Rozdział 7. - TO JEST QUEQUALITY, ŻYCIE NA DŁONI MAM JAK HIEROGLIFY

438 24 10
                                    

- Kuba, mam pytanie... - westchnęła cicho. - Czemu właściwie ja? Jest tyle ladniejszych dziewczyn, na bank lepszych, więc dlaczego ja? - spojrzała głęboko w jego oczy.
- Nie wiem, czemu ty... Ty to po prostu ty. Są rzeczy, których nie da się logicznie wytłumaczyć. Najpierw mi się spodobałaś. Potem miałem takie dziwne uczucie, że chciałem przebywać tylko w twoim otoczeniu i to mnie trzyma cały czas...  - uśmiechnął się szeroko. - Teraz ty mi powiedz dlaczego ja? No poza tym, że jestem diabelnie przystojny i seksowny. - parsknął śmiechem. - Nie no żart.
- Hmmm... - zastanowiła się chwilę. - Bo jesteś inny, niż każdy i wszystko, co jest mi znane do tej pory. Do tego jesteś zagadką, a ja jestem cholernie ciekawą osobą. Masz też w oczach coś, co krzyczy "spadłem na dno, ale się odbiłem i jestem na szczycie". Twoja uroda też ma swój niewielki udział w tym. Jednak nie patrzę na ludzi przez ten pryzmat, bo w końcu na starość każdy z nas będzie stary i pomarszczony... - uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Ty stara i pomarszczona? Niemożliwe... - zaśmiał się i przytulił ją do siebie. - Teraz mi powiedz, co robimy? Jedziemy do Hiszpanii wcześniej, tylko we dwoje, czy od razu z chłopakami?
- Sądzę, że sam podjąłeś już decyzję. Chciałeś odpocząć chwilę, a mówiłeś, że przy chłopakach to nie ma takiej opcji. Poza tym, ja tu tylko sprzątam. - zaśmiała się, przypominając sobie, jak wyglądała sypialnia Quebo kilka godzin wcześniej, kiedy wygłupiali się z Wojtkiem. Ściągnęła go myślami, bo jej telefon się rozdzwonił. Chwyciła w dłoń urządzenie i szybko odebrała. - Hej Koziara, powiedz mi, że masz dla mnie dobre wieści... No spoko, rozumiem. Będę u ciebie z samego rana. Uwielbiam cię, jesteś najlepszy...
- Chyba zacznę się robić zazdrosny... - powiedział patrząc na rozmawiającą blondynkę.
- To do jutra. - rozłączyła się i zapiszczała radośnie wskakując na łóżko. - Będę miała dla ciebie niespodziankę jutro...
- Jesteś nienormalna, ale prezentu nie mogę się doczekać. - uśmiechnął się szeroko do niej. Teraz jego telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Maciek". - No, jeszcze jego tu brakowało...
- Chcesz, to odbiorę. - zaśmiała się. - Padniesz jak zobaczysz jutro ten prezent, mam tylko nadzieję, że zareagujesz na niego pozytywnie. - położyła się przy nim i smyrała panokciami jego brzuch. - Irutuje mnie ten telefon.
- Dobra, czekaj, odbiorę... - złapał za wibrujące urządzenie i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Coś ty nagadał mamie? - usłyszał wściekły głos brata. Sama myśl o nim doprowadzała go do szaleństwa.
- Zapytaj się Natalki, była przy tym, a do tego się przyznała do wszystkiego... Tak z innej parafii, jak będziecie brać ślub, mogę być świadkiem? - Shelby parsknęła śmiechem na te słowa. Przysunęła się po chwili do Kuby i całowała jego szyję, sprawiając, że chłopak się trochę uspokoił, kiedy poddał się pieszczotom.
- Kuba, nie wkurwiaj mnie...
- to ty do mnie dzwonisz. Weź czlowieku się rozpędź, kurwa, i walnij łbem w ścianę. Nie mamy o czym gadać, paa... - rozłączył się i wtulił w blondynkę. - Rozumiesz to? - zaśmiał się do kobiety.
- Temperament w waszej rodzinie, to jest coś pięknego, nie macie włoskich korzeni?
- Powiedziałaś o Włoszech i zjadł bym pizzę. - oboje parsknęli śmiechem. Jednak Shelby widziała w jego oczach, że w jakimś stopniu się przejmuje tym wszystkim.
- Nie powinieneś nawet o nich myśleć, nie są tego warci. Teraz mają się za wielkie ofiary losu... Dupczyć się w klubie było ok, ale jak sprawa się rypła, to już nie jest ok? Ty... A może Natalia liczyła na trójkącik? - dziewczyna się roześmiała. - Oreo z Grabowskich... - aż jej łzy ciurkiem leciały.
- Weź, bo rzygnę. Kestem tylko ciekaw, jak długo to trwa, czy tam trwało. - powiedział pod nosem, patrząc na roześmianą Shelby. Uwielbiał tą wariatkę.
- Nie masz lepszych powodów do myślenia? - przełożyła przez niego nogę i usiadła na nim okrakiem. Zaczęła go dziubać paznokciem po klacie z każdym następnym słowem. - Pomyśl sobie, że jutro wstanę pierwsza, pojadę do Wojtka i przywiozę ci taki prezent, że oszalejesz. Mam nadzieję, że ze szczęścia. - parsknęła śmiechem.
- Dobra, dobra, tylko już mnie tak nie dziubaj. - zaśmiał się ciepło i przyciągnął ją do siebie. Wpił się czule w jej usta i wtulił w nią. - To dobranoc.
- Dobranoc. - uśmiechnęła się szeroko i dała mu buziaka. Po chwili oboje zasnęli.

KOSMOS W GŁOWIE ll   Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz