Louis' POV
Tydzień.
Tyle zajęło Harry'emu zebranie sił, by dokonać czegoś naprawdę odważnego. Przez ten tydzień nie działo się dużo, z pozoru nie. Czas mijał spokojnie, ten ogólny oraz ten mój i Harry'ego. Nic się między nami nie zmieniało przez całe te dnie: rozmawialiśmy, czasem oglądaliśmy filmy i kilka razy poszliśmy na spacer, ponieważ pogoda w końcu zaczynała robić się ładna. Słońce wychodziło zza linii horyzontu, a na polanach zaczęły pojawiać się zające i kretowiska. Całe życie się obudziło z nadchodzącą wielkimi krokami wiosną. Dom wypełniony był dźwiękami Lany Del Rey, kiedy wczorajszego wieczoru Harry zapukał do mojego pokoju. Siedziałem przy biurku, załatwiając papierkową robotę, kiedy zapukał i stanąwszy w drzwiach otarł różowy policzek, mówiąc "Nie dam rady. Musisz mnie do nich zabrać". To był naprawdę wielki krok, Harry miał raz na zawsze pożegnać się z rodzicami, ustalić pewne warunki i po prostu odejść. Oni go nie chcieli, a tutaj, cóż, w domu są osoby, które będą na niego czekać, gdy wróci ze szkoły, wspierać go i pocieszać cały czas. To miejsce powoli stawało się jego bezpieczeństwem. Wiedziałem, że to nie będzie proste. Harry stresował się, choć nie chciał tego po sobie pokazać. Widziałem to, zwłaszcza po tym, że cały czas przed każdym uciekał.
Kiedy rozmawiałem jeszcze chwilę z moim bratem, dzierżąc w dłoniach klucz od samochodu, nachylałem się nad blatem kuchennym, wpatrując się w jego pogodną tego dnia buzię. Harry w tym czasie siedział przed domem i mogłem się domyślać, że nie robi nic więcej poza wypatrywaniem się w bezchmurne niebo.
- Jesteś pewien, że pojedziecie tam sami? - z myśli wyrwał mnie głos szatyna. Zamrugałem, kiwając głową.
- Tak, Liam - odparłem pewnie. - Harry zajebiście się boi i nie trzeba być Sherlockiem, aby to dostrzec.
- Zawsze może pojechać ktoś z wami na zapas - kontynuował Payne.
- To mnie Des boi się najbardziej, Liam i nie ukrywajmy, ale to przy mnie Harry czuje się najpewniej.
- Oczywiście, tatuśku - puścił mi oczko. Spojrzałem na niego groźnie, mrużąc powieki. Pozostali domownicy coraz częściej zaczęli dokuczać mi i Harry'ego, mówiąc o jakiś niestworzonych rzeczach. To mnie frustrowało i ani trochę nie bawiło, zwłaszcza kiedy dostrzegałem zakłopotanie na twarzy Curly'ego, kiedy słyszał jeden z wielkim głupich tekstów Nialla albo Liama, którzy takich słów najczęściej używali. To nie tak, że nie wiem jak Harry wygląda niewinnie, uroczo i jak bardzo chciałbym kiedyś usłyszeć... Nie. Nie, Harry teraz tego nie potrzebuje. I ja też nie.
Za bardzo boję się, że bliższy kontakt zniszczyłby naszą relację, jest dobrze jak jest.
Boję się, że mógłbym skrzywdzić Harry'ego, jest zbyt delikatnym chłopcem - potrzebuje kogoś dobrego, lepszego.
Przewróciłem oczami, uderzając kluczykiem bark Liama. Pocałowałem jego czoło, ruszając do wyjścia.
- Kiedyś zrozumiesz, że wcale nie żartowałem - mruknął na odchodne Liam, jednak aby szybko przestać go słuchać, pospiesznie założyłem na nogi buty, na plecy kurtkę i wyszedłem na dwór. Zauważyłem siędzacego na tarasie Harry'ego.
- Jesteś gotowy? Nie musimy jechać tam dzisiaj - podszedłem do niego w delikatny sposób, nie chcąc go przestraszyć, czy wywoływać na nim presji. Siedział na dużym, bujanym fotelu, wyciągając przed siebie swoje nogi.
- Nie, Louis - pokręcił głową, wstając ze zdeterminowaniem na równe nogi. - Muszę to zrobić jak najszybciej, by mieć to z głowy. Inaczej stchórzę i nigdy nie zdobędę się na większą odwagę.
CZYTASZ
one of seven stories | l.s. ; z.m.
FanfictionHarry jest dzieckiem pary o najbardziej popularnym nazwisku Nowego Jorku, każdy zna małżeństwo Stylesów - w końcu ich firma rozwija się w zastraszającym tempie. Życie bogatego nastolatka nie jest jednak usłane różami; przekonuje się o tym, kiedy jed...