Rozdział 5 - Funida

17 1 0
                                    

Podekscytowana biegałam po całym mieszkaniu przenosząc w jedno miejsce wszelakie potrzebne mi przedmioty. Wzięłam do ręki kartkę z listą niezbędnych rzeczy i kolejny raz sprawdziłam czy to już wszystko. Zdecydowana wzięłam borculę i wszystko do niej wkładałam. Zastanawiałam się jakim cudem dałabym radę zmieścić do normalnego worka wszystko co było mi potrzebne. Przezorna spojrzałam po raz ostatni na listę upewniając się, że to już komplet. Zobaczyłam godzinę i z jękiem poszłam po coś do jedzenia. Mając nadmiar czasu, zwłaszcza w porównaniu do energii coraz bardziej się niecierpliwiłam. W końcu zdecydowałam się wyjść chwilkę wcześniej. Zarzuciłam sobie coś na ramiona, aby było mi cieplej. Założyłam borculę na plecy i wróciłam się po dodatkowe liny, tak na wszelki wypadek. Ten, który mnie szpiegował był wampirem, logiczne by było gdybym go tam spotkała. Dalej nie odkryłam o co mogło mu chodzić, więc lepiej być przygotowanym na wszystko. Po raz ostatni próbowałam zorientować się, czy mogłam o czymś zapomnieć i zamknęłam dom. Czekał już na mnie kogman, który wcześniej zamówiłam.

- Dzień dobry.

Uśmiechnęłam się szeroko do staruszka, który siedział z przodu.

- Dzień dobry panienko, gdzie chciałabyś abym cię zawiózł?

Jego uśmiech był chyba jeszcze radośniejszy niż mój. Widać lubił swoją pracę.

- Do zamku Rengikasa.

Momentalnie jego uśmiech zniknął. Obejrzał mnie od góry do dołu oceniająco, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.

- Wybacz, że się wtrącam, ale jaka potrzeba niesie cię do jego królestwa?

- Praca.

- Nie rozumiem.

- Kojarzy Pan bibliotekę w środku lasu?

- Tak.

- Jestem właścicielką. Dostałam okazję, aby poszerzyć zbiory o jego książki.

- To samobójstwo! Nie jest warte kilku książek!

- Proszę już jechać.

Odpowiedziałam spokojnym głosem widząc na horyzoncie wschód słońca. Marudził jeszcze pod nosem, ewidentnie martwiąc się moim losem i wydał dźwięk po którym żubry ruszyły do przodu.

Po głowie latało mi milion myśli, ale próbowałam jak najbardziej skupić się na otoczeniu. Wjechaliśmy do lasu, który otacza mój dom i przejechaliśmy obok mojej biblioteki. Widziałam światła sugerujące, że została już otwarta. Nim dalej jechaliśmy tym gęstszy robił się las. Po pewnym czasie las nagle zniknął. Z szeroko otwartymi oczami rozglądałam się wokół widząc pustą przestrzeń. Dopiero po chwili zrozumiałam, że został wycięty olbrzymi teren wokół jego domu. Na sam widok tego jak wielkie zniszczenia zostały dokonane w florze, a w konsekwencji pewnie i w faunie, przeszedł mnie dreszcz. Nie mogłam na to patrzeć. Szczęśliwie w połowie drogi do murów zaczęłam widzieć pola. Słońce zaczynało być coraz wyżej. Zdjęłam już z siebie wierzchnie ubranie, a i tak ledwo wytrzymywałam od upału. Zaczynałam marzyć o cieniu. Wokół twarzy okręciłam sobie chustę wcześniej oblewając ją wodą, licząc na chociaż odrobinę chłodu. Ku swojemu zdziwieniu pomimo temperatury zobaczyłam na polach ludzi, którzy pracowali. Przejeżdżaliśmy wystarczająco blisko nich, abym zobaczyła jak mokrzy są od potu. Jednak nikt z nich nie robił sobie przerwy na kapkę wody czy otarcie czoła. Musieli już być przyzwyczajeni do takich warunków. Mając głęboko w pamięci wyryty chłód biblioteki nie mogłam sobie wyobrazić takiego życia. Przy murze zostaliśmy zatrzymani przez wampiry. Musiałam pokazać im list z przepustką. Dopiero wtedy pokiwali głową i otworzyli bramę. Mury były wystarczająco wysokie by rzucały dość długi cień na kilka rzędów domów. O ile można tak nazwać budynki, które wyglądają jakby najmniejszy wiatr miał je przewrócić. Wątpiłam czy są wystarczająco ciepłe by zimą nie było problemów ze śniegiem. Na ulicach było już mnóstwo osób. Pomimo tego było cicho. Przerażająco cicho. Jakby bali się zbyt głośno oddychać. Rozglądałam się chłonąć cały widok i dopiero po chwili zorientowałam się co mi nie pasuje. Nigdzie nie widziałam biegających i bawiących się dzieci. Czy to możliwe, że tutaj ich nie ma? Może wcześniej zaczynają szkołę. W końcu udało mi się je dostrzec. Z przerażeniem odkryłam, że są całe brudne, od stóp do głów. Ubranie ledwo się na nich trzyma. Były wychudzone. Do tego zamiast się bawić czy uczyć to nosili ciężkie toboły. Widać jest tu na tyle źle, że każda para rąk się liczy. Nawet jak przez to dzieci miałyby mieć problemy w dorosłym życiu. Kolejny wampir zbliżył się do mnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że podjechaliśmy do kolejnej bramy. Dalej w szoku pokazałam mu list i pozwolono nam pojechać dalej. Za murem było już widać różnicę. Domy były w większości całe i zadbane. Nim bliżej centrum byłam tym lepsze były warunki. Każdy kolejny mur oddzielał od siebie warstwy społeczne jakie tutaj mieszkały. Po przekroczeniu ostatniej bramy zobaczyłam najbardziej bogato zdobiony zamek jaki kiedykolwiek widziałam. Z każdej strony patrzyły na mnie rzeźbione potwory. Budynek był otoczony wodą i tylko z jednej strony był zwodzony most, którym można było dostać się do środka. Zapłaciłam przewoźnikowi, który niemal od razu odjechał. Moje podekscytowanie walczyło ze strachem o uwagę. Chciałam zapukać w drzwi, ale otworzyły się zanim to zrobiłam. Zdumiona otworzyłam szeroko usta widząc przepych panujący wokół. Wszędzie widziałam błyszczące, wypolerowane kamienie. Mnóstwo stojących rzeźb, na ścianach obok obrazów wisiały czaszki upolowanych zwierząt. A na podłodze w wielu miejscach leżały futra.

WybraniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz