Wykorzystując niezręczną sytuację ojca, wyszedłem z pokoju, i nieśmiało zapytałem.
- Ojcze, mógłbym wyjść z przyjaciółmi? Mam weekend...
- Co ty so- Oczywiście... Nie chcesz trochę pieniędzy? - mówiąc to mój ojciec zaciskał zęby, jakby nie wierząc, że sam to powiedział. Ja przyglądałem się za to temu z nieukrytą satysfakcją. Co prawda, później mi się pewnie za to oberwie ale było warto.
Ojciec dał mi kilkanaście dollarów, a ja uśmiechnięty od ucha do ucha wyszedłem z domu. Szkoda, że tak nie może być codziennie. Miły ojciec... To brzmi tak... Nierealnie. Wątpię, żeby był w stanie się zmienić. Nie ma dla kogo.
Wychodząc z domu poprawiłem opaskę, i włosy. Może pójdę nad jezioro? Będę mieć szczęście, jeśli będzie tam Ashley bo przynajmniej będę miał komu się wygadać.
Idąc kawałek zauważyłem przed sobą Philipa.
- Co ty taki wesolutki Phelps? To do ciebie niepodobne. Czyżby twój stary popełnił harakiri?
- Dziwię się, że twój nie popełnił patrząc na twój brzydki ryj codziennie. - odrzuciłem, próbując go ominąć, ale ten tylko chwycił mnie za ramię i odepchnął.
- Co ty powiedziałeś!?
- To co słyszałeś. A teraz daj mi przejść ty bezwartościowy śmieciu. - powiedziałem, lecz chwilę później dostałem z całej siły w brzuch. Oddając atak przywaliłem mu z piąstki w nos. Zaczęliśmy się bić aż w końcu przybiłem go do ziemi. - No, mam nadzieję, że w końcu przestaniesz szczekać. A teraz won. - jak przestraszony piesek chłopak uciekł wycierając potok krwi lecącej mu z nosa. Szkoda, że z ojcem tak sobie nie radzę...
Postanowiłem pójść nad jezioro, żeby trochę pomyśleć. Może zapisałbym się na jakieś kursy samoobrony? Całkiem nieźle poszło mi z tą małą ciotą. Chociaż on w porównaniu do mojego ojca... Mogę sobie jedynie pomarzyć, że powalam go na ziemię. Chciałbym, i to nawet bardzo chociaż raz utrzeć mu tego głupiego nosa. Zobaczyć jak on czuje się, będąc nękanym. Nie dałby rady. Mój ojciec... Jest zbyt słaby, na taki ból. Dobiłyby go jeszcze dodatkowe myśli o mamie. Nie rozumiem, jak długo można żywić do kogoś urazę tak długo? Zginęła w wypadku samochodowym, i przeżyłem ja. On obwinia mnie, tylko dlatego, że mama nie żyje, a żyję ja. Co jest nie tak z tym chorym człowiekiem? Czego on nie rozumie w zdaniu "Kierowca busu pijany uderzył w samochód osobowy.".
Poczułem, jak napływają mi łzy do oczu. Może on ma rację? To było zaledwie trzy lata temu, ja... Ja mogłem temu jakoś zapobiec, prawda? Ja... Ja nie byłem bezbronnym dzieckiem, które ma kilka miesięcy, tylko nastolatkiem... Jestem... Jestem okropnym dzieckiem...
Wstałem z ziemi i otrzepałem spodnie. Nie do końca pewien co robię skoczyłem do jeziora. Nie w celu pływania. Chciałem to po prostu zakończyć. Ten nieustanny ból, ciężar śmierci mojej własnej matki. Ciągłe poniżanie przez własnego ojca. Tak nie powinno się dziać.
Kiedy zaczynałem odczuwać zimno wody, usłyszałem krzyki, bardzo dobrze znajomego mi głosu. To był Sal. Sekundę po tym, poczułem jak jakieś drobne ciałko wyciąga mnie z wody.
- TRAVIS! TRAVIS! TRAVIS OBUDŹ SIĘ, PROSZĘ! - krzyczał swoim charakterystycznym głosem.
- Ja... - ledwo co wyszeptałem, i zacząłem kaszleć dławiąc się wodą. Chłopak szybko wziął moją głowę na swoje kolana, i próbował mi jakoś pomóc. Kiedy zorientowałem się, jak to musi wyglądać poczułem się lekko... Niezręcznie. - Sal, po prostu mnie zostaw i idź. Jakoś sobię poradzę.
- Nie mogę Cię zostawić! Przed chwilą prawie umarłeś, a ja jestem twoim przyjacielem! Przyjaciele sobie pomagają!!
- Pomagasz mi w zbyt wielu kwestiach. Po prostu m- próbowałem powiedzieć, lecz niebieskowłosy zaniósł się płaczem.
- Nie! - krzyknął zrozpaczony chłopak. - Nie zostawię Cię tutaj, słyszysz?! Nie dopóki wszystko nie będzie w porządku!
- Czyli mówisz, że nie opuścisz mnie do śmierci? Moje życie to jedno wielkie gówno, i mogłeś po prostu pozwolić mi utonąć. Problemy same by się rozwiązały.
- Postradałeś zmysły?! Po twojej śmierci byłoby tylko gorzej! Travis, nie wiem co się z tobą dzieje, nie wiem dlaczego to się z tobą dzieje, ale wiem, że ci pomogę. A teraz chodź.
- Gdzie?
- Idziemy do mnie do domu.
- Po co...
- Jak to po co? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Kiedy po kilku minutach nie odpowiedziałem wziął mnie za rękę, i postanowił rozwiać moje wątpliwości - Twój ojciec Cię bije, ty nie możesz tam dłużej zostać.
- I co zrobimy później? Chyba nie zamierzasz zadzwonić na policję, bo i tak nic nie zrobią. A u ciebie do osiemnastki nie mogę zostać. Prędzej czy później twój tata będzie miał mnie dość.
- Ja... Słuchaj Travis, nie wiem jak to będzie, ale wszystko jakoś się ułoży. - powiedział stanowczym tonem, i po prostu mnie pociągnął. Nie wiem skąd w tym chłopaku tyle siły. Sam fakt, jak to musiało wyglądać naprawdę mnie rozśmieszał. Chłopak o (co najmniej) głowę niższy ode mnie ciągnie mnie za rękę tak mocno, że nie mogę zrobić nic innego. Rozkoszne.
CZYTASZ
I'm not gay! | Sally Face | Travis X Sal
FanfictionTravis nigdy nie czuł czegoś tak silnego, od czasu przybycia do szkoły Sally Face. Ten mały, niepozorny chłopak namieszał w jego życiu, do kwadratu. Jednak ile czasu tak naprawdę zajmie mu dowiedzenie się, o co w tym wszystkim chodzi, i co tak napra...