Pieprzoną głupotą było z mojej strony, aby wracać do domu. Jednocześnie miałam świadomość, że jeśli nie zabiorę przynajmniej broni to będę w czarnej dupie. Genialne z mojej strony było, iż udałam się tam od razu jak tylko uciekłam z jego pałacu. Cholerne szczęście miałam, że nikt za mną nie poszedł. Byłam zbyt zmęczona, chyba głównie psychicznie, aby wygrać jakąkolwiek większą walkę. Znalazłam wystarczająco wysokie drzewo, aby się na nim ukryć. Opatrzyłam swoje rany, zadbałam o to by nie było czuć mojego zapachu i z wysiłku zasnęłam. Szczęścia miałam chyba jeszcze więcej, bo nikt mnie nie szukał. Może zabiłam ich wystarczająco dużo, aby sobie odpuścili? Przez chwilę myślałam o ucieczce, ale zrozumiałam, że niezależnie od tego jak daleko będę to i tak istnieje ryzyko, że wampiry lub wilkołaki mnie znajdą. Celem moich poszukiwań było skupisko najwyższych drzew o jak najgęstszej koronie. Pierwszy raz weszłam na tyle wysoko, by usiąść na samym czubku. Tutaj było tak spokojnie. Z każdej strony widziałam tylko zielone morze liści szumiących w taki sposób, jakby chciały zaśpiewać mi kołysankę. Właśnie wtedy zrozumiałam, że powinnam stworzyć sobie pseudo dom w koronach drzew. Przynajmniej dopóki nie wymyślę czegoś lepszego. Patrząc dalej na południe widać było wyrąbaną połać lasu na miasto wampira. Na północy wśród drzew były ukryte domy wilkołaków. Jeden z nich był dużo wyższy od okolicznych drzew. Zrozumiałam, że nie mogę się budować zbyt wysoko, aby mnie nie zobaczyli. Nie potrafiłam zbyt długo siedzieć bezczynnie, bo od razu ogarniała mnie panika. Stworzenie hamaka nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Ogarnięcie dachu wystarczającego, by nie padało mi na głowę też nie było trudne. Dużo więcej energii musiałam poświęcić na zbudowanie podłogi, po której mogłabym chodzić. Wszędzie gdzie tylko mogłam poukrywałam swoje liny. Część z nich rozłożyłam też w innych rejonach lasu, tak na wszelki wypadek jakby moja kryjówka została odkryta. Ogromną szansę na przetrwanie widziałam w fakcie, że żaden gatunek nie lubi się wspinać. Nikt normalny nie wpadnie na pomysł, aby szukać mnie na drzewie. Teoretycznie ktoś może skojarzyć, że jest to możliwe skoro umiem latać na linach. Jednak nikt nie będzie skakał z gałęzi na gałąź w poszukiwaniu osoby, której nie czuje. Jeśli tylko udałoby mi się wymyślić jakiś sposób na zdobywanie jedzenia i wody bez schodzenia na dół to ryzyko, że mnie znajdą byłoby znikome.
- Funida?
- Coś się dzieje?
- Nie, po prostu się o ciebie martwię.
- Wymyśliłaś może co mogę zrobić?
- Raczej nie. Jedyny pomysł jaki mam, to żebyś ze mną zamieszkała. On na pewno pomoże.
- Tobie tak. Mi niekoniecznie.
- Musisz kiedyś nauczyć się ufać ludziom.
- Możliwe.
- Funida?
- Tak?
- Znowu masz ten głos.
- Jaki głos?
- Jakbyś planowała coś szalonego i skrajnie nieodpowiedzialnego.
- Ja? Każda moja decyzja jest przemyślana.
- Funida!
- Tak?
- Co planujesz?
- Myślałam, by przejść się do biblioteki.
- Zwariowałaś!
- Możliwe. Siedzę w ukryciu już dwa tygodnie. A jeśli coś się stało?
CZYTASZ
Wybrani
FantasyGdy przychodzą mroczne czasy. Dni wojennej zawieruchy. Kiedy chwilowy rozejm wisi na włosku. Właśnie wtedy i tylko wtedy zaczyna się ujawniać proroctwo. Każdy jego element nie ma najmniejszego sensu. Dopiero gdy przepowiednia będzie kompletna, będ...