Rozdział szósty

996 27 4
                                    

-AGH DEL OBEJRZYMY KOMEDIE!-wściekła dziewczyna próbuje wyrwać mi z ręki pilota, na co ja reaguje głośnym śmiechem
-Obejrzymy horror-skwitowałam
-Niech Ci będzie, ale ostatni raz wybierasz film

Nie minęło piętnaście minut, a Zoe leżała wtulona w poduszkę, oddala się w objęcia Morfeusza.

Z mojej kieszeni zaczął wydobywać się cichy dźwięk.
-Słucham?- próbowałam mówić najciszej jak się da, by nie obudzić przyjaciółki
-Przypominam, że mamy dzisiaj lekcje- od razu rozpoznałam jego głos, moje serce gwałtownie przyspieszyło
-O Matko! Zapomniałam, ale nie mogę dzisiaj ich mieć, mam gościa
-Chyba będziesz musiała wyprosić tego gościa, jutro masz egzamin, rozmawiałem przed chwilą z twoją mamą- mówi poirytowanym głosem-Przyjadę o dwudziestej- po chwili rozłączył się na co ja lekko się zdziwiłam, rzadko kiedy był taki oschły
-Kto to?- spytała moja przyjaciółka na co lekko podskoczyłam
-Mój korepetytor- skwitowałam
-Korepetytor powiadasz-uniosła brwi
-Tak, korepetytor
-Od miłości?
-Od Hiszpańskiego Zoe- wzruszam ramionami
-Dobra dobra, droczę się tylko z Tobą, powiedz chociaż, że to jakieś ciacho
-Oj tak niezłe ciacho-parsknęłam śmiechem
                            *
Siedziałem w swoim gabinecie i sprawdzałem papiery. Tej roboty jest za dużo,czasem nie daje sobie z nią rady. Nie mogę przestać myśleć o Delii, miałem wiele uczennic, ale ta mimo młodego wieku, doprowadza mnie do szaleństwa. Z drugiej strony chyba jestem dla niej za stary. Ona potrzebuje chłopaka swoim wieku, a nie trzydziestoletniego faceta.
-Harry, mamy mały problem- do gabinetu wchodzi moja matka
-Co się stało?
-Cały pas jest oszroniony i nie możemy przyjąć na nim samolotu- mówi lekko poddenerwowana, moja mama jest wiceprezesem lotniska, bardzo mi pomaga.
-Zadzwonię do kierownika by posypał pas środkami- kobieta podeszła do mnie i złożyła czuły pocałunek na mojej szyi
-Ale mi wyrósł cudowny syn, Vivian byłaby z Ciebie dumna
-Mamo przestań, Viv już nie ma i nie będzie- mówię poirytowanym głosem. Vivian to moja młodsza siostra, która rok temu zginęła w wypadku samochodowym, jechała ze swoim narzeczonym, który był pijany, na nieszczęście jemu nic się nie stało, a mojej siostry nie dało się uratować, dostało poważnego krwotoku wewnętrznego.
-Wiem, że jest Ci ciężko, mi też, wszyscy byliśmy z nią zżyci- rodzicielka nagle posmutniała
-Mamo, będzie dobrze, naprawdę wszystko się jakoś ułoży
-Mam nadzieję synu- kobieta wyszła z gabinetu a ja z rozsypką myśli zostałem sam
                              *
Zegarek wskazywał godzinę dwudziestą dziesięć, a Harry jeszcze się nie pojawił, zaczęłam się trochę niepokoić, ponieważ zawsze był punktualny. Po kilku minutach po domu rozniósł się dzwonek.
-Del ja otworze- pofatygował się tata-Możemy chwile porozmawiać, na te słowa gwałtownie podbiegłam do obu mężczyzn- Na osobności. Delio idź do swojego pokoju- Na twarzy Harrego zauważyłam lekki niepokój
-Dobrze panie Adams, oboje weszli do gabinetu ojca a ja pełna obaw skradłam się koło gabinetu by podsłuchiwać rozmowę
-Dowiedziałem się, że pan jest prezesem lotniska w Calofornii
-Dokładnie- mężczyzna nerwowo poprawił krawat
-Myślę, że mam dla pana ciekawą ofertę, a mam na myśli dofinansowanie lotniska w zamian za udostępnienie kilku hektarów na własną, prywatną działalność, macie świetną ziemię
- A jaka to działalność? - po głosie Styles'a słuchać, że trochę się uspokoił
-Chcę wybudować klinikę, moja żona i ja z wykształcenia jesteśmy lekarzami i chcemy pracować w swoim miejscu. Myślę, że to dobra decyzja
-Też tak uważam i dam Panu jutro znać, muszę jeszcze odbyć kilka rozmów
-Bardzo panu dziękuję, nie będę zajmować czasu. DELIA! Możesz już przyjść
Nie pewnie weszłam do gabinetu.
-Ucz się córeczko- ojciec na moim policzku złożył pocałunek i wyszedł z gabinetu
-Wszystko słyszałam, nie sądziłam, że moi rodzice mają takie plany-mężczyzna bez słowa otworzył podręcznik i zaczął przeglądać strony
-Czemu nic nie mówisz?- pytam z lekkim zdziwieniem
-Z tego co wiem masz jutro egzamin, musisz się na niego przygotować- mówił obojętnym głosem
-Coś się stało?- spytałam z lekkim zmartwieniem
-Nic, po prostu, chcę byś miała dobre wyniki Del
-Em no dobrze? I tak już się bardzo poprawiłam
-Tak, widzę to, ale chcę byś była jeszcze lepsza- naprawdę byłam w szoku, gdzie jest ten Harry
-Udajesz, że między nami do niczego nie doszło?
-Przestań, wcale tak nie jest, po prostu jestem trochę zmęczony, zrób zadanie pierwsze, jak nie będziesz wiedziała co zrobić to pytaj o wszystko- nie moglam rozczytać jego wzroku, był jakiś inny, zmartwiony
-Widzę, że coś się stało- mówię lekko zdenerwowana
-To nie twoja sprawa, rozumiesz?!- uderzył ręką w stół na co ja lekko podskoczyłam
-Dobrze- odpowiedziałam cichym głosem, a swój nos zanurzyłam w podręcznik
-Przepraszam Del, naprawdę mam ciężki dzień-Nie odpowiedziałam, nic już nie odpowiedziałam

Korepetytor|Styles  (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz