Harry's POV
Prychnąłem po wejściu do pokoju w celu zabrania ze sobą portfela i komórki, gdy zauważyłem, że po raz kolejny rzeczy na mojej szafce nocnej były ułożone inaczej niż poprzednio.
- Czy te głupie gosposie nie umieją sprzątać tak, by nie przestawiać mi rzeczy? - burknąłem, zerkając na stojące na biurku na wpół rozpoczęte chipsy. Uśmiechnąłem się półgębkiem i podszedłem do drewnianego mebla, aby zrzucić na podłogę paczkę laysów, na które potem nadepnąłem, krusząc kilka chrupków na mnóstwo kawałków. - Ups - wzruszyłem ramionami. - Teraz znowu sobie posprzątasz, ha.
Mlaskałem, może zbyt bardzo obscenicznie gumą, która lepiła się do mojego podniebienia. Sięgnąłem do toaletki po kolejną, zawiniętą w różowy papierek mambę. Oblizując usta, spojrzałem w lustro. Na mojej twarzy rozciągnął się zadowolony uśmiech. Wyglądałem dziś naprawdę w porządku w mojej nowej, kremowej koszuli i podartych na kolanach dżinsach, wbijających się tylko trochę zbyt mocno w moje boczki i krągłości tylnej części ciała.
- Kpisz sobie ze mnie? - prychnąłem ostrzegawczo, sycząc zrowłogo na kosmyk poskręcanych loków, jaki wypadł z mojej fioletowej bandany. Pokręciłem głową, z szuflady wyjmując lakier w sprayu, ówcześnie zdejmując zatyczkę, spryskałem nim ponownie burzę moich orzechowych loczków. - To ten czas, gdy zaczynasz wariować, Styles - mruknąłem, obserwując swe odbicie. - Gadasz do samego siebie i własnych włosów. Samotność cię aż tak zżera?
Skrzywiłem się, to zaczynało być przerażające. Podniosłem się gwałtownie z mojego miejsca, z szafy wyjmując ulubione buty i czarną ramoneskę. Zobaczymy co ciekawego słychać u mojego ojca.
Cóż, w sumie to jego samopoczucie nie obchodziło mnie ani trochę, ale miałem nadzieję na to, że da mi trochę pieniędzy. Musiałem pójść na jakieś konkretne zakupy, ponieważ pół ubrań z mojej szafy totalnie mi się znudziło.
- Tato?! Jesteś w biurze, racja? - zawołałem, stojąc przed dużymi drzwiami pokoju mojego ojca. Zapukałem w nie kilka razy, nie słysząc odpowiedzi, właściwie to uderzyłem w nie całkiem mocno dłonią. - Oczywiście, że tam jesteś - przewróciłem oczami, napierając dłonią na klamkę.
- Nie przeszkadzaj mi, synu - wyszemrał pod nosem, nawet na mnie nie patrząc, gdy wszedłem do środka, krzywiąc się na to puste i mdłe pomieszczenie.
- Chcę tylko, żebyś dał mi pieniądze - odparłem kolokwialnie. - Pięć stówek starczy.
- Dostałeś dwie w tamtym tygodniu - sarknął, nie odrywając wzroku od papierów, które dzierżył w dłoniach. W końcu zdjął okulary z nosa tylko po to, by zmrozić mnie karcącym spojrzeniem. - Nie ma mowy na choćby centa ode mnie do następnego miesiąca. A teraz wypieprzaj już, bo mam pracę.
- Dla ciebie pięćset funtów jest jak podrapanie się po dupie, więc nie udawaj teraz wielce surowego ojca i daj mi jebane pieniądze! - podniosłem głos, tupiąc mocno mogą.
- Wyjdź stąd po prostu, Harry. Trzy sekundy i cię nie ma, rozpieszczony bachorze! - warknął na mnie, bijąc pięścią o stół. Mało co nie podskoczyłem, choć przecież to wcale nie powinno robić na mnie wrażenia. - Masz siedemnaście lat, możesz zacząć zarabiać na siebie sam. Liczę, że gdy zyskasz pełnoletność opuścisz ten dom.
- Wiesz gdzie mnie możesz pocałować? - parsknąłem ironicznym śmiechem, podchodząc do jego portfela, z którego wyciągnąłem kartę kredytową. Jedną z dziesięciu.
- Rozwydrzony smark. Kiedy wylądujesz na ulicy jak zdechły kundel, odpokutujesz to wszystko - z pogardą wrócił do klikania na swoim komputerze. - Nie mam zamiaru trzymać cię dłużej w moim domu.
CZYTASZ
one of seven stories | l.s. ; z.m.
FanfictionHarry jest dzieckiem pary o najbardziej popularnym nazwisku Nowego Jorku, każdy zna małżeństwo Stylesów - w końcu ich firma rozwija się w zastraszającym tempie. Życie bogatego nastolatka nie jest jednak usłane różami; przekonuje się o tym, kiedy jed...