06

691 46 5
                                    

I kolejny rozdział. Tym razem z drobnym opóźnieniem i błędami, bo nie miałam nawet czasu wysłać go do poprawy.

Dzisiaj muzycznie Vecordia- Rude! Miłego słuchania.



Następnego dnia Vega obudziła się o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Słońce dopiero wstawało nad horyzontem, więc miała mnóstwo czasu do rozpoczęcia porannej praktyki i treningu smoka po południu. Usiadła na łóżku, przetarła kilkukrotnie oczy i z uśmiechem wyskoczyła spod futer, prosto w kierunku łóżka siostry, która... Której nie było. Zmarszczyła z niezadowoleniem brwi i, w biegu myjąc się i ubierając, zastanawiała się, gdzie mogła się udać. Zbiegając po schodach, wciągnęła przez głowę ulubiony bezrękawnik z kapturem i wpadła do kuchni, oczekując zastać Hiccę, szykującą śniadanie.

Nie było ani jej, ani żadnych śladów jej bytności. Spróbowała przypomnieć sobie, czy w ogóle wróciła wczoraj do domu, ale kiedy wymknęła się z ogniska ona jeszcze tam siedziała. Westchnęła tylko ciężko i, złapawszy kawałek chleba, pomknęła przez wioskę w kierunku kuźni. Pyskacz kręcił się już w środku, podśpiewując pod nosem. Nie tracąc rozpędu, wskoczyła prosto przez okno i wystraszyła honorowego wuja. Mężczyzna z okrzykiem zaskoczenie wymierzył w nią hak, na co i ona wrzasnęła i cofnęła się wpadając na parapet.

- Vega, dziewczyno, jesteś szalona?!- zganił ją, potrząsając ramionami.- Pomyślałaś, co by mi zrobił twój ojciec, gdybym cie jednak na ten hak nadział?!

- Przepraszam, przepraszam- rzuciła beztrosko, nie przejmując się jego marudzeniem. - Widziałeś dzisiaj Hiccę?

- Nie było jej kiedy przyszedłem- odpowiedział od razu.- Czyżbyś znowu ją zgubiła?

- Gdzie ta dziewczyna się podziewa?- zapytała samą siebie, wpatrując się w krążących ludzi.

XXX

Tymczasem Hicca, nieświadoma rozterek siostry, przedzierała się przez las, ze swoim wczorajszym wynalazkiem pod pachą i ciężkim koszem ryb, na ramionach. W końcu dotarła do zatoczki i ostrożnie zeszła po kamieniach.

- Szczerbata mordko!- zawołała wesoło, podchodząc do stawu i zrzucając kosz z ramienia. Smok szybko wyłonił się zza skał.- Proszę. Przyniosłam ci małe śniadanko- kopnęła kosz i pozwoliła, by zawartość wysypała się na brzeg. Skrzywiła się, kiedy ostry zapach uderzył ją w nos.- Ale zapachy. Mamy tu łososia, świeżego islandzkiego dorsza i wędzonego węgorza- wyłowiła obślizgłego żółto-czarnego węgorza i pokazała smokowi. Gad zjeżył się cały i cofnął sycząc na nią z przerażeniem. Zaskoczona jego reakcją sama cofnęła się o kilka kroków.- Nie, nie, nie- wyrzuciła rybę daleko od siebie i wyciągnęła rękę uspokajająco do smoka.- Już go nie ma. Widzisz?- Nocna Furia prychnął na nią i nieufnie zaczął obwąchiwać pozostały stos.

Zadowolona, że smok zajął się jedzeniem powoli obeszła go, zatrzymując się przy uszkodzonym ogonie. Lewa płetwa zniknęła bez śladu. Ostrożnie rozłożyła protezę obok ogona i spróbowała ją przymocować, ale smok cały czas się poruszał, utrudniając jej zadanie. Zdeterminowana, by utrzymać go w miejscu usiadła na ogonie okrakiem i przypięła go mocno zapinając klamry. Oceniając swoją prace, nie zauważyła, że gad przygotowuje się do lotu. Poczuła tylko szarpniecie i nagle znalazła się w powietrzu. Mocno chwyciła się ogona, obejmując go nogami i rękoma. Kiedy jednak zauważyła, że zaczęli spadać, wyciągnęła prawą rękę i mocnym szarpnięciem otworzyła sztuczną płetwę. Smok odzyskał kontrole nad lotem.

- To działa!- krzyknęła, a pęd wiatru porwał jej słowa.- Tak! Udało się!

Przelatywali nad jeziorkiem, kiedy Nocna Furia zdał sobie sprawę z niechcianego pasażera na ogonie. Zirytowany nierozważnością ludzkiego pisklaka, machnął ogonem zrzucając ją do wody. Wpadła z pluskiem i zniknęła pod wodą, a dziwne urządzenie, które przyczepiła mu do ogona złożyło się i nagle znowu stracił kontrole nad swoim lotem.

Dragon Lady: JWSWhere stories live. Discover now