw, by w końcu ojciec zostawiał mi całkowite naprawy. Nie tylko jego kochanych WSK'ek, często znajomi czy rodzina zostawiali swoje auta do naprawy.

I tak mi zostało. Garaż stał się moją oazą spokoju. Mogłam tam się zamknąć, przebrać z zwykłe, pobrudzone ubrania robocze i pracować w takt muzyki lecącej z głośników. Gdy papa przychodził, rozmawialiśmy, głównie na temat maszyn, które były "w robocie". Widziałam w jego brązowych oczach ojcowską dumę z moich dokonań.

- Wciąż mnie zastanawia, co ty robisz w silnikach, że tak brzmią. - odezwał się pewnego dnia w lato, gdy wieczorem kończyłam naprawę Bory* matki.
- Tak, w sensie że jak? - spytałam, prostując się znad silnika i biorąc jakąś szmatkę, by wytrzeć dłonie ubrudzone smarem.
- Inaczej brzmią, bardziej... czysto, melodyjnie.

Zaśmiałam się cicho, rzucając materiał na stół zawalony narzędziami i częściami. Zabrałam drut podtrzymujący klapę, by po chwili z trzaskiem ją opuścić. Siadłam na krawędzi maski, patrząc na prawie 40-letniego szatyna z lekkim, "piwnym" brzuchem i tygodniowym zarostem.

- No co ja mogę robić z silnikiem? Cylindry tylko czyszczę! No i może wałek korbowy poprawiam, ale drugie raczej dlatego, żeby simmeringi** nie poszły.
- Ja robię podobnie o ile nie identycznie, a silniki po mojej naprawie tak nie brzmią.
- No cóż. Może silniki mnie bardziej lubią i tak mruczą w podzięce za okazanie im zainteresowania? Who know.

Silniki mnie bardziej lubią... Tak samo jak ja je bardziej wolę od ludzi... One nie kłamią, nie oszukują, są od początku szczere i nie oceniają cię. Westchnęłam ciężko.

- Czas wracać do tej popierdolonej rzeczywistości... - z niechęcią wstałam na nogi, poprawiając małą torebkę zawiązaną przy moich biodrach.

Ostatni raz skierowałam wzrok na spokojne wody ojczystej rzeki. Mimowolnie poczułam, jak szklą mi się oczy, gdy uniosłam prawą dłoń i zasalutowałam. Dopiero wtedy odwróciłam wzrok i ruszyłam w stronę leśnej ścieżki, gdzie zostawiłam motor pożyczony od taty.

*Bora - Dokładniej chodzi o Volkswagena Borę. Jest to lekki ukłon w stronę auta, które moja mama i brat mają na spółkę, bo zdawali prawo jazdy w tym samym czasie

 Jest to lekki ukłon w stronę auta, które moja mama i brat mają na spółkę, bo zdawali prawo jazdy w tym samym czasie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*simmeringi - ogólnoświatowa nazwa pierścieni uszczelniających, dzięki nim olej nie cieknie z silnika

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz