Czy to wszystko w ogóle ma sens? Największą władzę mają ci, którzy najbardziej się od wszystkich izolują. Ich decyzje najbardziej wpływają na tych najbardziej prospołecznych. To najbiedniejsze osoby odczuwają decyzje, na które nigdy w życiu nie mogli mieć wpływu. Kto na to pozwolił, aby pojedyncze jednostki dyktowały warunki masom? Czy nie lepiej by było gdyby każdy mógł kierować swoim własnym życiem? I chociaż logika podpowiada mi, że tak właśnie powinien wyglądać idealny świat to mam świadomość, iż to by była jedna wielka głupota. Rodzic decyduje o tym co jest najlepsze dla jego dziecka, bo się o nie chociaż trochę troszczy. Natomiast ma się w dupie pozostałe latające bez sensu bachory. Wszyscy dorastają i gdyby każdy dbał tylko o swój interes to w konsekwencji co druga osoba dość szybko by umierała. Owszem, dzięki temu nie byłoby masowego umierania w obliczu wojen, bo po co ktoś miałby je prowadzić. Nie byłoby aż takich podziałów na biednych i bogatych. Za to wszystkim doskwierałaby samotność i poczucie bezsensu życia. Może właśnie z tego powodu tak to wszystko teraz przeżywam? Moi rówieśnicy dawno już mają ustawione życie, tymczasem dalej siedzę sama, wspierana jedynie przez moją pasję do książek. Momentami tak bardzo wgłębiam się w to co robię, że zapominam kim jestem. Przez krótką chwilę mogę być bohaterem, ofiarą, biedakiem i władcą. Wszystko jest możliwe. Wszystko już chociaż raz się zdarzyło. Więc wszystko może się powtórzy. Przekręciłam głowę na bok z żalem dostrzegając pierwsze promienie słońca. Kolejny raz zamiast odpocząć przed pracą to całą noc spędziłam na filozoficznych rozkminach. Mam już świadomość, że nie przepiszę wszystkich książek wampira. Tak samo jak wiem, iż nie ma tam nic co byłoby chociaż trochę wartościowe. Rzucił mi jakieś ochłapy mając nadzieję, że dam mu spokój. Kątem oka zobaczyłam jakiś błysk. Przez okno wszedł do mojego pokoju zmienny. Rozglądał się wokoło szukając mnie. Rozgrzałam bransoletkę, chcąc porozumieć się z Noimentą. Szlag, nie odbiera. Jak dobrze, że mam dziwne nawyki. Szybkim ruchem zarzuciłam linę przez kółko zwisające z sufitu, robiąc pętle na szyi mężczyzny. Podniosłam go na tyle, by się przyduszał i musiał stać na palcach. Przywiązałam linę do kółka na ścianie. Zaczęłam dokładnie rozglądać się po pomieszczeniu. Wyjrzałam przez okno. Przeszłam się po domu. Był sam. Zamyślona wróciłam do niego. Jego twarz była już w kolorze śliwki. Odwiązałam linę i delikatnie ją poluzowałam.
- Opuść ręce to pozwolę ci stanąć na ziemi.
Z wahaniem, wbrew sobie opuścił je. Poluzowałam linę jeszcze bardziej, pozwalając mu stanąć całymi stopami. Od razu uniósł je ponownie chcąc włożyć dłonie między linę, a szyję. Pociągnęłam linę, aby ponownie zacząć go dusić. Odrobina tlenu sprawiła, że zaczął myśleć. Zamienił swój paznokieć w pazur, ale nie dał rady go przeciąć. Uśmiechnęłam się na wspomnienia, uczyłam się na błędach.
- Tylko jeśli będziesz miał opuszczone ręce to dam ci dostęp do tlenu na tyle byś mógł odpowiedzieć na moje pytania.
Walczył z sobą, ale udało mu się opuścić ręce. Poluzowałam linę, tym razem już nie próbował do niej sięgać. Oddychał głośno, wielkimi haustami biorąc powietrze.
- To teraz kilka słów wstępu. Włamałeś się do mojego domu. Nie mam co do ciebie zbyt pozytywnych emocji. Jesteś w pozycji gdy mogę cię dość łatwo zabić i to bez większego wysiłku. Możesz też mi wierzyć, że potrafię pozbywać się ciał, więc nie zrobisz mi większego problemu. Zabawa jest prosta. Ja zadaję pytania, a ty na nie odpowiadasz. Rozumiesz?
Mężczyzna niepewnie pokiwał głową. Delikatnie go przydusiłam, dosłownie na kilka sekund.
- Jeszcze raz. Ja zadaje pytania, ty na nie odpowiadasz. Rozumiesz?
- Tak.
Jego głos był bardzo zachrypnięty. I mimo wszystko brzmiał jakby był bardziej zły niż przestraszony.
CZYTASZ
Wybrani
FantasyGdy przychodzą mroczne czasy. Dni wojennej zawieruchy. Kiedy chwilowy rozejm wisi na włosku. Właśnie wtedy i tylko wtedy zaczyna się ujawniać proroctwo. Każdy jego element nie ma najmniejszego sensu. Dopiero gdy przepowiednia będzie kompletna, będ...