VIII.Kolory.

387 50 74
                                    

 Dipper zachwiał się i tylko dzięki Ładnemu, nie zleciał z drabiny prowadzącej do, skrytych pod domem Nozomi, korytarzy i pomieszczeń wypełnionych kolejnymi, mniej użytecznymi, książkami, świecami i zapachem rozkładu bijącym od martwych zwierząt zapakowanych w misy, rozłożonych na tacach i wypełniających srebrzyste puchary swoją krwią. Po szarych ścianach wędrowały pająki i inne, brązowe i dziwnie czerwone, robaki. Za to wszelkie drzwi wyglądały, jakby dopiero wczoraj ktoś je kupił i wstawił — nowe, czyste i jasne, kompletnie nie pasowały do całej reszty, ale Dipper nie miał czasu interesować się tym.

Chociaż minęła dobra godzina, wciąż odczuwał smutek po wyrecytowaniu ❝Do błękitu❞, wciąż coś w nim znowu płakało za rodzicami, wujkami i Mabel, jak dzień po ich śmierci (bo w momencie, gdy płonęli na jego oczach, nie potrafił ani krzyknąć, ani zapłakać. Dopiero następnego dnia wszystko uderzyło ze zdwojoną siłą i zmusiło go do kulenia się w łóżku, szarpania za włosy i wycia). Ładny powiedział mu, że to normalne — brimerie miały to sobie, że wypuszczały z człowieka emocje, od których ten chciałby uciec. Jak wszystko, co tworzyły demony, i one zostały pokryte magią, która odżywała na stronicach ilekroć odnajdywała w czytającym smutek; odnajdywały darmowy bufet i mogły się chwycić bolesnych wspomnień, i przecisnąć je na światło dzienne, napędzić nimi swoje ilustracje. Bez tego, podziwiane przez kogoś wesołego, stawały się nieszkodliwymi zapiskami. Dipper zastanawiał się czy Bill wiedział, że to tak się skończy; czy z czystej premedytacji sięgnął po tomik brimerii i odnalazł tę najlepiej pasującą, by później zasiać w nim ciekawość historyjką o Gleefulach i wężu przyjmującym ludzkie ciało oraz ich nazwisko. A może to tylko przypadek i Cipher wcale nie wiedział, że Dipper zechce przeczytać je na głos? Kiedy wszystko się skończy, będzie musiał go o to spytać.

Podskoczył, gdy Nozomi nagle, na najniższym poziomie zapaliła światła, a lampy wydały złowieszczy dźwięk, jakby zaraz wszystkie żarówki miały popękać i przedziurawić swoimi odłamkami ich ciała. Oczywiście ostatecznie nic takiego się nie zdarzyło, jedynie do oczu, które już przywykły do ciemności, naleciały łzy, a korytarz okazał się wcale nie tak długi, jak początkowo zakładał Dipper.

W porównaniu do wyższych pięter tutaj dominowała biel. Najprawdziwsza, niezszarzała biel okrywająca ściany, będąca kafelkami pod ich stopami i sufitem nad głowami. Wokół ostatnich, umieszczonych zaraz naprzeciwko drabiny, drzwi wszczepione w ścianę tkwiły małe, ozdobne kamyki — w większości jasne, czasem pokryte czerwoną farbą. Same drzwi przypominały Dipperowi jakieś ogromne, wyjęte z powieści fantasy wrota do innego świata — z metalowych, lśniących blach wystawały postacie składające dłonie do modlitwy, ozdobione wieńcami laurowymi i delikatnymi tunikami i pasami zaczynającymi się na szyi, a kończącymi przy biodrach. Ich nieruchome twarze z zamkniętymi oczami, małymi noskami i otwartymi ustami, wywoływały u Dippera nieprzyjemny dreszcz; łączyły z obrazami, które przyszło mu oglądać, nim dotarł do Albrechta i, które to stanowiły ilustrację dla tekstów o demonach zajmujących się mszczeniem na ludziach. Niewinnie wyglądające, łatwiej zbliżały się do przyszłych ofiar i atakowały, gdy te niczego się nie spodziewały.

Schowany za nimi pokój nie należał do tych przesadnie dużych albo chociaż średnich. Był malutki, a sporą jego część zajmował prostokątny basen, obok którego, przy tych najdłuższych bokach, stały drewniane ławy. W ścianach, wysoko przy samym suficie, tkwiły dziury i gdy Nozomi nacisnęła na coś, wydobyły się z nich gęste kłęby pary, a chłód, który odczuwał Dipper powoli zaczął przeistaczać się w przesadne ciepło. Nad ich głowami wisiały kolorowe, przyczepione do cieniutkich drucików, wieszaki.

— Położycie na nich ubrania — wyjaśniła Nozomi, jednocześnie wsypując do wody roślino-kwiatową papkę, od której ta zabarwiła na zielono i prześmierdła.

[D1]DEPRAVITY FALLSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz